Wpis z mikrobloga

Ciągle wypomina się różnym zachodnim politykom układanie się z Rosją. Pomyślałem, że warto przypomnieć jak to dawniej bywało ;)


W momencie kiedy szwoleżerowie wyjeżdżali z Warszawy, wynik "wojny polskiej" był już rozstrzygnięty. Zakończyła ją 14 czerwca wielka bitwa pod Frydlandem (obecny Prawdińsk w okręgu kaliningradzkim), w której Polskę zaszczytnie reprezentowała dywizja Dąbrowskiego. "Zwycięstwo Napoleona było świetne. Stracili sprzymierzeni 17 000 poległych i rannych; wzięto do niewoli 20 000, dział 80. Królewiec z ogromnymi zapasami broni wpadł w ręce Francuzów Odezwa cesarza porównywała Frydland z Marengo i Austerlitzem".

Pierwsze wiadomości o rozgromieniu armii zaborczych dotarły do stolicy nazajutrz po odjeździe szwoleżerów i wywołały ogromną radość. Zwycięstwo frydlandzkie uczczono paradą wojskową, uroczystą mszą oraz bankietem na sto kilkadziesiąt osób, wydanym na Zamku przez księcia Józefa Poniatowskiego.
( ... )

Przez tydzień Warszawa szalała ze szczęścia. Z ufnością czekano na dalszych kurierów. Któż bardziej niż Polacy mógł liczyć na wdzięczność "Przyjaciela swoich przyjaciół"? Polacy na pierwsze żądanie Napoleona wystawili czterdziestotysięczne wojsko, Polacy przez miesiące ponosili koszty zaprowiantowania Wielkiej Armii, Polacy bili się dzielnie we wszystkich bitwach ostatniej kampanii... Wytrawni politycy zkaffenhauzów warszawskich z ołówkiem w ręku wyliczali fakty, z których wynikało niezbicie, że teraz, po rozgromieniu trzech zaborców, przywrócenie przez cesarza Królestwa Polskiego jest już tylko kwestią dni.

Ale w idealistycznych kalkulacjach warszawskich nie uwzględniono pewnej dość istotnej okoliczności: Napoleon ze swoimi wojskami zapuścił się tak daleko na wschód nie dla przywrócenia Królestwa Polskiego,lecz po to, aby umocnić gmach swego Grand Empire i zabezpieczyć interesy handlowe burżuazji francuskiej. O smutnych konsekwencjach wynikających z tej okoliczności najwcześniej mieli się dowiedzieć polscy szwoleżerowie, przebywający w Głównej Kwaterze pod Tylżą.

25 czerwca 1807 roku - w pawilonie pontonowym na środku Niemna - doszło do "spotkania na szczycie" między zwycięskimi Napoleonem a pokonanym Aleksandrem. Dwaj cesarze zajęli się wspólnie wykreślaniem nowej mapy Europy. ( ... ) Na drewnianym pomoście, pokrytym kobiercem, stoją dwaj mocarze, objęci uściskiem tak czułym, jakby nigdy nie było między nimi trzyletniej wojny, stu tysięcy zabitych, rzezi iławskiej i pogromu Frydlandu. Z dwóch łodzi, przycumowanych do pomostu, braterskie pojednanie monarchów wspierają uśmiechami: wielki książę Konstanty na czele generalicji rosyjskiej i Joachim Murat, wielki książę Bergu i Kliwii w gronie marszałków Cesarstwa. "Spotkanie monarchów przebiegało w nader przyjemnej atmosferze" - entuzjazmowały się potem wszystkie gazety europejskie.

