Wpis z mikrobloga

Jakieś 6 miesięcy temu, może mniej, może więcej, zobowiązałem się publicznie do zrobienia serii traktującej o początkach chrześcijaństwa. Dodałem jakiś tam wpis, komuś się spodobał, ktoś chyba zapytał (czy to ja sam zaproponowałem, nie wiem, ginie to w pomroce dziejów), że może warto było by dalej temat pociągnąć, na co ja, że owszem, jasne. Od tamtej pory nie zrobiłem w tym kierunku nic. No nie do końca nic, bo jednak rozmyślałem trochę nad tematem a to zawsze coś. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że byłem mocno zajęty, bo dużo się działo w moim życiu prywatnym. W sumie kogo to obchodzi. Nie jest jednak tak, że zapomniałem i mam mocne postanowienie zająć się tym jak tylko będę miał trochę czasu. No i właśnie mam, więc się zajmuję.
6 miesięcy to jednak dużo czasu na rozmyślania i w międzyczasie pomysł przeszedł kilka modyfikacji. To znaczy, stwierdziłem, że po co ograniczać się do samego chrześcijaństwa, skoro jest mnóstwo ciekawych pozycji, które przechodzą bez żadnego echa. A jeśli nawet ktoś tam o nich mówi to i tak nie są w stanie na dłużej zaistnieć w debacie publicznej albo chociaż internetowej. Obydwie stoją na żenująco niskim poziomie i polegają na biciu piany na tematy setki razy przerabiane a przy tym nawet nie oferują, choćby nawet, nowego spojrzenia na stare problemy. Czas to zmienić. Czy się uda? Pewnie nie, ale próbować warto.

Do czego zmierzam? Jako, że czytam całkiem sporo ciekawych rzeczy (przynajmniej w moim mniemaniu), myślę, że warto było by się nimi podzielić z innymi. Na początku miałem pomysł na bloga z omówieniem interesujących mnie książek, prezentacją zawartych w nich idei, tez, wyników oraz sposobów w jakie autorzy doszli do takich, a nie innych rozwiązań. Ewentualnie, w jaki sposób odpierają krytykę. Tutaj pojawia się problem- w pracy siedzę 8 godzin przed komputerem i jak mam później spędzać kolejne godziny przed monitorem tylko, że w domu to... No, nie ukrywam, że średnio mam na to ochotę.

Potem pojawił się pomysł żeby robić podcasty. Skoro Anglosasi mogą mieć setki swoich na tematy wszelakie, to czemu nie my? Podcast jest w sumie lepszy, bo można go słuchać niejako przy okazji, np. ścierając kurze czy wieszając pranie (pozdrawiam fanów pewnego Kanadyjczyka którego imię zaczyna się na J). Czytanie takiego luksusu nie zapewnia. Niestety, odkryłem, że mój głos brzmi jak wokal rosłego Seby z bramy. Potem stwierdziłem, że w sumie można by połączyć obydwa i pisać tekst oraz nagrywać do niego podcast, w końcu nie każdy ma czas żeby spędzać godziny przed monitorem, a nawet jak ma to niekoniecznie chce. W drugą stronę- nie każdy ma ochotę na słuchanie Seby produkującego się na temat nierówności społecznych czy marginalizacji białej klasy pracującej w krajach anglosaskich.

Czym chce się zająć? Głównie tematami z pogranicza historii, socjologii i nauk o polityce bo w tych dziedzinach jako tako się odnajduję. Ostatnio zajarałem się psychologią ewolucyjną i, nazwijmy to, tematami z pogranicza filozofii, ale przyznaję bez bicia, że póki co jestem na to za cienki w uszach. To znaczy takie tematy też się pojawią, ale będę do nich podchodził o wiele ostrożniej. Może to i lepiej? Tym niemniej jednak zacznę, zgodnie z obietnicą, o serii poświęconej historii początków chrześcijaństwa.

