Wpis z mikrobloga

#azjatyckaowca #filipiny #isis #azja #geopolityka

Dziś trochę inaczej, bo tłumaczenie tekstu z filipińskiej prasy, dotyczącego szczegółów walki w Marawi na Filipinach, które pokazuje w jak trudnych warunkach była prowadzona walka z Państwem Islamskim.

Mała prywata: razem z moim kołem studenckim organizujemy wydarzenie poświęcone kongresowi w Chinach, jeśli ktoś będzie miał czas w ten czwartek o 19:00 w Warszawie to zachęcam :) https://www.facebook.com/events/1304447102995038/

____

http://www.polska-azja.pl/filipiny-wewnatrz-tuneli-betonowej-dzungli-marawi/

Artykuł jest tłumaczeniem reportażu jednego z filipińskich dziennikarzy, Raffy'ego Tima, który miał możliwość odwiedzenia obszarów walk w Marawi, opisującego taktykę walk terrorystów w mieście.

Źródło i więcej zdjęć: http://www.gmanetwork.com/news/news/specialreports/631937/inside-enemy-tunnels-and-the-concrete-jungle-of-marawi/story/

To był mój trzeci raz wewnątrz strefy walk. Ale zgodnie ze słowami członków Trzeciego Batalionu Scout Ranger którym towarzyszyłem, to będzie pierwszy raz, kiedy dziennikarz będzie miał okazję zobaczenia systemu tuneli, których wrogowie używali do zabawy w kotka i myszkę podczas odbijania miasta Marawi. Dla dziennikarzy, którzy zajmowali się bitwą o Marawi, centralna strefa walk była w dużej większości zagadką. Opowieści mówiące o tym, w jaki sposób terroryści używali rozległych sieci tuneli oraz umocnionych pozycji snajperskich, by utrzymać Marawi przez niemalże pięć miesięcy, nigdy tak naprawdę nie zostały niezależnie zweryfikowane. Aż do teraz.

Scout Rangers zaprowadzili mnie do dwupiętrowego budynku, gdzie przez kilka tygodni snajperzy wstrzymywali postępy wojsk wewnątrz miasta. Powiedzieli, że nie mogli nawet przejść przez ulicę ze względu na pochodzący z tego budynku ostrzał z granatników M203 oraz broni snajperskiej.

Raz spróbował jeden z żołnierzy. Dostał w ramię, kula wyszła przez jego twarz, druzgocąc mu szczękę. Żołnierze, mając znaczną przewagę siły ognia, wystrzeliwali w kierunku budynku pociski z czego tylko mogli, dopóki snajperski ogień nie ucichł. Ale gdy tylko weszli do tego budynku, snajper ponownie się odezwał. To wtedy prowadzący oddział zauważył małą dziurkę w najdalej oddalonej ścianie pokoju dziennego, wypluwającą ogniki pocisków w jego kierunku. Pomimo ostrzału odpowiedział ogniem, czym zmusił przeciwnika do przerwania strzelaniny. Równocześnie do budynku weszli kolejni żołnierze, którzy także zaczęli ostrzeliwać małą dziurkę w ścianie. I nastała cisza.

Żołnierze uważnie szli do przodu, mając nadzieję, że przeciwnik po drugiej stronie ściany został albo zabity, albo chociaż poważnie raniony. Ale zgodnie z tym, jak byli uczeni podczas szkolenia - zagrożenie nie zostało zażegnane dopóki nie otworzysz drzwi i nie zobaczysz ciała swojego przeciwnika. Zanim dotarli do małych drzwi, prowadzących do gniazdka snajpera, będącym komórką pod schodami, musieli oczyścić jeszcze jeden pokój. Dopiero wtedy delikatnie uchylając małe drzwi jeden z żołnierzy wrzucił granat do środka. Chwilę po wybuchu znaleźli się w środku. Ale snajpera wewnątrz już nie było.

Mając w pamięci relację żołnierzy, wszedłem do domu przez dziurę w ścianie. Możliwe, że snajper tu operujący był bojownikiem pochodzącym zza granicy, zgodnie z ich słowami. Ci tak zwani dżihadyści byli rozmieszczeni na strategicznych pozycjach, ich gniazda snajperskie znajdowały się zwykle blisko dróg ucieczki pozwalających im na zmianę pozycji bez ujawniania swojej obecności na powierzchni w terenie. Zagraniczni bojownicy, jak mówili żołnierze, byli bardzo wysoko cenieni przez grupę terrorystyczną.

