Wpis z mikrobloga

Tegoroczne Oscary są bardzo ciekawe, do nagrody za najlepszy film nominowano wyjątkowo mało produkcji wysokobudżetowych, o większości z tych tytułów nie usłyszelibyśmy gdyby nie otrzymały nominacji. Wdzięczny jestem Akademii za taki wybór.

Dominują dramaty (5 z 9 nominacji to stuprocentowe dramaty, można pod tę kategorię jeszcze dwa inne filmy podciągnąć), podejmowano ciężkie tematy – rasizm, homoseksualizm, żałoba. Mimo to dzisiejsza gala prawdopodobnie nie będzie zbyt ciekawa, bo główne nagrody zgarnie pewnie La La Land – zupełne przeciwieństwo ciężkich tematów, kolorowy film o nadziei i marzeniach. U bukmacherów kurs na wygraną 1,14, właściwie pewniak.

Aż 3 filmy z 9 poruszają problemy czarnych, jednak w przeciwieństwie do silnie nastawionego na zdobywanie nagród 12 Years a Slave, są one stonowane i przede wszystkim bardzo dobre, każdy na swój sposób.

W przeciwieństwie do poprzednich lat, nie widziałem w tym roku filmu, który by mi się jednoznacznie nie podobał i nie polecałbym go obejrzeć. Choć nie wszystkie mi w pełni podeszły, to każdy z nich oferował coś dobrego. Z drugiej strony nie było żadnego filmu wybitnego, takiego, który trafiłby do moich ulubionych, którym bym się jarał i polecał każdemu.

W końcu w tym roku udało mi się obejrzeć wszystkie nominowane filmy, więc mogę powiedzieć parę zdań o każdym (uporządkowałem w kolejności, w jakiej je widziałem). Jestem też ciekaw Waszych przemyśleń.

La La Land – uwielbiam musicale, więc ten film też musiał mi się spodobać. Ciekawa historia o aktorce i muzyku jazzowym, podążającym za marzeniami o wielkiej karierze filmowej i własnym barze jazzowym. Świetne utwory i choreografia, piękne ujęcia, dobrze pokazana chemia między bohaterami, wszystko tu gra. No i chyba nigdzie nie pokazano tak ładnie Los Angeles i Hollywood, choć to nieprawdziwa wizja. Momentami zabawny, momentami przygnębiający. W sumie nawet jeśli ktoś nie lubi musicali, to może mu się ten film spodobać, bo nie jest przepakowany piosenkami (ja bym nie miał nic przeciwko większej liczbie utworów). Faworyt do Oscara za najlepszy film, z mojej strony takie solidne 8/10.

Arrival (Nowy początek) – świetne sci-fi, mój ulubiony film spośród tegorocznych nominacji. Szkoda, że raczej bez większych szans na główną statuetkę, może chociaż dostanie nagrodę za scenariusz adaptowany. Trzyma w niepewności, fabuła rozwija się dosyć powoli, aż do bardzo nietypowego rozwiązania. Uwielbiam takie stonowane science fiction, nieprzepakowane efektami specjalnymi, z dobrymi rozkminami. Jedyne co irytowało, to takie stereotypowe przedstawienie wojska (amerykańskiego i z innych krajów) jako bandy idiotów działających kompulsywnie i bez przewidywania konsekwencji. 8/10.

The Hacksaw Ridge (Przełęcz ocalonych) – dobry film wojenny Mela Gibsona, świetna rola Garfielda, jego płaczliwa maniera mówienia bardzo mi podeszła. Historia oparta na faktach, tym razem nie o dzielnych żołnierzach, a o bardzo dzielnym medyku. Świetne sceny bitwy, pięknie pokazany chaos wojny. Oczywiście musiały być momenty skrajnie przesadzone, napakowane amerykańskim patosem, no ale takie są już uroki tego rodzaju filmów. 7/10.

Hidden Figures (Ukryte działania) – kolejny film oparty na faktach, pierwszy z kategorii „czarnych”. Bardzo fajna historia, która dotychczas nie była powszechnie znana. Opowieść o czarnych kobietach pracujących w NASA przy obliczeniach do programu pierwszego lotu załogowego. Czasy segregacji rasowej, osobnych toalet dla „kolorowych” itp. Wszystko bardzo fajnie ukazane, dla ludzi wtedy żyjących to nie był rasizm, ale zwyczajna rzeczywistość. Czarni w tej rzeczywistości musza starać się dwa razy bardziej by zostać dostrzeżonymi. Klimat jak w innych biografiach naukowców (historia Turinga, Hawkinga itp.), kto lubił tamte filmy, temu na pewno Hidden Figures się spodoba. No i spośród tegorocznych nominacji to jest najbardziej skierowany do kobiet film. 7/10.