Będę bazował głównie (powiedzmy że w 90%) na pracy Charlesa Freeman’a, pod tytułem "A New History of Early Christianity". Rzeczona książka jest o tyle dobrą pozycją, że jej autor szuka racjonalnych wyjaśnień także tam, gdzie inni spuszczają zasłonę milczenia. Nie jest przy tym przegięty w żadną stronę- nie jest ani hiperkrytykiem (tzn. „stronnictwo” które nieomal całkowicie odrzuca Biblię jako źródło historyczne) ani... nazwijmy to „kościelnym historykiem”.

Ok, zanim zaczniemy na pełnej, wypadałoby odpowiedzieć sobie na pytanie, po co w ogóle zajmować się tym tematem? Nie znam dobrej odpowiedzi, tzn. takiej która mogłaby satysfakcjonować każdego, ale moim zdanie warto, bo znajomość historii chrześcijaństwa pozwala zrozumieć to zjawisko.

Zjawisko, które, moim zdaniem, jest jednym z najbardziej zadziwiających w historii ludzkości. Oto bowiem cieśla z Nazaretu, razem z kilkoma rybakami, kobietami o wątpliwej reputacji i celnikami (którzy to celnicy byli w powszechnej pogardzie, bo nie dość, że ściągali podatki to na dodatek robili to na rzecz rzymskich okupantów) daje początek ruchowi, który nie dość, że przetrwał około 2 000 lat, to jeszcze zrzesza, w ten czy w inny sposób, około 33 procent obecnej populacji planety Ziemi. Jako, że Ziemia jest jedyną, znaną nam planetą, w całym wszechświecie na której istnieje życie, to możemy bez przesady powiedzieć, że jakieś 33% ludzi we wszechświecie jest chrześcijanami.

Wyobrażacie sobie coś takiego dzisiaj? Tzn. pana Heńka z Tesco, który zbiera pracowników McDonalda, kilka dziewczyn z Roksy i niskich szczeblem pracowników Skarbówki i tworzy ruch, który po 400 latach od jego męczeńskiej śmierci (tzn. śmierci pana Heńka naturalnie) staje się nagle oficjalną ideologią Unii Europejskiej (czy co tam będzie istniało w przyszłości)? I to nie na drodze podboju ale powolnego i mozolnego marszu z dołów na górę (w przeciwieństwie do islamu). No i jak? Dla mnie to brzmi absurdalnie. A jednak coś takiego się stało. Jeśli to nie jest niesamowite, to nie wiem co jest niesamowite.

Po za tym chrześcijaństwo wywarło olbrzymi wpływ na historię i kulturę Europy, Bliskiego Wschodu, obydwu Ameryk i znacznej części Afryki (a ostatnio mocno wchodzi do Azji). Nie da się zrozumieć współczesnego świata bez choćby pobieżnego zrozumienia chrześcijaństwa. Co więcej? Uniwersalizm i zdolności adaptacyjne tej religii. Przez około 20 wieków swojego istnienia potrafiła ona dostosowywać się do ciągle zmieniających się warunków, naginać do kultur nowo przyjmujących ją ludów i nieustannie się rozwijać. Jeśli jeszcze was nie przekonałem, to już chyba mi się to nie uda. Tych co przekonałem, zapraszam w podróż.

Zaczniemy może (no dobra, nie może, tylko na pewno) od wydarzeń które doprowadziły do powstania chrześcijaństwa, a raczej jego zaczątków. To znaczy- do procesu i ukrzyżowania niejakiego Jezusa z Nazaretu. Żeby mniej więcej zrozumieć co się stało i dlaczego stało się tak a nie inaczej, musimy także nieco naświetlić sobie sytuację jaka panowała wówczas w Judei.

Od 63 roku przed naszą erą albo przed narodzeniem Chrystusa (też głupio brzmi, bo wg. współczesnych historyków Chrystus urodził się w między 8 a 2 rokiem p.n.e albo przed narodzeniem Chrystusa) Judea znalazła się na dobre w orbicie wpływów rzymskich. Nie był to jednak efekt jakiegoś starannie planowanego podboju, a raczej skutek uboczny kampanii Pompejusza przeciwko piratom, którzy zagrażali rzymskiemu handlowi we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego. Początek relacji rzymsko- żydowskich nie był zbyt udany- rzeczony Pompejusz wszedł bowiem do Świątyni Jerozolimskiej w pełnym rynsztunku, co wywołało olbrzymie oburzenie wśród Żydów.

