Wpis z mikrobloga

Jakiś czas mnie tu nie było w ujęciu filmowym, tylko ta polityka i polityka, więc pomyślałem że dobrze to nadrobić - a i okazja ku temu świetna.

Wczoraj wystartował **17. Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty.** Wydarzenie, które przez wielu (w tym i przeze mnie) uważane jest za święto szerokopojętego kina w Polsce jak i myślę że w tej części Europy. 200 filmów w 10 dni, największe perełki z festiwalów w Cannes, Wenecji czy Sundance, kino niezależne i klasyka kina. Przez dziesięć dni Wrocław miast stawać się mekką hipsteriady i studenckiego bumelanctwa zostaje filmową ziemią obiecaną.

I właśnie wczoraj podczas gali otwarcia kiedy to wszystkie szychy zjawiły się by oglądać najnowszy film Francoisa Ozona (mierny, jak jego większość), mnie przyszło obejrzeć inny film, mniejszy film, film który może podbić serca wielu osób, ale może też podzielić jak i łączyć.

A Ghost Story w reżyserii Davida Lowery'ego to bardzo ezoteryczna opowieść o stracie i przemijaniu. Już sam tytuł filmu jak i otwierający go cytat z opowiadania Virginii Woolf "Nawiedzony Dom":

Whatever hour you woke, there was a door shutting.


Wskazują na wyjątkową bezpośredniość w podejściu do tematu. Z drugiej strony nie oczekiwałbym niczego innego od filmu w którym główny bohater przez większość czasu jest duchem ubranym w dosłowne prześcieradło z dziurami na oczy.

i z perspektywy kinematograficznej była to genialna decyzja, ale o tym za chwilę

Idąc na ten film, a w zasadzie oglądając go przypomniałem sobie, że poza zwiastunem zarejestrowałem na jego temat tylko dwie informacje:

1. Na potrzeby tego filmu, aktorka Rooney Mara po raz pierwszy w życiu zjadła ciasto

2. Film składa się w 10% z Rooney Mary jedzącej ciasto


Te dwie, zupełnie abstrakcyjne informacje tylko dodały pikanterii w oglądaniu tej dziwacznej odysei. Ale to nie jest film o przemijaniu, w takim ujęciu jak na przykład Niebieski Krzysztofa Kieślowskiego, chociaż widać wyraźne inspiracje tym dziełem. Scena w której Rooney Mara przez dziewięć nieprzerwanych minut je na podłodze ciasto a Casey Affleck zasłonięty prześcieradłem po prostu nad nią stoi bez ruchu jest swego rodzaju rzeszotem dla oglądających. Bo cierpienie i sposób radzenia sobie ze stratą nie jest motywem przewodnim tego filmu, to nie jest Manchester by the Sea z rewelacyjnym Caseyem.

Ten film w sposób dla mnie niewyjaśniony obraca się bardziej w sferze exegi monumentum, dziedzictwa i pamięci która po nas zostaje po śmierci. Bierze tak proste, a wręcz prymitywne motywy jak duch w prześcieradle czy trzęsące się szafki i zjawy w szafie i przerabia ja na swoją filozoficzną modłę która nie boi się wejść w tak niebezpieczne dla filmowców tematy jak przenikanie czasu czy koniec świata.
A to dalej jest prosty film o duszku który smęta się po zwyczajnym domu i z niego się nie rusza.
Ale ja nawet nie o fabulę chcę powiedzieć, o historii z której każdy wyczyta coś innego, chociaż ogromną pomocą w interpretacji jest też prawie dziesięciominutowa scena nieprzerwanego pijackiego monologu, która znowu abstrakcyjnie zaznacza kilka kwadracików naraz w tym "O #!$%@? chodzi w tym filmie".

W trakcie seansu moją najczęstszą myślą było to jak bardzo był to imponujący film, zwłaszcza w najdrobniejszych szczegółach. W technikaliach, które gdyby pozbawić go naprawdę prostej historii która mimo to jest ciekawa, broniłby się dokładnością technicznego wykonania. Unikatowego spojrzenia.

To co uderza nas na samym początku to nietypowy format obrazu - 4:3 z zaokrąglonymi rogami, który z jednej strony uchwyca zamkniętość, ograniczenie sobie pola widzenia i powściągliwość w kręconym materiale, ale też przypomina zwyczajną polaroidową pocztówkę, synonim wspomnienia. Ale nawet mając ten bardzo kwadratowy kształt kadru reżyser nie boi się zawężać swojego pola widzenia jeszcze bardziej w bardzo Fordowskim stylu (The Searchers). Kadrowanie jest zrobione tutaj po mistrzowsku co jest niezmiernie ważne przy statycznym podejściu i długich ujęciach - gdy postawisz kamerę w jednym miejscu przez dziesięć minut to aby zachować uwagę widza musi on mieć na co popatrzeć, nawet jeżeli nic się nie dzieje.