Manchester by the Sea – zdecydowanie najcięższy z wszystkich nominowanych filmów. Główny bohater musi wrócić do rodzinnego miasteczka po śmierci swojego brata. Ciągnie się za nim jakaś historia, ale przez długi czas nie wiemy o co chodzi. Małomówny, z olbrzymim bagażem życiowym, uciekający przed przeszłością. Widz trochę męczy się w Manchester razem z głównym bohaterem. Mój faworyt w walce o nagrodę za najlepszego aktora pierwszoplanowego dla Caseya Afflecka, który zagrał bardzo przekonującą postać używając minimalnej liczby słów. Trochę brakowało mi jedynie bardziej klarownego finału historii, ale może dlatego jest bardziej życiowy, bo nie każda historia musi mieć jakiś koniec. 7/10.

Moonlight – opowieść o czarnoskórym geju z getta, czyli jak zapewnić sobie nominację do Oscara i uznanie krytyków – tak można sobie pomyśleć czytając opis filmu. Moonlight to naprawdę świetnie opowiedziana historia o dorastaniu, niepewności co do własnej tożsamości i strachu przed swoim prawdziwym ja, do tego z naprawdę dobrym klimatem i ujęciami. Moim zdaniem drugi najładniej zrealizowany film po La La Land. Mimo wszystko miałem trochę wyższe oczekiwania po dobrym przyjęciu filmu, ale jeśli jakiś inny film niż La La Land miałby zdobyć Oscara za najlepszy film, to byłby pewnie Moonlight. 7/10.

Hell or High Water (Aż do piekła) – przed obejrzeniem tego filmu wiedziałem jedynie, że to western. Cóż, to nie western, ale czuć podobny klimat. Historia o dwóch braciach napadających na banki, kierujących się nieznaną na początku motywacją. Teksas, spokojne miasteczka, stereotypowy szeryf grany przez Jeffa Bridgesa, momenty trzymające w napięciu, uwielbiam takie filmy. Coś w stylu „To nie jest kraj dla starych ludzi”. 8/10.

Fences – ostatni z „czarnych filmów”, najcięższy dramat zaraz po Manchester by the Sea. Na podstawie sztuki teatralnej, co widać przez cały film. Piękne ujęcia, świetnie zbudowane postacie, ciekawe dialogi (w sumie to głównie monologi, mimo obecności wielu postaci podczas scen). Historia krąży wokół postaci Troya Maxsona granego przez Denzela Washingtona. Na początku wydaje się sympatycznym facetem w średnim wieku, jednak im bardziej zagłębiamy się w jego historię i relacje z bliskimi, tym mniej go lubimy. Jeśli Casey Affleck nie zgarnie Oscara za rolę pierwszoplanową, to na pewno zgarnie ją właśnie Washington. Mam nadzieję, że Viola Davis zgarnie statuetkę za drugoplanową rolę kobiecą. 8/10.

Lion (Droga do domu) – jeszcze jeden film oparty na faktach. Opowiada o małym indyjskim chłopcu, który przypadkiem wsiadł do pociągu i znalazł się tysiące kilometrów dalej w Kalkucie. Zna tylko swoje imię, nie wie gdzie mieszkał. Świetna szczególnie pierwsza połowa filmu, gra aktorska małego chłopca miażdży, czuć jego walkę o przetrwanie w skrajnie niebezpiecznych warunkach, kibicujemy mu. A wszystko to na tle pięknych ujęć Indii. Patrząc po kategoriach, w których został nominowany, nie wróżę więcej niż jednego Oscara (za męską rolę drugoplanową), ale naprawdę warto zobaczyć. 7/10 (8/10 za pierwszą połowę).

Moi faworyci (w kategoriach, w których mogę się wypowiedzieć):
Najlepszy film – La La Land
Najlepszy aktor pierwszoplanowy – Casey Affleck (Manchester by the Sea) (choć nie obraziłbym się za Denzela Washingtona (Fences), zaskoczyć też może Andrew Garfield (The Hacksaw Ridge))
Najlepszy aktor drugoplanowy – Dev Patel (Lion)/Lucas Hedges (Manchester by the Sea)
Najlepsza aktorka drugoplanowa – Viola Davis (Fences)/Michelle Williams (Manchester by the Sea)
Najlepszy reżyser – Damien Chazelle (La La Land)
Najlepszy scenariusz adaptowany – Fences
Najlepsze zdjęcia – La La Land/Moonlight

#film #oscary2017 #oscary
  • 2