W 40 roku przed narodzeniem Chrystusa, rzymskie wpływy w Judei zostały zakwestionowane przez Partów, władających państwem leżącym na wschód od rzymskich posiadłości na Bliskim Wschodzie. Wojska partyjskie dotarły aż do Jerozolimy, ale ostatecznie zostały odparte. Judea nie znajdowała się wysoko na liście rzymskich priorytetów. Graniczyła z o wiele bogatszym Egiptem, który był niejako spichlerzem wschodu, głównym producentem żywności w tej części cesarstwa. Od północy Judea graniczyła z Syrią, przez którą biegło kilka ważnych szlaków handlowych, a jej znaczenie strategiczne dla całej wschodniej części Imperium było nie do przecenienia. Dość powiedzieć, że w okresie który nas interesuje w Syrii stacjonowały 4 pełne legiony a w Judei... zero.

Judea interesowała Rzym tylko jako zabezpieczenie dla Syrii i Egiptu. Dlatego też po wyparciu Partów, zapadła decyzja o nie włączaniu tego regionu pod bezpośrednią władzę rzymską. Zamiast tego zdecydowano się na utworzenie królestwa klienckiego, którego władca miał mieć szeroką autonomię w zamian za ochranianie interesów Rzymu. Wybór, niespodziewanie dla każdego łącznie z samym nominatem, padł na niejakiego Heroda.

Rzeczony Herod, mimo iż był żydem, nie był Hebrajczykiem. Jego ród wywodził się z Idumei i nie miał za wiele wspólnego z tradycyjnymi, kapłańskimi elitami społeczeństwa żydowskiego. Te postrzegały go jako parweniusza i nie do końca żyda. No niby wyznawał judaizm, ale Idumea została podbita przez Hebrajczyków dopiero w II wieku p.n.Ch, czyli w świecie gdzie rządziła tradycja- bardzo niedawno. Konwersja lokalsów na judaizm była konsekwencją tego właśnie podboju. Wielu żydów poddawało w wątpliwość prawowierność potomków konwertytów, a spory na temat tego czy Idumejczycy są objęci przymierzem z Jahwe (który wszak zawarł je z Hebrajczykami) czy nie, miały się bardzo dobrze.

Nie był to jedyny powód dla którego Herod miał na pieńku z elitami żydowskimi. Nie będzie przesadą jeśli powiem że był on okrutny, nie znosił sprzeciwu, a jego ulubioną metodą rozwiązywania konfliktów było morderstwo. Łatwość w zabijaniu ludzi, także członków własnej rodziny, dały wielu historykom asumpt do twierdzenia, że Herod był po prostu chory psychicznie. Próba głośnego sprzeciwu wobec przedsięwzięć władcy, kończyła się tragicznie dla sprzeciwiającego się. Herodowi w relacjach z żydowskimi poddanymi nie pomagał fakt, że miał on także nieżydowskich poddanych.

To znaczy, to może nie byłby wielki problem gdyby nie fakt, że Herod finansowo wspierał ośrodki propagujące kulturę helleńską (dla ówczesnych, bogobojnych żydów, było to coś jak ta osławiona Cywilizacja Śmierci dzisiaj), a nawet dorzucał się do budowy pogańskich świątyń. Wielu żydów, przekonanych o wyjątkowości swojego etnosu i religii (raczej razem niż osobno, taki podział wówczas nie istniał i wszyscy Żydzi byli też żydami), burzyło się przeciwko takiemu stanowi rzeczy. To jeszcze bardziej napędzało mordercze skłonności Heroda. Co ciekawe, wydarzenie, które stało się synonimem jego okrucieństwa, czyli słynna Rzeź Niewiniątek, najprawdopodobniej nie miało miejsca. Wspomina o niej tylko Ewangelia wg. Świętego Mateusza, nie potwierdzają jej ani inne Ewangelie, ani żadne pisma z epoki, nawet te bardzo krytyczne wobec Heroda (jak na przykład Starożytności Żydowskie Józefa Flawiusza). Po co autor tej Ewangelii wymyślił Rzeź Niewiniątek (albo wymyślił ją ktoś inny za kim autor tę wersję powtórzył)? Może miał to być symbol krwiożerczości i bezwzględności Heroda, niejako uosobienie jego potwornej natury. Spory na ten temat pominiemy, bo nie dotyczą za bardzo treści naszej historii.