Podczas spotkania na Niemnie zapadły także postanowienia w sprawie Polski, zatwierdzone później traktatem pokojowy, podpisanym w Tylży. Cesarz Zachodu i cesarz Wschodu w toku rokowań kokietowali się podobno jak para zakochanych, ale o sfery wpływów w Europie targowali się jak dwaj kupcy. Bez sentymentów zmieniali granice państw i burzyli nadzieje narodów. Polska sprawiała monarchom sporo kłopotu. Przerzucali ją sobie wzajemnie jak piłkę. Napoleon namawiał Aleksandra, aby ogłosił się królem polskim. Aleksander proponował Napoleonowi włączenie ziem polskich do nowego królestwa niemieckiego, które miano stworzyć dla Hieronima Bonapartego. Żadna z propozycji nie została przyjęta. Aleksander nie mógł się narażać dwóm pozostałym mocarstwom zaborczym restytuowaniem Królestwa Polskiego. Napoleon nie chciał się angażować na stałe w Europie wschodniej i wolał na królestwo dla brata położoną bliżej Francji Westfalię. W ostatecznym rezultacie targów tylżyckich zamiast Królestwa Polskiego powstał twór nieoczekiwany i kaleki - Księstwo Warszawskie, obejmujące ziemie byłego zaboru pruskiego, z których wycięto jeszcze dla Rosji obwód białostocki. Nowe państewko liczące 104 000 km2 powierzchni i 2 600.000 ludności - oddano "prawem własności i najwyższego zwierzchnictwa" wasalowi Francji - królowi saskiemu Fryderykowi Augustowi, nawiązując przynajmniej w tym punkcie - lecz jakże szyderczo - do postanowień ostatniej konstytucji dawnej Rzeczypospolitej.
( ... )

Kiedy w Warszawie dowiedziano się, jakie mają być te "przyszłe przeznaczenia", wybuchło oburzenie tak ogromne, że Dyrektorium Generalne, zastępujące nieobecny rząd, musiało wydać uspokajającą odezwę do ludności.
( ... )

Ugoda tylżycka wywołała szczególnie silny ferment wśród warszawskich oficerów. Znalazło to odbicie w rezolucjach dyrektora policji, Aleksandra Potockiego, z 26 i 27 lipca: "Wielu z IchMP. oficerów polskich zapomniawszy, że wykonali przysięgę wierności Najjaśniejszemu Cesarzowi, poważają się po oberżach, biliarach i miejscach publicznych schadzek używać słów nieprzyzwoitych i wyrazów uwłaczających powinnego temuż monarsze uszanowania... Oficerowie gwardii narodowej zamiast co by mieli przykładać się do utrzymania porządku i winnego urzędnikom posłuszeństwa, mowami swemi i zakrywaniem tak od rekwizycjów, jako i innych rozkazów burzą porządek i spokojność publiczną!"

Źródło: M. Brandys "Kozietulski i inni"


#historia #francja #rosja #4konserwy #neuropa
puszkapandory - Ciągle wypomina się różnym zachodnim politykom układanie się z Rosją....