Kiedy wszedłem do pomieszczenia będącego gniazdem snajperskim, poczułem delikatny zapach prochu strzelniczego zmieszanego z wilgocią gleby. Półtora metra od wspomnianej wcześniej dziurki w ścianie znajdowało się wydrążone w betonowej posadzce wejście do tunelu. Ziemia wykopana podczas jego utworzenia była zapakowana w worki i służyła jako osłony. Tunel był płytki, jedynie półtora metra głębokości. Na dnie rozdzielał się na dwie odnogi. Żołnierz oznajmił, że jedna z nich prowadziła do domu znajdującego się wzdłuż tej ulicy, druga zaś do wyjścia znajdującego się z tyłu budynku. Zaprowadzili mnie tam. Wejście było wystarczająco duże bym mógł kucnąć. Po 2,5 metrach tunel rozdzielał się na dwie części: jedna prowadziła do budynku, druga zaś prowadziła do pobliskiej ulicy, gdzie znajdowała się relatywnie nowa nitka kanalizacji. Nie ośmieliłem się pójść dalej. Tunel nie został jeszcze ostatecznie oczyszczony.

Wyobrażając sobie ostatnie chwile zanim budynek został zajęty przez wojsko, snajper mógł użyć tunelu albo do przeniesienia się do pobliskiego domu, albo też do kanalizacji. Cała operacja zajęcia domu zajęła dwa dni i całą kompanię żołnierzy specjalnych. Ich wrogowie – nie mniej niż pięciu, ale też nie więcej niż dziesięciu – wszyscy uciekli. Kiedy wyszliśmy z terenu, żołnierze zaprowadzili mnie do pobliskiego domu, który został doszczętnie spalony, za wyjątkiem tylko betonowych ścian. Powiedzieli mi, że tuż przed tym, jak opanowali budynek snajpera, wybuchł pożar rozprzestrzeniający się na pobliskie budynki – taktyka terrorystów, która zdaniem żołnierzy wykorzystywana była do osłony ich ucieczki i uniemożliwiania wojskom rządowym używania pozycji snajperów jako pozycji obronnych. Wreszcie wydostaliśmy się na ulicę, gdzie żołnierze wskazywali na otwór w linii kanalizacji. Musieliśmy to zrobić, powiedzieli, jako że była to szansa na zatrzymanie uciekających terrorystów. Ale wrogowie wymknęli się. Był to jako klasyczny przykład w jaki sposób udawało im się umykać i utrzymać miasto przez ponad cztery miesiące.

Wsiedliśmy na wojskową ciężarówkę i przejechaliśmy do innej części Marawi. Krążąc wokół zawalonych budynków i doszczętnie spalonych domów zaczynało się robić jasne jak trudna była bitwa mająca na celu odzyskanie miasta. Ciężarówka zatrzymała się niedaleko komisariatu policji w Marawi. Było to jedno z pierwszych miejsc, które zostało zaatakowane przez terrorystów na samym początku w końcówce maja. Tuż obok znajdował się przewrócony minaret znajdujący się przy czymś, co jeszcze niedawno było meczetem. Cała struktura zawaliła się i wszystkie budynki dookoła obróciły się w gruzy. Żołnierze mówili, że meczet zawalił się z względu na naruszenie ścian poprzez wielokrotne odpalanie granatników przez terrorystów znajdujących się wewnątrz budynku. Jak powiedzieli, terroryści, atakując znajdujące się na zewnątrz czołgi, strzelali swoimi RPG z wnętrza meczetu poprzez otwory snajperskie. Niektóre przeszły, ale inne eksplodowały wewnątrz ścian meczetu. Żołnierze przyznali również, że kolejną przyczyną jego zawalenia się mogła być bomba zrzucona z samolotu FA-50, która uderzyła bezpośrednio w sąsiadujący z nim budynek.