Tradycyjnie, ocena panowania Heroda była bardzo negatywna i nieprzychylna temu władcy (historycy bazowali głównie na źródłach pisanych, a te były dziełem jego przeciwników), ale ostatnie lata to zmieniły. To znaczy nikt nie kwestionuje jego okrucieństwa, ale ocena jest bardziej zbilansowana, ponieważ nie da się nie zauważyć, że za panowania Heroda, Judea stała się integralną częścią śródziemnomorskiego świata wymiany handlowej. Ponadto Herod zainicjował, zakrojony na szeroką skalę program budowy, a wiele z ufundowanych przez niego konstrukcji przetrwało, niechby nawet w szczątkowej formie, ale jednak, do dzisiaj. Ken Sapiro, rabin i historyk, nazwał nawet Heroda „największym budowniczym w dziejach Żydów”.

Został też po części zrehabilitowany w kontekście religijnym. Współcześni historycy żydowscy zauważyli, że doniesienia o Herodzie, rzekomo romansującym z pogaństwem, są przesadzone, bo na terenach jego królestwa, zamieszkanych przez Żydów, prawo żydowskie było restrykcyjnie przestrzeganie i np. w obiegu nie funkcjonowały monety przedstawiające ludzkie podobizny (które znajdowały się w obrocie w tych częściach państwa, gdzie Żydów nie było). Herod spełniał również wszystkie czynności kultowe przewidziane przez prawo.

Jaki był, taki był, ale gdy zmarł w 4 roku przed narodzeniem Chrystusa, w Judei rozpętało się prawdziwe piekło. Wszystkie partykularyzmy, dotychczas bezwzględnie tłumione, wyszły na światło dzienne. Wzajemnie zwalczające się stronnictwa doprowadziły do czegoś na kształt wojny domowej. Sprawa była na tyle poważna, że Rzymianie zdecydowali się na bezpośrednią interwencję. Wojska rzymskie wkroczyły do Judei i zaprowadziły porządek (co jest eufemizmem dla „ukrzyżowano każdego kto był podejrzany o wprowadzanie nieporządku”, albo, bardziej współcześnie „sianie fermentu”).

Po zaprowadzeniu porządku i zakończeniu egzekucji, Rzymianie podjęli decyzję o podziale królestwa Heroda na trzy części, między jego synów. Rozwiązanie to okazało się nie być najszczęśliwsze, gdyż bardzo szybko, do Rzymu zaczęły docierać skargi na Archelausa, rządzącego środkową częścią Judei. Archelaus okazał się, zdaniem niektórych, jeszcze okrutniejszy niż nieboszczyk-tatuś. Rzymianie zadecydowali wówczas o zdjęciu Archelausa z tronu i objęciu jego państewka bezpośrednią kontrolą rzymską. Żydzi, z jednej strony uwalniali się od na pół-obcego okrutnika, z drugiej wpadali w ręce nie mniejszych okrutników (aczkolwiek racjonalniej dozujących okrucieństwo) i do tego zupełnie im obcych. Judea, po za byciem Radomiem Cesarstwa Rzymskiego (czyli głęboką peryferią), stała się też beczką prochu, gotową w każdej chwili eksplodować i potencjalnie zdestabilizować ład na granicach z jednymi z największych rywali Rzymu, czyli Partami.

