Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Różowy pasek tutaj, 21 lvl, pracująca studentka, której obecnie nic nie brakuje. Może poza jednym - chęcią do życia. Piszę tutaj, bo nie mam komu już się wygadać, a przed rodziną i bliskimi przyjaciółkami udaję że wszystko jest okej.
Odkąd byłam dzieckiem zawsze szybko przywiazywalam się do ludzi i miejsc. Kiedy rodzice przeprowadzali się od babci do nowego domu kiedy ja miałam dwa lata, podobno ryczałam wtedy niemiłosiernie i nie chciałam z nimi iść. Nie polubiłam nowego domu, często miałam w nim lęki i koszmary. Niektóre zostały do dziś. Od zawsze marzyłam żeby stamtąd się wynieść i nawet jako dziecko namawiłam na to rodziców. Przeszło mi dopiero wtedy jak wyjechałem na studia. Ale nie o tym chciałam. Każdy wyjazd do dziadków czy kuzynów kończył się dla mnie zachodzeniem się płaczem lub kiedy byłam troszkę starsza płaczem w domu po powrocie. Sama nie wiem z jakiego powodu. Kiedy już trochę wyrosłam zaczęłam jednocześnie lgnąć do ludzi, ale stresowały mnie kontakty z nimi. Każdą porażkę brałam mocno do siebie aż w końcu wycofałam się całkiem z próby nawiązania relacji. Zamknęłam się w sobie i do tej pory nie umiem się otworzyć. Nie dopuszczam do siebie ludzi poza pewną granicę, bo boje się tego że się przywiaze i że znowu czeka mnie rozczarowanie i płacz. Dlatego całe życie jestem samotna. Nie mam bliższych znajomych, chłopaka ani nawet przyjaciół. Moje dwie przyjaciółki mieszkają daleko ode mnie i widujemy się kilka razy w roku.
Niejednokrotnie próbowałam coś zmienić. Zaakceptować siebie, polubić i wyjść do ludzi. Ale zawsze kończyło się to tak samo. Nie umiałam podtrzymać tych relacji, bo się bałam. Bałam się tego że się narzucam i że jestem nudna i bezwartosciowa żeby z kimkolwiek się zaprzyjaźnić. Teraz gdy jestem starsza również nie umiem poradzić sobie ze stratą. Ciągle wracam myślami do osób z którymi nie mam kontaktu i nie mogę się od nich uwolnić. Mimo że chcę zrobić krok do przodu, po prostu nie umiem. Nie umiem się odciąć i zapomnieć. Już nie śpię w nocy, budzę się nad ranem i nie mogę nic zjeść. Od kilku dni codziennie rycze. Zdarzyło mi się to nawet w pracy. Jestem wrakiem człowieka, bo czuję że tracę kogoś bliskiego.
Nie brakuje mi w życiu zajęcia - wręcz przeciwnie. Ale te obsesyjne myśli dopadaja mnie nawet tam.
W sumie nie wiem po co to piszę. Jutro zadzwonię umówić się do psychologa, bo czuję że jestem jakaś dysgunkcyjna i muszę z kimś to przegadać. A jak nie będę umiała zebrać myśli, co jest bardzo częste to przeczytam sobie to co napisałam. Trzymajcie kciuki żeby było lepiej.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kwasnydeszcz
  • 13
@AnonimoweMirkoWyznania: Cześć,mam podobnie. Nawet wiek się zgadza. Również jestem samotny,ale na swój sposób to oswoiłem. To co napiszę to banały,ale skup się na sobie. Rozwijaj się i staraj nie myśleć o innych. Ciężka sprawa. Wiem jak to jest. Może spróbuj ochłonąć i rozejrzeć się wokół siebie. Nie jesteś nudna,nie narzucasz się. Ludzie,którzy docenią Ciebie sami się znajdą. Nie musisz nikogo szukać. Wszystko rozwinie się w naturalny sposób i ani się obejrzysz,a
Różowy: Jakbym czytała o sobie. W szkole jeszcze jakieś znajomości były. Nawet się odwiedzaliśmy i tak dalej. W liceum już dużo gorzej.
Teraz już powoli kończę studia i zdaję sobie sprawę, że większość znajomości nie przetrwa. Też mam problem z niedopuszczaniem do siebie ludzi. Czują to i nie chcą się spotykać poza uczelnią. Do tego mam wrażenie, że jestem zbyt beznadziejna, żeby ktoś mnie polubił i chciał sam z siebie spędzać