Wpis z mikrobloga

Kilka lat temu, w styczniu z resztą, wróciłem z pracy jak co dzień zmęczony i zasiadłem przed znanym i lubianym telewizorem produkcji radzieckiej- "Rubin". Posiadając tylko dwa kanały wybór był oczywisty - wielka charytatywna impreza znana pod nazwą Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Moim oczom ukazał się pan średniego wzrostu w czerwonych okularach, gładko ogolony na głowie. Miłość i zrozumienie biły od niego na kilometry, a jego ciepłe spojrzenie przenikało każdego odbiorce uczuciem. Szkoda, że mój rubinek nie ma opcji transmisji dźwięku. Chcąc sprawdzić co jest na drugim programie musiałem wstać, a dla takiej osoby jak ja nie jest to w cale proste - nie wspomniałem, że jestem inwalidą. Pomagając dziadkowi na działce w rąbaniu drewna uszkodziłem sobie kość strzałkową, która nie dość, że krzywo się zrosła, to muszę do końca życia nosić takie dwie szyny, które ni #!$%@? mi nie pomogły, a nogę jeszcze bardziej wykrzywiły. Generalnie, opinia lekarska nie daje mi żadnych szans na rekonwalescencje i powrót do pełnej sprawności fizycznej. Niestety, drugi kanał rubina przechwytywał talerz satelitarny mojej sąsiadki, która jest największą dewotką w mojej gminie, prenumeruje wszystkie religijne miesięczniki i wysyła polowe swojej renty na konto słynnego duchownego Rydzyka. Niestety, dwa dni temu zmarła na przewlekłe zapalenie płuc i odmrożenia, gdyż ze względu na jej zapał do kupowania religijnych czasopism nie starczało jej na ogrzewanie. Jeszcze pożądanie jej nie zasypali, a chciwy sąsiad już rozkręcał jej talerz satelitarny. Po wsi krążą plotki, ze z pieniędzy ze sprzedaży kupił denaturat, i sromotnie się zapił. W związku z tym incydentem zamiast "TV Trwam" mój rubinek transmitował tylko biały szum.

Zrezygnowany znowu przełączyłem odbiornik na pierwszy kanał. Słuchając koncertu Maryli Rodowicz prowadzonego przez Piotra Gąsowskiego byłem oczarowany atrakcjami festiwalu na krakowskim rynku. Apogeum mojej fascynacji tą imprezą nastąpiło gdy zobaczyłem na scenie duet najwybitniejszych polskich wokalistów - Krzysztofa Krawczyka i Zbigniewa Wodeckiego. W tym momencie postanowiłem, że w przyszłym roku muszę koniecznie znaleźć się na imprezie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Co miesiąc odkładałem 10% mojej pensji wynoszącej 1200zł. W przeddzień wydarzenia, na które czekałem cały rok uzbierałem tylko 1400zł, gdyż ze względu na przykre zdarzenia losowe straciłem połowę oszczędności. Mimo to, nic nie było w stanie zgasić mojego entuzjazmu.

Z samego rana wybrałem się na dworzec PKS i po podróży trwającej 12 godzin (notabene z 3 przesiadkami) dotarłem do Krakowa. Udałem się do hostelu na przedmieściach, zameldowałem się do pokoju, który niestety znajdował się na trzecim piętrze czteropiętrowego budynku. Toalety niestety znajdowały się tylko na parterze, więc dotarcie z parteru na trzecie piętro i z powrotem byłoby bardzo trudne. Gdy zechciałem się wysrać, wyprawa na parter zajęła mi 20 minut w jedną stronę. Kule zostawiłem na zewnątrz, gdyż łazienka była wyjątkowo ciasna. Zacząłem już robić swoje, gdy usłyszałem z zewnątrz pijacki rechot. Okazało się, że moje kule zostały skradzione przez lokalnych menelaosów. W związku z brakiem moich kul, powrót na trzecie piętro zajął mi nie 20, a 40 minut. Mimo tego, nic nie było w stanie mnie zdemotywować do podróży na krakowski rynek.