Rzymianie zdawali sobie sprawę z sytuacji i nastrojów w Judei, dlatego, mimo że była to prowincja cesarstwa, zdecydowali się na nieco inny system. Mianowicie- rzymski prefekt rezydował w Cezearei a interior, z Jerozolimą na czele, był na co dzień rządzony przez Żydów. To znaczy przez Sanhedryn i arcykapłana. Rzeczony Sanhedryn był czymś na kształt rady starszych, najważniejszą instytucją społeczności żydowskiej w Judei. Zajmował się ustalaniem prawa i jego egzekwowaniem. Ponadto był odpowiedzialny za administrację oraz był najwyższym sądem. W skład Sanhedrynu wchodził crème de la crème elit żydowskich- najbardziej wpływowi i znaczący ich przedstawiciele. Mediatorem między Sanhedrynem (czyli jakby żydowskim samorządem) a prefektem (namiestnikiem reprezentującym władzę Rzymu) był arcykapłan.

Bycie arcykapłanem było bardzo ciężkim kawałkiem chleba. Oczywiście, wiązało się z ogromnym prestiżem i wpływami, ale sprawowanie tego urzędu miało również swoje minusy. Otóż- arcykapłan nieustannie znajdował się między młotem a kowadłem. Dlaczego? Z jednej strony miał być głową społeczności żydowskiej- to wymagało posłuchu wśród Sanhedrynu i reszty elity. Z drugiej strony, był mianowany przez namiestnika i jako taki, był odpowiedzialny za przestrzeganie rozkazów wydawanych przez Rzymian. Wspominałem już, że Żydzi nie byli zbyt entuzjastycznie nastawieni do rzymskiej okupacji i nieustannie kombinowali jakby tu wybić się na niepodległość?

Utrzymanie się na stanowisku arcykapłana było arcytrudne. Arcykapłan musiał realizować wolę cesarstwa i jednocześnie przekonać Żydów, że broni i reprezentuje ich interesy. Podejrzenie, że arcykapłan jest rzymskim sługusem (którym de facto był), mogło skończyć się dla niego tragicznie. Podobnie jak cień podejrzenia ze strony Rzymian, że arcykapłan prowadzi swoją grę, obliczoną na interesy Żydów (co de facto robił). Nie brzmi to raczej jak opis pracy marzeń, prawda? Dość powiedzieć, że trzy lata między AD 15 a AD 18, były świadkami rządów 3 arcykapłanów. Jeden na rok nie brzmi imponująco? Przypominam, że mówimy o bardzo tradycyjnych społeczeństwach i dużych odległościach między ośrodkami władzy, co nie sprzyjało szybkim zmianom, zwłaszcza na szczytach.

Niemożliwe bywa jednak możliwe. Mianowany w AD 18 Kajfasz, utrzymał się na tym stanowisku 18 lat. Był arcykapłanem dłużej niż Piłat namiestnikiem Judei. Jak to się stało? Zdaje się, że Kajfasz do perfekcji opanował sztukę stwarzania pozorów. Co mam na myśli? Otóż, jeśli arcykapłanowi udało się przekonać Żydów, że tak naprawdę reprezentuje właśnie ich (co nie musiało być takie trudne), mogło to prowadzić do rozochocenia elementu, nazwijmy to, niepodległościowego (bardzo znacznego). Skoro arcykapłan z nami, to któż przeciwko nam?! Rozochocony element rzucał się w rzymskie oczy, a rzymski mózg natychmiast myślał, że coś musi być nie tak z arcykapłanem. Jak tego uniknąć, skoro już przekonaliśmy Żydów, że jesteśmy po ich stronie?

Na szczęście rzymskie oczy są w Jerozolimie baaaardzo rzadko, w zasadzie tylko w czasie Paschy. Jeśli święto Paschy przebiegnie bez większych sensacji, to, przy odrobinie talentu krasomówczego, Rzymianie utwierdzą się w przekonaniu, że wszystko jest ok i wrócą do Cezarei zostawiając arcykapłana w spokoju. Brzmi prosto? Tylko tak brzmi, ponieważ na świętowanie Paschy do Jerozolimy zjeżdżały setki tysięcy Żydów ze wszystkich możliwych stron świata. Utrzymanie tak wielkich tłumów pod kontrolą było niesamowicie trudne. Tym trudniejsze, że tłumy te były nastawione antyrzymsko i wystarczyła najmniejsza iskierka aby wybuchł pożar.