To była scena z prawdopodobnie jednej z najbardziej intensywnych bitew podczas całego pięciomiesięcznego oblężenia miasta. Nie służąc w tym sektorze miasta, Trzeci Batalion Scout Rangers otrzymał rozkaz zaatakowania meczetu by pomóc 51 Batalionowi Piechoty. Jednostka ta otrzymała bardzo poważne rany kiedy próbowała go oczyścić, jako że ponad 40 jej żołnierzy zostało ranionych w ciągu tylko jednego dnia. Kiedy oddział Scout Rangers przybył, ranni żołnierze jeden po drugim zostali ewakuowani - za wyjątkiem jednego z nich. Żołnierz leżał bez ruchu na otwartej przestrzeni, jakakolwiek próba jego uratowania była niweczona przez ostrzał z wnętrza meczetu. Nawet pomimo stwierdzenia zgonu żołnierza, oddział Scout Rangers nie chciał zostawić ciała. Powstał plan.

Droga do meczetu zostanie wydarta poprzez budowę muru z worków z piaskiem i beczek po oleju wypełnionych ziemią. Osłaniani przez ogień z czołgu oraz swoich snajperów, żołnierze dotoczyli beczki na otwartą przestrzeń, postawili je w pionie, po czym umieścili worki z piaskiem na górę. Pomimo ciągłego ostrzału przez snajperów oraz z broni automatycznej, żołnierze kontynuowali działanie – mur stawał się coraz dłuższy i wyższy. Po niemal trzech dniach, znaleźli się już na tyle blisko meczetu, że mogli do niego bezpiecznie wkroczyć. Terroryści, stojąc twarzą w twarz z elitarnymi wojskami których nie zdołali zatrzymać, wycofali się do piwnicy. Kiedy żołnierze w końcu unieśli ciało swojego kolegi, ze strony terrorystów nie padł ani jeden strzał, jako oznaka respektu wobec wysiłku wroga mającego na celu odzyskanie go z powrotem. Bo jako żołnierze, nie powinni byli nikogo pozostawić za sobą. Kiedy dym się przerzedził, snajper z jednostki osłaniający swoim ogniem całą operację ratunkową leżał martwy. Pocisk trafił go w klatkę piersiową.

Kiedy wkraczałem do meczetu, ściany już nie było. Żołnierze musieli ustawić czołg tuż przy meczecie by wspomógł operację oczyszczania budynku. Przeszliśmy przez sterty gruzu i weszliśmy do niewielkiego pomieszczenia w zawalonym budynku, gdzie przywitały nas rozkładające się zwłoki kota. Meczet został zniszczony, ale pierwsze piętro było dużej części nienaruszone. Później zaprowadzili mnie do piwnicy. Panowały tam egipskie ciemności, rozświetlane jedynie poprzez nasze latarki, które pokazywały nam drogę podczas lawirowania między kawałkami betonu, osobistymi przedmiotami i meblami, porozrzucanymi po całym podziemiu. Dowódca kompanii z którym tam byłem powiedział, że to miejsce było usiane improwizowanymi ładunkami wybuchowymi kiedy weszli tam po raz pierwszy, jednakże terroryści nie zdołali ich zdetonować kiedy uciekali. Wewnątrz, jeden z żołnierzy wskazywał na kolejne tunele, jeden z nich wciąż z matą do spania w jego wnętrzu. Tunel został wykopany tuż przy ścianie łączącej się z innymi budynkami. Oczyszczenie całego bloku budynków z terrorystów zajęło im kolejne dwa tygodnie. Jako że Scout Rangers trenowali głównie w dżungli, naukę oczyszczania budynków nabywali bezpośrednio w praktyce.

Spod ziemi wyłoniliśmy się około 50 metrów od miejsca w którym weszliśmy do tunelu. Tuż przed nami znajdowały się ruiny Padianu, niegdyś rozległego starego rynku. Żołnierze powiedzieli, że to była jedna z kluczowych przyczyn dlaczego terroryści zdołali przeżyć tu przez pięć miesięcy. Rynek był wypełniony setkami stoisk sprzedających wszystko – od podstawowych towarów po artykuły spożywcze a nawet leki. A jako że w niedługim czasie miał się rozpocząć Ramadan, większość stoisk z jedzeniem otrzymała już swoje dostawy produktów na sprzedaż. Terroryści mieli pod ręką wszystko czego tylko potrzebowali.