Każdy kadr mógłby być obrazem, a miałem skojarzenia i z Malczewskim jak i z typowym amerykańskim gotykiem. Przy poprzednim filmie Lowery'ego, uwspółcześnionym westernie z Caseyem Affleckiem i Rooney Marą Ain't Them Bodies Saint, zwracano uwagę na wiele wizualnych inspiracji wczesnym Terrencem Malickiem, które tutaj także są obecne - i dobrze, bo jest się kim inspirować.

Kolejna rzecz która powinna nas uderzyć od razu, choć nie jest tak bardzo oczywista to kostiumy, a raczej jeden kostium, który jest przykładem niemalże szwajcarskiej precyzji i absurdalnej prostoty. Kostium ducha. Stary jak świat. Prześcieradło z dziurkami na oczy. Banalne? Otóż wcale nie, bo jak pomyślę ile pracy musiało zostać w to włożone to aż zaczyna mnie boleć głowa. To prześcieradło w każdej scenie układa się tak jak trzeba, ileż misternej, tytanicznej pracy musiało zostać włożone w to żeby fałdy na nim układały się tak jak się układały, aby czarne miejsca na oczy były w stanie przekazać czasami tyle emocji i tyle empatii ile przekazały, to nie mogło być dzieło przypadku. I tu dochodzimy do kolejnego bardzo ważnego elementu ale jeszcze nie mogę się całkowicie zdecydować z czego on wynika.

Casey Affleck przez zdecydowaną część filmu znajduje się właśnie pod tym prześcieradłem. Nawet nie chcę przyjmować do wiadomości oskarżeń że "hehe, po co takiego drogiego aktora, przecież każdy statysta mógł stać przykryty". To jest wyjątkowe osiągnięcie aktorskie, móc przekazywać emocje wyłącznie za pomocą swojej postawy i spowolnionych ruchów, to jest pójście o krok dalej niż genialny Michael Fassbender który na potrzeby filmu Frank, przez większość czasu nosił ogromny hełm całkowicie zasłaniający twarz a i tak błyszczał ekspresją, bo tutaj Affleck nie miał nawet głosu aby nim operować. To jest współpraca aktora z jak już wspomniałem z departamentem odpowiedzialnym za kostiumy, jestem niemalże przekonany że jakieś doświadczenie lalkarskie musiało tam być zawarte.

Jest też piękna muzyka która fenomenalnie buduje sceny, to są wszystko pojedyncze elementy składowe które gdy wyszczególnione wybijają się swoją oryginalność, ale razem składają się na coś wyjątkowego co bardzo ciężko opisać.

A Ghost Story to film który może wgnieść w fotel tak jak to zrobił ze mną, bo idąc z zerowymi oczekiwaniami dokonał dokładnie to czego chciałem żeby dokonał w trakcie oglądania, ale może też sprawić że ktoś wyjdzie z kina mówiąc "meh." Nie mówię, że jest to film który wszyscy powinni kochać, to nie jest film który zmieni czyjekolwiek życie ale byłoby miło gdyby został doceniony przez szerszą widownię. Myślę że ciężko byłoby przejść obok niego obojętnie, w dużej mierze dlatego, że pokazuje zupełnie inne spojrzenie na kino. Pokazuje że da się i powinno się robić rzeczy inaczej. Świeżo. Uroczo.

A jeśli chodzi o festiwal Nowe Horyzonty, to postawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko jeśli chodzi o następne seanse, bo A Ghost Story szybko trafił na czołówkę jeśli chodzi o moje ulubione filmy tego roku. Albo i dekady.


#aghoststory #film #kino #nowehoryzonty #dziesiatamuza
Joz - Jakiś czas mnie tu nie było w ujęciu filmowym, tylko ta polityka i polityka, wi...

źródło: comment_ml0oxwGxlW3O18xUwTUNl6HUMRWVYuAT.jpg

Pobierz
  • 6
@Joz: Od czasu obejrzenia pierwszego bardzo intrygującego zwiastuna, mam ten film na uwadze. Twój jak zwykle świetny tekst tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto wybrać się do kina. Niestety nie udało mi się dotrzeć na T-MNH, ale mam nadzieję, że film pojawi się na tegorocznym AFF i tym razem go nie ominę. ;)
@parachutes: Zaryzykowałbym Upstream Color, ale dla mnie zdecydowanie było to za bardzo eteryczne. Ciężko jest zdefiniować ten klimat, ale przypominał mi odczucia które odczuwałem podczas Take Shelter czy wręcz Stalkera Tarkowskiego.
@Joz: nie mogłem sobie przypomnieć skąd znałem wcześniej plakat "Ghost Story", musiałem czytać ten wpis. Ten film jest wspaniały.
Ten duch z jednej strony jest straszny a z drugiej taki pocieszny ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Rooney Mare dalej kocham.