Wpis z mikrobloga

Leżąc ostatnio w szpitalu miałam dość osobliwą współlokatorkę. Przywieźli kobitkę ze złamanym biodrem. Na początku wydawała się dość normalna i komunikatywna. Mówiła, że przewróciła się przy wchodzeniu do domu.
Dwa, trzy dni później zaczęły się inby. Kobitka nagle zaczęła widzieć dziwne rzeczy, myślała, że nasze łóżka są w windzie i lecimy bez zabezpieczenia, że spadamy, musiała się biedna trzymać kurczowo poręczy.
Czułam już pismo nosem, Pielęgniarki potwierdziły moje przypuszczenia, że delikwentka przechodzi delirkę. Okazało się, że tak naprawdę pogotowie zabrało ją pijaną z ulicy, przewróciła się i połamała.
Myślałam, że trochę poświruje i jej przejdzie. Każda noc była niestety coraz gorsza. Zaczęła gadać do wyimaginowanych ludzi, prosiła ich o papierosy, wstawała z łóżka(z połamanym biodrem), nie wiedziała, że jest w szpitalu. Pielęgniarki szprycowały ją lekami uspokajającymi, które praktycznie nic nie dawały.

Śmiesznie to czasem wyglądało, ale to bardzo smutny i przerażający widok. Kobieta w kwiecie wieku, miała męża, córkę, wnuki, a zupełnie oderwana od rzeczywistości. Nabrałam ogromnego obrzydzenia do alkoholu. Poza tym według mnie nasz system powinien być bardziej komplementarny, powinien leczyć kilka problemów na raz. Może gdyby miała opiekę psychologiczną, psychiatryczną, wyraziłaby zgodę na leczenie? Pewnie wszczepili jej protezę, a potem wypuścili samopas. Myślicie Mireczki, że kobitka w szponach nałogu uszanuje swoją nową nóżkę?

Żyjcie zdrowo Mireczki, na wiosnę pijcie kolorowe koktajle warzywne i owocowe, tak zarządzam.
#truestory #alkoholizm