Kiedy kontynuowaliśmy podróż do miejsca gdzie zostali zabici przywódcy terrorystów, Hapilon oraz Omar Maute, usłyszałem kilka eksplozji oraz wymian ognia. To tylko część trwającej operacji oczyszczania miasta, powiedzieli żołnierze. Na obrzeżach miasta, gdzie terroryści znajdowali się u kresu odbijania miasta, zatrzymaliśmy się. Przez radio został nadany komunikat by wszyscy w tym rejonie się ukryli. Nastąpi duża eksplozja. W budynku, gdzie znaleźliśmy osłonę, dwie duże dziury w betonowej podłodze wskazywały na próbę wykopania tunelu przez terrorystów, jednakże miały one zaledwie niecały metr. Do ostatniej minuty próbowali oni używać swojej taktyki.

Po jednej stronie pokoju leżały nieużyte trzy skrzynki koktajlów Mołotowa, zrobione z butelek po napojach gazowanych. Żołnierze powiedzieli, że takie butelki jak te, wypełnione benzyną, były używane przez terrorystów na szeroką skalę w płonących budynkach, albo takich domach, z których musieli uciekać. W niektórych przypadkach terroryści używali takich metod to podpalania domów w których znajdowali się żołnierze. Dwóch żołnierzy, którzy oczekiwali na pomoc, zginęło właśnie w taki sposób.

Dziesięć minut później, usłyszałem przytłumioną, ale ogłuszającą eksplozję. Wtedy wreszcie dostaliśmy sygnał umożliwiający nam kontynuowanie jazdy.

Na drodze, w miejscu gdzie dwójka najważniejszych terrorystów została zastrzelona, dwa czołgi wciąż pozostawały na straży. Teren nie został jeszcze dokładnie oczyszczony. Dwójka żołnierzy, która uprzątała z drogi ciała terrorystów, początkowo nie zdawała sobie sprawy że mężczyźni leżący z twarzą w ziemi byli tak ważnymi obiektami. Dopiero kiedy obrócono ciała rozpoznali Hapilona. Scout Rangers byli z tą twarzą doskonale zaznajomieni – w końcu przez długi czas polowali na lidera grupy Abu Sayyaf w dżunglach na wyspach Sulu i Basilian. I ostatecznie wojska rządowe dopadły swoje cele z dala od dżungli, będących terytorium Hapilona – w betonowej dżungli Marawi.

Kiedy opuszczaliśmy obszar, jeden z żołnierzy skomentował, że to takie proste mówić, że w operacji odbicia Marawi zginęła zbyt duża liczba sił rządowych, dokładnie 165 żołnierzy. Ludzie mówią, że zajęło to wojsku zbyt dużo czasu, a zniszczenia były zbyt duże. Ale ich tu nie było, powiedział. Byliśmy tu my. I wygraliśmy.

Później dowiedziałem się, że kiedy byłem w mieście, przynajmniej jeden budynek wciąż był zajęty przez 5-8 terrorystów. Ponad tydzień po zabiciu Hapilona i Omara Maute oraz dni po zadeklarowaniu przez wojsko zakończenia operacji, walki wciąż nie ustały. Źródło mówi, że przez cztery dni żołnierze próbowali pozbyć się terrorystów ukrywających się w piwnicy jednego z budynków w rejonie, gdzie sam się znajdowałem. Najpierw za pomocą gazu łzawiącego, później granatami a nawet IEDami, w końcu palącymi się oponami. Wciąż jednak gdy żołnierze próbowali wejść do budynku, witani byli seriami z broni automatycznych. Zostało zaproponowane rozwiązanie – zburzyć cały budynek. Źródło nie powiedziało, czy zostało to wykonane. Armia zaprzeczyła, że taki pomysł został przeprowadzony. Eksplozje w części miasta jeszcze niedawno pogrążonej w walce były kontrolowanymi detonacjami niewybuchów oraz IEDów, stwierdzono. Wtedy przypomniałem sobie o ogłuszającej eksplozji kiedy byłem w mieście. Bitwa może się skończyła, ale tajemnice całego obszaru walk wciąż pozostają.
Pobierz
źródło: comment_7HHfjy7CBlnIi5Km3laNg8KoCRsT3oRq.jpg
  • 1