źródło: comment_figx9h2If9F1Pck9zWKPUkVIaT3wfujQ.jpg

Pobierz
  • 14
  • Odpowiedz
Lubię też prozę Łysiaka o tym okresie.
Chodziło mi o więcej takich ciekawych wpisów. Brakuje mi ostatnio tutaj mocno takich ciekawych treści.
  • Odpowiedz
@puszkapandory: Klasyczny mit, że obaj cesarze byli sobą oczarowani. Słowa Brandysa brzmią trochę po leninowsku, czyli jakbyśmy czytali o wielkiej katastrofie. Traktat był wielkim sukcesem Rosji, a mimo wszystko Napoleon upiekł dwie niemożliwe pieczenie na jednym ogniu; zawarł sojusz z Rosją, a jednocześnie nie sprzedał Polaków. Swoją drogą, polecam spojrzeć też z drugiej strony. Rosyjska arystokracja była oburzona traktatem w Tylży, głównie ze względu na ogromne majątki posiadane w byłej Rzeczypospolitej.
  • Odpowiedz
@Balcar: Brandys ma taki barwny styl i oczywiście te teksty są obarczone jego wizją tych wydarzeń i ich skutków. Gdzieś w internecie przewinęła mi się nawet opinia, że ta "miłość" cesarzy była ówczesną propagandą. Z perspektywy czasu ciężko cokolwiek wykluczyć skoro nawet bieżące wydarzenia są różnie akcentowane i oceniane w zależności od tego kto o nich mówi. A i relacje między cesarzami podlegały ciągłym zmianom.
  • Odpowiedz
@puszkapandory: W najnowszej literaturze właśnie uważa się tą kokieterię i miłość cesarzy za propagandę. Cytuje się chociażby list Aleksandra do siostry Katarzyny, gdzie pisze, że "Bonaparte bierze mnie za głupka, ale ten się śmieje, kto się śmieje ostatni". Prawdę mówiąc, nastrój obu armii był sielankowy, ale całą intrygę i trudne rokowania pokojowe postanowiono przedstawić jako spotkanie dwóch przyjaciół, którzy kupczyli całą Europą. Prawda jest bardziej złożona.
  • Odpowiedz
@Balcar: Swego czasu przeczytałem "Nieznany książę Poniatowski" nie wiedząc kompletnie nic o Brandysie i nabrałem do niego głębokiej nieufności. Nie są to książki stricte naukowe i brak przypisów przy jednoczesnej szczegółowej relacji budził we mnie silne wątpliwości co do warsztatu autora (a Brandys sypie ciekawostkami co krok). Na nowo przekonał mnie do niego pewien wykładowca "Historii wojskowości" na którego wykład trafiłem zupełnie przypadkiem, a który na koniec zajęć polecił zajrzeć właśnie
  • Odpowiedz
@puszkapandory: U mnie Brandys leży na półce, ale nie miałem okazji po niego sięgnąć.
Jeśli chodzi o sprawę polską i chociażby Tylżę, to polecam rosyjski punkt widzenia i książkę Olega Sokołowa "Napoleon, Aleksander i Europa 1806-1812". Ostatnio czytałem i jestem pod wrażeniem ile tam mitów padło, jeśli chodzi o epokę napoleońską. Świeże spojrzenie, nowe ujęcie tematu, do tego odniesienia do polskiej, francuskiej i rosyjskiej literatury. Obiektywizm na najwyższym poziomie i książka
  • Odpowiedz
@Balcar: Dzięki, wciągnę ją na listę zakupów ;)
A Brandysa polecam, ten jego punkt widzenia jest poparty sporym rozeznaniem w temacie. Nieraz czytając o tamtych czasach czuje jakbym widział współczesne wydarzenia (szczególnie postawy ludzkie).
  • Odpowiedz
@puszkapandory: To nieco obrazoburcze, ale całe te wojny napoleońskie były nam na cholerę z polskiego punktu widzenia potrzebne. Jakby nie patrzeć cywilizacyjnie ostatecznie wygrywały na ziemiach polskich Prusy, a Prusy południowe sprzed 1807 były jednak większym i ludniejszym obszarem niż ziemie tego zaboru po Kongresie Wiedeńskim. W ostateczności gospodarczo, kulturowo i w ogóle cywilizacyjnie mogliśmy wyjść na stanie przednapoleońskim znacznie lepiej i znacznie bardziej musiały by się z polską mniejszością kolejne
  • Odpowiedz
@kult_cwaniaka: W tamtym czasie były nieuniknione bo ludzie ich pożądali. O ile z perspektywy czasu i historycznie można uznać, że w sumie to więcej straciliśmy to jest to raczej złudny wniosek i trochę krzywdzący osąd. Oceniasz efekt długiej perspektywy, którego nigdy nie sposób przewidzieć z pozycji teraźniejszości. Weź też pod uwagę, że nie wiemy co by się tak naprawdę stało gdyby tych wojen nie było. A żeby do nich nie doszło
  • Odpowiedz
@puszkapandory: Zdaję sobie oczywiście z tego sprawę, że to takie gdybanie po fakcie. Aczkolwiek gdybania oprócz tego, że są rozrywką kanapową, którą wszyscy lubią mają jednak też pewne znaczenie jeśli chodzi o przyjmowania pewnych postaw i zachowań w przyszłości.
  • Odpowiedz