Wpis z mikrobloga

Andrzej Godlewski - Żelazna kanclerz idzie po kolejną kadencję. Jak jej okręg wyborczy radzi sobie z uchodźcami?:
Stralsund - okręg wyborczy Angeli Merkel jest jednym z miejsc, w których Niemcy pracują nad integracją z uchodźcami. I odnoszą sukcesy.

Stralsund to niewielka miejscowość w najbiedniejszym landzie Niemiec, Meklemburgii-Pomorzu Przednim. Jeszcze do niedawna nie chcieli tam mieszkać nawet rdzenni mieszkańcy, którzy wyjeżdżali za pracą na zachód. Miasto się wyludniało, a bezrobocie sięgało 25 proc. Szansa na dobrą zmianę pojawiła się kilkanaście lat temu, kiedy Stralsund – a w zasadzie jego średniowieczną starówkę – wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Przyciągnęło to więcej turystów. A dodatkowym atutem okazała się pochodząca z tego okręgu wyborczego posłanka do Bundestagu, która 12 lat temu została kanclerzem Niemiec.

Kiedy w 2015 r. Angela Merkel zdecydowała o otwarciu granic dla uchodźców, oznaczało to ogromne wyzwanie dla wszystkich niemieckich samorządów, w tym dla Stralsundu. W tej dziedzinie miasto i jego mieszkańcy nie mieli żadnego doświadczenia. Odsetek cudzoziemców wynosił niecałe 3 proc. i byli to głównie Europejczycy. Istniał co prawda dom dla ubiegających się o azyl, ale mogło tam mieszkać co najwyżej 100 osób. Nie byli oni specjalnie widoczni i nie było z nimi większych problemów – zostali zakwaterowani na wyspie poza główną częścią miasta, w sąsiedztwie inspektoratu policji i urzędu celnego.

W ciągu dwóch ostatnich lat do powiatu, którego stolicą jest Stralsund, trafiło prawie 4,5 tys. uchodźców. Z jednej strony to niewiele. Inne niemieckie powiaty musiały przyjąć znacznie więcej ubiegających się o azyl. Decydowała o tym specjalna formuła matematyczna uwzględniająca liczbę stałych mieszkańców i wielkość przychodów podatkowych w regionie. Z drugiej – to jednak naprawdę sporo. Zgodnie z uzgodnieniami w ramach Unii Europejskiej cała Polska miała przyjąć niecałe 6,2 tys. uchodźców, którzy przebywają teraz na terenie Włoch i Grecji. Po tej migracyjnej fali odsetek cudzoziemców w Stralsundzie podwoił się i wynosi prawie 6 proc.


Tak nagły i duży napływ ludzi z innych kontynentów był szokiem dla wielu mieszkańców. Część z nich miała wiele obaw, mnożyły się plotki. – Niektórzy wierzyli, że azylanci mogą bezkarnie kraść w sklepach, bo miasto za nich wszystko zapłaci – wspomina Anja Schmuck, miejska pełnomocniczka ds. migracji i integracji. Mówiono wtedy również, że każdy z przybyszów dostaje na powitanie w Niemczech 2 tys. euro. Władze miasta zorganizowały wtedy dwa wielkie spotkania z mieszkańcami, podczas których otwarcie rozmawiano o kryzysie migracyjnym. – Przede wszystkim to nie był kryzys. Była to wielka fala osób uciekających przed wojną i terrorem, którym musieliśmy i chcieliśmy pomóc – oponuje Alexander Badrow, nadburmistrz Stralsundu i partyjny kolega Angeli Merkel. Jego zdaniem właśnie publiczne debaty sprawiły, że nastawienie mieszkańców do kwestii migracji stało się bardziej rzeczowe.

#publicystyka