Wpis z mikrobloga

#godelpoleca #jpop #muzyka #bossanova #muzykaelektroniczna

#1
Capsule - Music Controller

Wybór był ciężki. Koniec końców nie ma spektakularnego finiszu, nie ma fajerwerków, wielkiego hymnu pokoleń. Jest osobista zabawka, skonstruowana przez geniusza dla muzycznego nerda, który ostatnie pół roku był wypalony jako człowiek. A przez ostatnie tygodnie robienia tego rankingu chyba odżył na nowo, a raczej - cząstka którą w sobie najbardziej cenił odrodziła się w innej, chyba też nieco zagubionej istocie. Benzyna rozlała się w wodzie i takie tam...

Ok. Problem był taki, piszę to całkowicie szczerze, gość odpowiedzialny za ten kawałek powinien zając wszystkie miejsca w top10, gdybym przymknął oko na zasadę "1 kawałek na artystę". Tym razem postawiłem na tradycję, ambicje i pedantyzm. Dlatego opis nadzwyczaj rzeczowy, jak na pracy inżynierskiej. Zatem...

[(wybaczcie, że końcówka numeru urwana, brakuje 10 sekund, tutaj wersja z teledyskiem, ale gorsza jakość dźwięku - co jest kluczowe)]

Czemu? Pokrótce – złotowłosy geniusz, kobieciarz, panicz, alchemik dźwięku Yasutaka Nakata u szczytu umiejętności piosenko-pisarskich i tyle. Skomponowane w okresie gdzie fascynacja bossanovą w shibuya-keyowym odbiciu jeszcze ciążyła nad muzycznym światem gościa, ale zaczęła być stopniowa ścierana przez futurystyczne ambicje, odzywające się w coraz to bardziej syntetycznej manierze. Całość jest, oczywiście, spowita przebiegłą i samowystarczalną choreografią akordów(jak to się zwykło mawiać nad Wisłą „wykwintne progresje akordów”), songwriterskimi sztuczkami i orientalnym smakiem. Czyli ta... Mamy tutaj trzy światy, trzy roztwory, które udało się wymieszać na granicy ich rozdziału i spreparować materiał o nadzwyczajnych właściwościach. Wypolerowana i unowocześniona ornamentyka space-age-popowego spojrzenia na muzykę, elegancja i dostojność, które nie pogardzają emocją, a starają się je uporządkować pod linijkę, w kierunku wektora wskazującego nowatorskie oblicze elevator music. I właśnie fenomen wczesnego Nakaty polegał na operowaniu, nie jakimiś cytatami i półśrodkami, a zjawiskami całościowo i nadawaniu im autorskiego rysu, podając je w czysto piosenkowej formie, bez zbędnego p---------a.

Jak to u Nakaty, jest jeszcze kobiecy akcent(albo raczej fundament), który się za nim ciągnie przez całą karierę i nadaje tożsamości jego twórczości. Pani Koshijima, pierwsza prawdziwa muza, którą początkowo N. nie dehumanizował do form, które znamy z późniejszych projektów. Tak na dobrą sprawę, to reszta podopiecznych, którym trzaskał i trzaska hity, są po prostu powieleniem tego co udało się wypracować na linii kompozytor-wokalistka w tym dziewiczym tandemie. Forma mogła ulegać drobnym zmianom, ale kontekst i użytkowość elementu pozostają osadzone w tym samym miejscu.

Music Controller jest jednym z numerów, który w całej swej okazałości chce przekonać słuchacza, że japońska pop-muzyka pomimo zadłużania w zachodnim dorobku jest autonomiczną, niezależną kategorią, spoglądają z większą dbałością i wyrafinowaniem na termin „muzyka przyszłości”. Nie traktuje tego terminu jako wygodną łatkę dla muzycznych miernot i tandeciarzy, i dodatkowo sięga po nieoczywiste inspiracje, których zdefiniowanie we własnych realiach wychodziło Japończykom z dużą łatwością od zawsze.

Na jednym wdechu, bez zatorów w światłowodach, idealnie zaakcentowane, świadome i z miłością. Dla prawdziwych poptymistów!
KurtGodel - #godelpoleca #jpop #muzyka #bossanova #muzykaelektroniczna

#1
Capsule...
  • 11
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@KurtGodel: Natural ni Koishite to genialna produkcja, nie trzeba dodawać nic więcej. A od MEG chyba najbardziej lubię Secret Adventure. Na pamięć znam niebezpiecznie duże fragmenty wszystkich tych kawałków. Dobrze, że nie śpiewam pod nosem bo to już podpada pod jakąś glosolalię xd
  • Odpowiedz
@KurtGodel: jest ewidentnie jakiś fenomen tego gościa, ktoś mógłby na pierwszy rzut ucha powiedzieć, że niby nic specjalnego, ot przepompowane w miksie brzmienie (czasem nawet tanio wyprodukowane), bogate harmonicznie kompozycje, fajne modulację, które ogarnia każdy dobry kompozytor, ale im więcej się go słucha, tym bardziej wkręca się w głowę, czego dowodem jest rzesza fanów na całym globie
  • Odpowiedz
@VoltageControlled: dokładnie tak. one wydają się nachalne i wykładające się z całym arsenałem przy pierwszym odsłuchu. ale paradoksalnie z każdym odsłuchem odkrywa się kolejne warstwy i jakieś poukrywane dźwięki, akordy i rozwiązania. banalnie to brzmi, można tak o każdej muzyce powiedzieć, ale tutaj coś jest na rzeczy. do tego refreny, już nie mówię o kompozycjach, ale o tym jak poprowadzone są wokale. to jest wyciśnięcie maksimum z melodyki japońskiego...

na
  • Odpowiedz
polecam te filmiki


@KurtGodel: znam znam. zaskoczyło mnie, że on jeszcze do tego pisze im teksty, człowiek orkiestra :)
co do nawarstwionych kompozycji to trzeba przyznać, że nieźle wyżył się w Mondai Girl. Te wszystkie zasady minimalizmu w produkcji jego najwyraźniej nie dotyczą. Przy pierwszym przesłuchaniu pomyślałem sobie, że brzmi jak jakiś główny motyw z anime. Byłem blisko, bo okazało się, że jednak jakiś serial :-)
  • Odpowiedz