Wpis z mikrobloga

#pasta #copypasta #tworczoscwlasna #miud #heheszki #coolstory Na przestrzeni lat zacząłem zauważać powolną transformację mojego lokalnego mini-marketu Fresz. Z początku był to najzwyczajniejszy w świecie przebrzydły market stawiany między osiedlami, z wysuszoną i nieuprzejmą starszą panią za kasą. Z mijającymi latami zmieniło się kierownictwo. Znacznie młodsza, choć trochę przy sobie, wywaliła starą obsługę i zatrudniła nową. Jakaś Grażyna i dwumetrowy, wydziarany wszędzie ziom o przyjaznych rysach twarzy. I tak, niezauważalnie w markecie Fresz pojawiło się radio, które nonstop nadaje jakieś najświeższe rapsy i techno pokroju gustu radia ESKA. Głośno. Nie tak w tle, jak zwykle w hipermarketach niby leci szeptem jakaś melodyjka, w moim Freszu #!$%@? grają jak normalnie sobie ktoś włącza muzykę na jutubie do robienia czegokolwiek w pokoju. Bo tak w zasadzie jest - oni tam siedzą jak u siebie w domu. Pewnego razu, kiedy udałem się do mojego lokalnego Fresza (zaraz za rogiem) jak zwykle po papierosy o godzinie 22, tak z godzinę zapasu, bo to że pisze że otwarte do 23 to jest tylko wskazówka (raz w letnią ulewę o godzinie 22:40 wybiegłem z domu prosto w jezioro w które zmieniła się moja ulica, po czym moim oczom ukazują się zamknięte drzwi Fresza, spoglądam przez okno a tam Grażyna liczy pieniądze, no to pukam w te szybkę pokazuję zegarek, a ona popatrzyła i wróciła do liczenia hajsu XD), przechodzę przez drzwi wejściowe, po czym do uszu mych dochodzi donośny dźwięk kumkania żaby. Patrzę w lewo na dół i faktycznie wielka żaba siedzi w doniczce z jakimś krzakiem XD Od tego czasu każdego klienta, wchodzącego i wychodzącego, wita i żegna kumkanie żaby. Z czasem market wzbogacił się o te śmieszne podgrzewacze parówek do hot dogów znanych ze stacji benzynowych, później doszedł też obracający się i ziejący żarem kebab. Wraz z tym nowym, restauracyjnym podejściem pojawiła się półka z siedzeniami, gdzie można było skonsumować fast-food własnego wyboru i pogawędzić z którymś z pracowników. Ostatnio na samym środeczku pojawił się, nie żartuję, stół wyjęty żywcem z jakiejś restauracji Magdy Gessler, taki bardzo swojski ale elegancki, z siedzeniami dookoła, więc w zasadzie mój lokalny Fresz ewoluował w rozbudowaną Almę. Na oknie na kasy a także przy półeczce z siedzeniami pojawiła się wydrukowana karykatura autorstwa Andrzeja Mleczko, przedstawiająca gościa krojącego kebaba i jakiegoś klienta przy ladzie, tylko że twarz tego pierwszego to twarz znanego mi już dobrze dwumetrowego, wydziaranego zioma. Poza kierowniczką, która bywa czasami, ale zawsze jak jest to gawędzi z przychodzącymi klientkami, we Freszu pracują jeszcze Grażyna, dwumetrowy, wydziarany ziom i żul. Jest to bez wątpienia żul, chyba upośledzony umysłowo, bo reaguje jak ktoś zdecydowanie upośledzony umysłowo, z reguły się nie odzywa, chyba że kierowniczka z nim rozmawia. Generalnie zajmuje się zamiataniem, wynoszeniem śmieci albo układaniem towaru i noszeniem ciężarów. Jak znalazł tam pracę? #!$%@? wie, w sumie może na czarno XD Często kiedy wychodzę ze sklepu z papierosem w ustach, pyta mnie o jednego. W zasadzie to tylko porusza ustami z uśmiechem i pokazuje palcem. Daję, sam nie wiem czemu. To w końcu dalej uprzejmy pracownik mojego lokalnego mini-marketu Fresz, który najwyraźniej zmienił się w jakiś żywy post-romantyczny twór. Schodzi się tutaj całe towarzystwo otaczających blokowisk, nieironicznie siedzą przy tej półce jedząc hot-dogi i gadają z dwumetrowym, wydziaranym ziomem albo Grażyną (przy tym drewnianym z restauracji Gesslerowej też często przysiadają babcie XD), niezależnie od tego czy są to BLOKERSI czy 40-letnie typki co do hotdoga kitrają z lodóweczki pół litra żubrówki. Ew. pracownicy naprawy wodociągów XD Kiedy było cieplej, przed drzwiami wejściowymi dumnie stały dwie doniczki z małymi drzewkami, a zaraz obok, przy oknie na kasy, siedziały sb dresiki i popijały papierosa piwem. Wtedy pierwszy raz mnie naszło, że pomimo tego betonu i asfaltu dookoła, czuję się jakbym był na wsi. Może nie idyllicznej, ale takiej typowej, polskiej, gdzie przesiadują stali bywalcy i gdzie wymieniają się lokalne plotki. Wszystko się zgadzało. Dziś, standardowo o godzinie 22 udałem się do Fresza po papierosy, zakumkała żaba, a dwumetrowy, wydziarany ziom na mój widok wyciąga żółte Camele i idzie do kasy. Biorę jeszcze Pepsi, 1l, na co dwumetrowy, wydziarany ziom rzuca okiem na tę butelkę i mówi

dwa litry taniej.

Wracam się do lodówki, no i faktycznie, 2l Pepsi tańsze o 30gr od 1l Pepsi, tylko że te dwulitrówki to tam ukryte głęboko co by się jakiś obcy gringo zniechęcił szukaniem i wziął po prostu 1l. Nie zawsze jednak panuje tam taka sielska atmosfera, miejscowi BLOKERSI czasem lubią przyszpanować przy swoich dziewczynach że są #!$%@? mocni i zaczynają bardzo nieuprzejmie odnosić się do pracowników. Jednego razu kiedy czekałem w kolejce po papierosy, jakiś sebastianusz dość wątłej postury z obowiązkową białą czapką z daszkiem firmy Nike, wykłócał się z dwumetrowym ziomem o doładowanie do telefonu. Typ wyjmuje stówę (XD) i chce zapłacić za doładowanie do telefonu za 5zł (XDDDDDD) w niedzielę późnym wieczorem, jak oni już tam hajs z wikendu odsyłają do hivemindu i nie mają jak wydać z dużego bilonu. "ja #!$%@? weź mi dej to doładowanie", "Nie będę miał jak wydać", "no #!$%@? #!$%@? dawaj pan!!!!!", po czym dwumetrowy, wydziarany ziom się wyprostował, pochylił i głośniej powiedział "Nie mam ci jak z tego wydać." W obliczu różnicy wzrostu pół metra typek nagle się speszył i krzyknął do swojej dziewczyny "ej paula masz 5zł"
  • 2