Wpis z mikrobloga

#pasta #bekaztransa #kierowcy

Z pamietnika kierowcy.
08.09.2017, piatek.
Tego dnia ferwor walki branzy transportowej towarzyszyl mi od wczesnych godzin porannych.
Uwijajac sie niczym maratonczyk z ostrym rozwolnieniem, zrzucilem dwa ostatnie punkty meblowe i pelen samozachwytu, poczalem przemieszczac swoje tluste dupsko na miejsce kolejnego zaladunku.
-Ehhh! Wracam do domu! Sex z kobita, pieniadze, cieple zarcie, czysty sedes! Jea!!! Jak ja sie kurna ciesze! - pomyslalem, wesolo podskakujac na fotelu mojej dzielnej ciezarowki.
Bo ktoz nie lubi powrotow do domu??
Kazdy zawodowy czci dzien zaladunku powrotnego, niczym muslim zakup zgrabnej kozy do wspolzycia!
Na tygodniu czlowiek lubi foszyc i wybrzydzac, a ze meble fe, a ze stal be i ladowana dachem, a ze prawej strony nie rozepne za ch*ja Wacława... Ale na powrocie sprawa wyglada juz inaczej...
Wtedy fochmen wezmie wszystko, procz rzadkiego gowna i goracego zelaza!
I tak armia narwanych Januszy, ktorym spieszno do kobity, wodki i czystego kibla, laduje te BigBagi pietrowane, deski luzem, szprychy w klebkach, tory kolejowe, meble, wode do pierdonki, stal w Arcelor, nawoz konski luzem, smieci w belach, majty dla puszystych wprost do Lidla, czy nawet palety do Rabena w Sosnowcu...
Jednym slowem desperacja pelnym ryjem.
Tak tez skonczylem dzis i ja...
Po dojechaniu po swoja porcje piatkowego hardkoru, zarejestrowalem sie na bramie i stanalem w kolejeczce, jak Pan ciec przykazal.
Stalo tam juz kilku nieszczesnikow roznych nacji.
Byl tam Romek, Kokott z tlusta kitka, mlody Pastuch frigo, dwoch Madziarow, Serb w kreszowym dresie i kilku rozwrzeszczanych wrogow zza Odry...
-No i super, przezajebiscie, towarzystwo ku*wa, jak z ulicy sezamkowej po wciagnieciu torby mefedronu... - syknalem przez zacisniete zeby, krzywiac twarzoczaszke w grymasie niezadowolenia...
Ale coz, taki los, zaladowac te BigBagi trzeba, a majac w perspektywie rychla prokreacje z zona, byla tez i motywacja!
Czas plynal bardzo szybko, gdyz nie zdazylem dobrze sie wynudzic, a juz zaladowany odjezdzalem spod rampy.
Na parkingu grzecznie sie rozplandeczylem i poczalem szykowac klamry, gdy nagle katem oka dostrzeglem starszego goscia, ktory stekajac w nieboglosy probowal domknac zdezelowane drzwi naczepy...
Majac w sobie honor, godnosc i zasady kierowcy zawodowego, bez zastanowienia ruszylem mu na pomoc!
-E, koleka, problem?? - rozpoczalem konwersacje, w profesjonalnym truckerskim zargonie.
Starszy gosciu spojrzal na mnie zdziwionym wzrokiem i wyszczerzajac swe skape, brunatne uzebienie odrzekl:
-Harpffeszel keszel meszel peszel!!! #!$%@?!!!
W tym momencie wbilo mnie w asfalt, jak igle w dupe sterydziarza...
W glowie mysl szybka, niczym stosunek seksualny szynszyla - Chryste Panie, Madziar!!!
Kto zna ten narod, ten wie ze nie da sie z nimi dogadac w zadnym jezyku, procz ich ojczystego! To juz z Ruskiem, Czechem, Serbem, czy Szoszonem z Ukrainy mozna cos ukombinowac,ale z Madziarem, za Chiny nie da rady!!!
-Eszle murpftusz pryszel, #!$%@?!!! - krzyknal, pokazujac mi krzywe jak penis brontozaura drzwi naczepy.
Nie moglem sie powstrzymac i jebnalem smiechem!!! No ten jezyk w jego wykonaniu byl zbyt mocnym doznaniem dla moich zuzytych juz neuronow w mozgu...
Dziadek znow wyszczerzyl kly i gestykulujac poczal mi rozprawiac dalej. Z jego szeleszczenia i sygnalow niewerbalnych wywnioskowalem, ze we dwoch mamy te drzwi lekko uniesc i trzasnac ile sil.
No wiec podszedlem, chwycilem z nim zelastwo i pokazujac palcem glowe kolo ucha, mowie: "na trzy, drei, three, tri. Ty panimajesz koleka??"
Kiwnal glowa, ze niby tak, wiec mysle sobie - kurfa sukces, szmal i masywny fejm w ty fabryce jest nasz!
Spielismy sie wiec w sobie iiii...
-Egy! Kertusz! Harszusz, #!$%@?!!! - krzyknal z calych sil, rozsiewajac sline prosto na mnie!
Nie moglem, jebnalem smiechem po raz drugi!!! No nie moglem, musialem puscic drzwi, a z oczu pociekly mi lzy...
Mysle sobie, kurfa dziadek, wez ze przestan mowic po swojemu, bo tych drzwi nigdy nie zamkniemy!
Ok,pelna powaga, proba numer dwa!
-Egy! Kertusz! Harszusz, #!$%@?!!!
BUAHAHAHAHAAAA!!! Nie moglem, poplakalem sie i zgialem w pol!
-Asztrapsiu #!$%@?... Hepsztrypsik trukusztera pasztusz parputuptu.
BUAHAHAHAHA - kolejny wylew, leze na asfalcie, konam!
Starszy Madziar zmierzyl mnie przerazonym wzrokiem i machnal obiema rekami...
Plakalem nadal... Nie moglem sie podniesc...
W tym czasie Madziar odjechal kilka metrow na pochylony w druga strone teren, wyszedl i szeleszczac cos pod nosem, jebnal drzwiami, zamykajac je w ulamku sekundy...
Na odchodne zmierzyl mnie znow wzrokiem, podszedl i probowal usciskac, ale na cale szczescie poprzestalismy na braterskim gescie uscisku dloni.
Ciekawe, co se wtedy chop o mnie pomyslal?? Ze jestem jakis psychiczny?? Moze ulomny umyslowo?? A moze nacpany cholernie dobrym stafem??
Tak, czy inaczej dzien uznaje za udany... Jeden z tych, ktore nie sa szare i nudne, w trudnych realiach ciezkiego transportu... Amen. ;]
  • 3