Krzyki i jęki dochodzące z sąsiednich pokojów (ściany najwyraźniej były wyjątkowo cienkie) nie pozwalały mi zasnąć. Przeleżałem tak kilka godzin, aż w końcu nastał ranek. Ranek drugiej niedzieli nowego roku. Rześki i pełen życia, aczkolwiek nieumyty, gdyż gabaryty mojego ciała i jego fizyczne dysfunkcje umożliwiały mi porządne mycie.

Udałem sie do recepcji, gdzie poprosiłem panią o namiary na najbliższy sklep z pomocami dla niepełnosprawnych. Pani recepcjonistka uprzejmie poinformowała mnie, ze najbliższy takowy sklep znajduje sie na Placu Inwalidów. Życie lubi płatać figle, nie? Kulawo i powolnie ruszyłem na najblizszy przystanek tramwajowy, który znajdował sie 500 m od mojego hostelu. Utykając i podpierając się koszy na śmieci, bloków i żywopłotów dotarłem tam w ciągu 20 min. Po 5 min czekania na lekkiej mżawce przyjechał mój tramwaj. Wszystkie miejsca siedzące były zajęte, a osoby je zajmujące odwracały ode mnie wzrok, więc musiałem znieść 20 minutową podróż na stojąco. Podczas podróży upadłem na podłogę i jakaś lafirynda w 15 cm szpilkach nadepnęła na moją rękę. Ostatnio czułem takie natężenie bólu jak tata 30 lat temu wrócił do domu pijany. Na całe szczęście droga z tramwaju do sklepu obyła się bez żadnych przykrości. Zakupiłem nowiusieńkie, błyszczące inwalidzkie kule pachowe w cenie 69,00 zł. Zaopatrzony w nowiusieńki sprzęt ortopedyczny udałem się w kierunku krakowskiego rynku, na którym stała scena WOŚP'u. Idąc w kierunku rynku napotkałem wielu wolontariuszy z puszkami i arkuszami nalepek-serduszek, którym za 30 nalepek ochoczo rozdałem resztki moich oszczędności. Oblepiłem się od stóp do głów, nie zapomniałem nawet o naklejeniu serduszka na swoje nowiusieńkie kule. Tak odziany wkroczyłem dumnie na krakowski rynek, jak Odyseusz do Itaki. Od razu zobaczyłem świecącą kolorową scenę Orkiestry, a moje uszy zostały uraczone niebiańskimi dźwiękami - hymnem WOŚPu "TU TU TU TU TU TUUU DUUU TU DUUUU" Do oczu napłynęły mi łzy, ale resztki mojego ego nie pozwoliły mi płakać, ponieważ zostałem wychowany w duchu wartości rycerskich i o ile doceniam piękno i kunszt sztuki, nie wypada mi okazywać uczuć. Przeciskając się przez tłum zdołałem wepchnąć się do pierwszego rzędu. Oczekując na Jurka, słuchałem koncertu jakichś gównianych artystów. Cały czas liczyłem na występ Maryli Rodowicz lub Krzysztofa Krawczyka, lecz zamiast tego musiałem wytrzymać kakofonię gównianego zespołu Enej. Kim oni #!$%@? w ogóle są?

Po 2 godzinach oczekiwania ze sceny wyleciał gesty dym. "To on" pomyślałem, a zza dymu wyszedł Piotr Gąsawski, tak jak rok temu. Zapowiedział on Jurka Owsiaka i znikł w backstage'u. Tak bardzo chciałem zobaczyć pana Jurka, mój 9 cm towarzysz stał na baczność i chciał wystrzelić niczym korek szampana którego otwierałem samotnie na sylwestra w moim 20-metrowym, luksusowym apartamencie. (Właśnie przez to mam teraz #!$%@? wielkiego siniaka pod okiem). Czekałem 15 min, a pana Jerzego ani widu, ani słychu. Wraz z resztkami nadziei poszedłem na backstage aby sprawdzić co przeszkodziło panu Owsiakowi. Widok, który zobaczyłem był druzgocący. Moje wyobrażenie o łysym panu średniego wzrostu w czerwonych okularach legło w gruzach. Zobaczyłem czerwonego, naburmuszonego człowieka z wielkimi źrenicami i białym nalotem na nosie. Stanął w miejscu, zastanowił się po czym krzyknął na cały głos "#!$%@? mać!" i dał jednemu z ochroniarzy w mordę. Stałem relatywnie daleko, ale i tak usłyszałem jego mamrotanie: "Ja #!$%@?, #!$%@?, co oni maja w tych łbach? To był #!$%@? zamach!" po czym w afekcie zwrócił się w moja stronę i zaczął biec. Rozgorączkowany przyłożył mi pięść do policzka i zapytał co o tym sądzę. Nie wiem czy ze strachu czy z szacunku do pana Jurka przyznałem mu racje. Grymas z jego twarzy momentalnie zamienił się w szeroki uśmiech. Zostałem bacznie zbadany wzrokiem po czym największy polski filantrop zaproponował mi zakup nowych kul za 500 zł i zaprosił do swojej białej luksusowej limuzyny Lincolna. Usiedliśmy, zostałem uraczony najlepszym rosyjskim kawiorem oraz szampanem. Po tym jak #!$%@?łem się na krzywy ryj, dostałem z łokcia w mordę. Jechaliśmy chwile bez słowa, ja z zakrwawioną mordą, a on skupiony na formowaniu pieniężnej krechy. Raz, dwa wciągnął wszystko lewym nozdrzem po czym zaczął mnie przepraszać i tłumaczyć się, że musiał odreagować, a nie ma przy sobie tabletek uspokajających, ani gniotka-ziemniaczka którego zawsze ściska w takich chwilach . Opowiedział też dlaczego jest taki zdenerwowany, okazało się ze pokłócił się z Piotrem Gąsowskim, który podobno zaczął opowiadać głupoty na temat Katynia i zamachu smoleńskiego. Po 2 godzinach jazdy zatrzymaliśmy się przed 3-metrowym murem otoczonym drutem kolczastym. Potężna metalowa brama otworzyła się i moje oczy spostrzegły wielką wille z basenem w kształcie serduszka. Byłem zaszokowany przepychem i luksusem tego miejsca. Drzwi otworzył mi lokaj i zaprowadził do jadalni gdzie czekała na mnie wykwintna kolacja oraz nowe kule ortopedyczne.

Zostałem poczęstowany ostrygami i w tym samym momencie rozpoczął się wielki pokaz sztucznych ogni sfinansowany przez darczyńców z całej polski, którzy za wpłaty, tak jak ja, zostali obdarzeni czerwonym serduszkiem.

Potrawy zaserwowane na kolacji były definitywnie najlepszymi jakie kiedykolwiek jadłem. W mojej głowie cały czas wisiało jednak jedno pytanie - dlaczego Jerzy raczy mnie takimi luksusami? Wraz z tym jak lokaj przyniósł sandacza w piwnym cieście przestałem się nad tym zastanawiać, gdyż udało mi się połączyć fakty - takiego sandacza jest w stanie zrobić tylko pan Okrasa. Nie myliłem się, w połowie konsumpcji dania dołączył do nas sam on - wielki podróżnik, telewizyjny zawadiaka i kucharz Karol Okrasa. Tak spędziliśmy 2 godziny, które zwieńczyliśmy toastem francuskiego likieru. Okrasa polewał, a Jurek w tym czasie streścił mi przekrój historycznych designów serduszka WOŚPu i kolejnych iteracji głównego motywu organizacji. Karol poinformował nas o pełnej gotowości do spożycia trunku, więc i tak uczyniliśmy. To był najlepszy płyn jaki miałem kiedykolwiek w ustach. Po kilku minutach zaczął morzyć mnie jednak potworny sen - powieki dosłownie zamykały mi się same. Lekki ból lewej nogi towarzyszący mi od tak wielu lat ucichł. Pomyślałem sobie, że to pewnie wina alkoholu - odkąd pan Jerzy dowiózł mnie do swojej willi minęło bowiem kilka godzin i kilka setek, a najmocniejszym zawodnikiem definitywnie nie jestem. Nim się zorientowałem, usnąłem. A moje sny, ludzie! Żebyście mogli to przeżyć ze mną! Śniły mi się widowiskowe średniowieczne bale, ja w płytowej zbroi rycerskiej na turnieju, w którym uczestniczył również i sam Owsiak. Ramię w ramie walczyliśmy z pretendentami do tronu Serduszkolandii. Byłem na prawdę szczęśliwy. Ze snu zbudził mnie jednak wyraźny chłód na plecach i pośladkach oraz konkretne łupnięcie w głowę.

Na wpół przytomny obserwowałem co się wokół mnie dzieje. Zorientowałem się, że leżę na stole operacyjnym w obskurnej piwnicy. Do moich uszu dobiegł odgłos tłuczonego szkła. Nagle usłyszałem głos pana Jurka "Karolak, ty idioto, znowu się #!$%@?łeś i #!$%@?łeś mi kieliszek!" Podejrzewałem, ze chodzi o słynnego aktora filmowego i serialowego, Tomasza Karolaka. wstałem ze stołu operacyjnego i ruszyłem w kierunku pomieszczenia z którego dobiegały krzyki.

Wszedłem do dość dużego pokoju, mniej więcej 7x7, i zobaczyłem stojący po środku stół z 4 kieliszkami i połówką wódki "Belwedere". Tomasz Karolak leżał pijany ma ziemi, a dwóch mężczyzn w strojach lekarskich próbowało go obudzić. Okazało się, że to pan Karol Okrasa oraz prezes NBP Marek Belka. Spostrzegłem też tego #!$%@? Owsiaka, który popijał whiskey z lodem. Od razu rzuciłem mu się do gardła, ale ten #!$%@? znał tajniki sztuk walki i po 2 minutach leżałem przywiązany pasami bezpieczeństwa do stołu operacyjnego, po czym Jerzy wbił strzykawkę w moje spasłe ciało. Obudziłem się po jakimś czasie z piekielnym bólem głowy i prawej lędźwi, notabene później okazało się, że wycięli mi nerkę. Leżąc sparaliżowany przez jakiś czas usłyszałem otwierające się drzwi, odruchowo próbowałem się podnieść, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Moją jedyną alternatywą było zamknięcie oczu i udawanie nieprzytomnego.

Miałem kontrolę tylko nad gałkami ocznymi, więc Jerzy i Marek mieli wszelkie podstawy by sądzić, że byłem nieprzytomny. Zwłaszcza, że byli tak #!$%@?, jak mój tata wracający z pracy. W związku z tym udało mi się podsłuchać całą ich rozmowę, z której wynikało, że WOŚP to tak na prawdę przestępcza organizacja zajmująca się praniem brudnej kasy i przewrotem narządów wewnętrznych na czarnym rynku. Przez ich niemal godzinną rozmowę (ciężko dokładnie powiedzieć, w mojej sytuacji poczucie czasu było na poziomie co najwyżej niskim) dowiedziałem się wszystkich sekretów Jurka i jego bandy. Marek Belka wprowadził ten swój podatek tylko by z odciągniętych poprzez podatek pieniędzy fundować Orkiestrze aparaturę specjalistyczną, która umożliwiała Owsiakowi zachować pozory. Okrasa dodawał do wszystkich towarów na promocji w Lidlu opium, żeby uzależnieni klienci wracali po więcej, a szefowi spółki Lidl przekazywali WOŚPowi "datki". Karolak dbał o to, żeby na planie "Rodzinki.pl" były lokowane tylko produkty dostępne na przecenie w Lidlu. Dowiedziałem się nawet, że szczerbaty uśmiech Karolaka to wynik przesłuchań i tortur, które stosował na nim Jurek. Podobno przez jakiś czas w Orkiestrze był jakiś kret, a podejrzenia padły właśnie na pana Karolaka. W chorym, WOŚPowym systemie siedzieli wszyscy, którzy kiedyś pojawiali się w wywiadach z WOŚPową naklejką: cała rodzina Krawczyka, Piotr Gąsowski, Beata Tyszkiewicz i jeszcze wielu innych, których nazwisk nawet nie pamiętam.

Ich rozmowę przerwał napad szału tego zwyrodnialca Owsiaka, który z butelki Belwedere, z którą nie rozstał się od początku naszego spotkania, zrobił tulipana i ranił Belkę. Ten, odgrażając się, że przestanie finansować maszyny do rezonansu magnetycznego odjechał, wnioskując po dźwięku silnika - na motorynce. Na kilka minut zostałem sam, bo Jurek poszedł na górę szukać Karolaka. Nadal nie mogłem się ruszać, ale spostrzegłem na jednej ze ścian wykaz finansowy Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Powiem wam tyle, anony, ja #!$%@?. Bill Gates to przy nich śmieć.

#!$%@? dostają co rok równowartość całego PKB Słowacji. Uśmiechnięta, #!$%@?ńska twarz Owsiaka widniała nawet na wydartej okładce Forbes'a z 2015. "Człowiek Roku", #!$%@? mać. Nagle usłyszałem dźwięk syren policyjnych, a na monitorach nadających obraz z kamer wokół owsiakowej willi dostrzegłem coś, co można określić tylko jako manewry wojskowe na Syberii. Willa została otoczona bagietowozami o numerach rejestracyjnych z całej Polski, i nie tylko. Helikopter brytyjskiego SAS-u szybował nad willą, a na pagórku dostrzegłem transportery KGB - zapomniałem dodać, że #!$%@? miał na pieńku z Chruszczowem i Putin się teraz mści.

Potykając się kilkukrotnie, Jurek zbiegł do piwnicy, polał wszystko benzyną i podpalił. Myślałem, że spłonę żywcem, bez możliwości chociażby rzucenia "#!$%@?" z bólu, jednak Owsiak podszedł do ściany obok, nacisnął jakiś przycisk i nagle zacząłem spadać jakimś starym szybem kopalnianym. Sunąłem w tym #!$%@? tunelu jak Peterka na skoczni mamuciej, trwało to wieki. W końcu spadłem. Byłem w stanie usłyszeć dźwięk pękających kręgów szyjnych, ale nawet nie odczuwałem bólu. Upadek spowodował również, że moja #!$%@? noga stała się jeszcze bardziej #!$%@?; sądziłem, że było to niemożliwe, ale jednak. Suma sumarum: wszystko to zaskutkowało absolutnym paraliżem całego ciała, który mam do dziś. Na całe szczęście dostrzegłem w oddali tunelu kopalnianego kudłatego mężczyznę, który zeskrobywał i lizał nalot ze ścian. Gdy mnie zauważył, zaczął przeraźliwie krzyczeć, że zabronione jest przebywanie w Bochni po zamknięciu, że go wsadzą do więzienia itp. Po głosie poznałem, że mężczyzną tym był Jerzy Kryszak, znany aktor, satyryk i kawalarz. Mimo, że nie mogłem mówić, moje wymowne spojrzenie i nagie, otyłe ciało przekonało Kryszaka, że jestem niegroźny. Zaczął mi się zwierzać: okazało się, że i on kiedyś spiskował z Owsiakiem, próbował mu się sprzeciwić i przejąć WOŚP, bo nie mógł znieść tego, co wyprawiał Jurek. To pewnie on był tym kretem, o którym w piwnicy willi mówił Owsiak. Teraz dorabia wkradając się do kopalń i zeskrobuje sól ze ścian by sprzedać ją na swoim straganie na krakowskim rynku.

Chciałem opowiedzieć mu cała moja historie, ale gdy tylko spróbowałem coś powiedzieć, wydawałem przygłupi stękający odgłos. Postanowiliśmy opracować język, który bazował na jęknięciach, mrugnięciach oczyma oraz operowaniu płynami ustrojowymi takimi jak ślina, łzy czy wydzielina z nosa. Kryszak często na mnie krzyczał ponieważ twierdził, że potrafię #!$%@?ć całą rozmowę jak czasami przez przypadek się pośliniłem. Po jakimś czasie wydostaliśmy się na powierzchnie i przysięgaliśmy przed sobą zemstę na tym łysym #!$%@? Owsiaku.

Ruszyliśmy na najbliższy komisariat gdzie Kryszak przetłumaczył moje jęki, steki i mrugnięcia. Pan bagieciarz wytrzeszczył oczy z niedowierzania i zaczął kisnąć ze śmiechu. Oczywiście miał obowiązek sprawdzić każde zgłoszenia wiec wrzucił mnie sparaliżowanego do bagietowozu i wraz z Kryszakiem ruszyliśmy do willi Owsiaka. Zapukaliśmy i bramę otworzył ten #!$%@? łysy karakan w czerwonych pinglach. Najwyraźniej zapłacił już konkretne łapówki wszelkim organizacjom militarnym, które jeszcze kilka godzin temu oblegały jego domostwo. Podszedł do mnie, objął i zaczął mówić jaki to ja jestem biedny i jak on mi współczuje oraz zaproponował, ze kupi mi syntezator mowy oraz wózek inwalidzki. W afekcie chciałem wydać z siebie masę bluźnierstw w jego kierunku, co ostatecznie skończyło się tak, że cała koszulkę miałem w ślinie. Bagieciarz po krótkiej rozmowie ze wszystkimi obecnymi stwierdził, że pan Jerzy jest niewinny i odjechał obklejony przez masę serduszek od, tfu, darczyńcy. Ja otrzymałem wózek z syntezatorem mowy, który miał zablokowane słowa dotyczące przestępczej działalności WOŚPu. Kryszak natomiast został przekupiony 2 kilogramami soli i własnym kioskiem w centrum Radomia. Od tego czasu nic o nim nie słyszałem.

Po zniknięciu Kryszaka stałem się bardzo samotnym człowiekiem. Bardziej samotnym niż przed tym całym zdarzeniem. Przesiadywałem w domu całe dnie zarówno ze smutku i goryczy, jak i fizycznego braku alternatywy. Pewnego dnia udało mi się jednak spotkać na mieście mojego dawnego sąsiada. Tak, dokładnie tego sąsiada, który po śmierci sąsiadki rozkręcił jej satelitę, sprzedał ją na złom i spił się na śmierć. No cóż, najwyraźniej nie umarł, powiem więcej - był ubrany w garnitur Vistuli a na jego nadgarstku widniał złoty Rolex. Zaprosiłem go do siebie i zaczęliśmy rozmawiać. Powiedział, że nie ma za wiele czasu, więc powie mi krótką wersję wydarzeń: upozorował swoją śmierć, by #!$%@?ć do Danii, gdzie zamordował swojego wujka i przejął po nim firmę farmaceutyczną. Nie minęło wiele a jego żyłka do interesów (ośmielę się jednak stwierdzić, że chciwość) pozwoliła mu dojść do absolutnego szczytu potęgi finansowej. Gdy skończył mi to wszystko opowiadać, nadeszła kolej na moją historię. Z początku nie wyglądał na wielce zainteresowanego, lecz wraz z tym, jak opowiadałem mu kolejne szczegóły moich niefortunnych przygód, wyglądał na coraz bardziej i bardziej zainteresowanego moim losem. Chyba nawet mi trochę współczuł.

Dogadałem się z Donaldem (bo tak miał na imię sąsiad) w sposób następujący: on każdego tygodnia będzie dostarczał do mojego mieszkanka prowiant, krzyżówki i sudoku, a ja spróbuję przypomnieć sobie możliwie najwięcej szczegółów dotyczących finansowej strony WOŚPu. Więc jednak wcale mi nie współczuł.Tak mijały kolejne tygodnie: każdego dnia robiłem kilka kart sudoku i krzyżówek, a Donald wysyłał swojego asystenta w celu spisania moich zeznań. Zdecydowałem się zafałszować część przekazanych asystentowi danych, bowiem takim ludziom jak Donald wiedza, którą ja posiadam, mogłaby uderzyć do głowy. Jednak to wszystko nie jest istotne, gdyż w pewnym momencie odkryłem w sobie wyjątkowy dar: dosłownie w kilka milisekund byłem w stanie uzupełnić dokładnie całą zagadkę sudoku. Myślałem, że zagadki, które dostarcza mi Donald są zwyczajnie wyjątkowo proste, ale zagadki oznaczone jako "Niemożliwe/40 godzin+" rozwiązywałem w kilkanaście sekund.

W jakiś sposób informacja ta znalazła się na biurku profesorów uniwersytetu w Oxfordzie i Cambridge. Oba uniwersytety wysłały do mnie swoich przedstawicieli i zarysowały mi ogólny obrazek tego, co mogą mi zaoferować w zamian za współpracę. W końcu zdecydowałem się na Oxford. Wyjechałem
  • 3