Dlaczego tak bardzo się nad tym rozwodzę? Mianowicie dlatego, że proces Jezusa, jeśli Ewangelista Jan ma rację (a wydaje się, że ma), odbył się dokładnie na dzień przed Paschą. Dokładnie tę Paschą, w czasie której arcykapłan musiał pokazać Prefektowi, że sytuacja jest pod kontrolą. Jezus był potencjalnym zagrożeniem dla kapłańskiego estabilishmentu i porządku. Gdy wjeżdżał do Jerozolimy (pochodził bowiem z Galilei i to tam spędził większą część swojego życia), witały go tłumy. Nie byłoby to takie straszne gdyby nie fakt, iż jego zwolennicy nazywali go mesjaszem. Postać mesjasza była obecna w żydowskich wierzeniach od dawna, ale panowanie rzymskie doprowadziło do jej reinterpretacji i mesjanizm stał się bardzo popularny. Dla wielu mesjasz miał być tym, który przegoni okupantów i odbuduje królestwo Izraela.

Obawy podsyciło zachowanie Jezusa w Świątyni, gdzie sprowokował tumult, wyrzucając kupców sprzedających zwierzęta na ofiarę. Niektóre, z głoszonych przez niego nauk, budziły wątpliwości co do zgodności z tradycją. Skoro ktoś przeciwstawia się panującym porządkom, prawdopodobnie bluźni i jest nazywany przez swoich zwolenników mesjaszem, to nie trudno sobie wyobrazić, że Sanhedryn uważał go za zagrożenie. Zapewne największe obawy powodował fakt, iż zbliżała się Pascha, a wraz z nią do Jerozolimy przybywali Żydzi, wzmagał się religijny ferwor- dla nauczycieli religijnych, takich jak Jezus, mógł to być okres „złotych żniw”. Nadchodził również Herod, który na pewno nie będzie szczęśliwy, jeśli dowie się, że po ulicach Jerozolimy kręcą się jacyś wywrotowcy.
W tej sytuacji zapadła decyzja o aresztowaniu Jezusa. Według Ewangelii, został on pojmany przez oddziały kapłanów wsparte przez Rzymian. Na początku był więźniem Sanhedrynu i został postawiony przed obliczem Annasza. Później zaprowadzono go do Kajfasza. Prawdopodobnie starsi żydowscy chcieli zapoznać się z treścią jego nauczań i poglądami bezpośrednio od ich autora, nie z drugiej ręki. To, co usłyszeli widocznie się im nie spodobało, bo Jezus został postawiony przed Piłatem, a elity świątynne zażądały kary śmierci.

Piłat najprawdopodobniej niewiele z tej sprawy rozumiał i postrzegał ją jako wewnętrzną rozgrywkę Żydów. Niestety jedynym źródłem dotyczącym procesu Jezusa są Ewangelie, a więc teksty religijne, a nie tylko narracyjne. To znaczy, że opisywane w nich wydarzenia niekoniecznie miały miejsce, a ich wymyślenie mogło być jakąś metaforą, służącą celom religijnym. Wydaje się, że Piłat nie chciał orzekać w tej sprawie, gdyż dotyczyła ona religii i jako taka powinna być rozpatrywana przez samych Żydów. Wówczas Sanhedryn oskarżył Jezusa o uzurpowanie sobie tytułu króla Żydów. Jezus, przynajmniej według Ewangelii, nie zaprzeczył, co czyniło tę sprawę polityczną.

W międzyczasie pod rezydencją Piłata w Jerozolimie (swoją drogą, została wybudowana jako pałac Heroda), zebrał się tłum Żydów. Nigdy nie dowiemy się, czy było to spontaniczne zebranie, czy też zostało zorganizowane przez żydowską starszyznę (pytanie z pewnośc
niedoszly_andrzej - Jakieś 6 miesięcy temu, może mniej, może więcej, zobowiązałem się...

źródło: comment_v2cDQSt9aaSSVxNg474N3fLPOwWWWH06.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz