Wpis z mikrobloga

Powiem wam tak - szanujcie się i nie dajcie się wciągać w sidła korporacyjnej maszynki, która mieli wasze ambicje i marzenia. W firmie z której niedługo odejdę pracowałem siedem lat - zatrudniłem się w niej niewiele po ślubie a kilka lat przed urodzeniem się mojej córki - więc wiążę z nią wiele wspomnień ale wiem, że chcę zakończyć ten rozdział mojego życia.

Zatrudniłem się jako "samodzielny specjalista" i takie miałem ambicje. Chciałem zabłysnąć, wykazać się, być świetnym pracownikiem. Pracowałem więc tak żeby zapewnić sobie świetną pozycję w firmie i to się udało. Wprowadzałem wiele innowacji, projektowałem, opracowywałem strategie działań - wszystko to wdrażałem w życie. Byłem bardzo samodzielny i niemal nikomu nie podlegałem będąc na "szczeblu szeregowym".

Zbudowałem sobie ogromny autorytet - nawet ludzie mający większe doświadczenie, pracujący dłużej, zarabiający więcej - liczyli się z moim zdaniem i darzyli mnie szacunkiem. Wiele z tych osób awansując w ścieżce swojej kariery zachowywało te zachowania. Z czasem doszło do tego, że podobna sytuacja wytworzyła się w relacji ze strategicznym klientem firmy - większość maili zaczynała się od zdania "Prosimy o support Anona, tylko jego akceptujemy" - to było męczące i stresujące ale czułem się wyróżniony.

Aspirowałem do zarządzania zespołem wsparcia produkcji w siedzibie klienta, chciałem chociaż zostać liderem, również tam zbudowałem autorytet - przez pomaganie, wspieranie kolegów, dzielenie się wiedzą a problemów zachowywanie w naszej wiedzy - nic z tego. Dochodziło do dziwnych sytuacji w których ludzie tam pracujący nie wykonywali poleceń swojego bezpośredniego szefa tylko konsultowali się ze mną drogą nieoficjalną, bywało nawet, że klient dzwonił do mnie bezpośrednio z pominięciem oficjalnej drogi komunikacji.

Pracowałem w weekend, po godzinach, po nocach - byłem na każde zawołanie firmy. Laptop zawsze w plecaku, telefon naładowany - dyspozycyjność 24/7/365 - serio. Pamiętam jak nawet kiedyś będąc z żoną na urlopie w Tatrach odebrałem telefon bo mieli problem z którym nie potrafili sobie poradzić.

I wiecie #!$%@? co - NIC, po prostu #!$%@? nic! Przez 7 lat harówki nie zaoferowano mi żadnego awansu i ścieżki rozwoju. Przez cały ten czas nie dostałem żadnej sensownej podwyżki ani nie poczułem żebym został doceniony. Awanse następowały - ale w "kółeczku wzajemnej adoracji" - widziałem to nie tylko ja ale nikt nie miał odwagi o tym mówić na głos bo było wiadomo kto u kogo jakie ma "plecy". Mnie nie zaoferowano nic co wywoływałoby u mnie chęć dalszej pracy dla tej firmy - czułem się niedoceniany, pomijany, olewany, czasem wykorzystywany - ile to projektów, które zrealizowałem w końcowej fazie przekazywano innym osobom - które dokańczały je na przykład jednym zadaniem i obwieszczały SWÓJ sukces!

Na koniec - co przeważyło szalę goryczy - zaoferowano mi przeniesienie do wsparcia u klienta. Super bulwo - miałem zostać popychadłem w miejscu gdzie jedyna możliwość rozwoju dla mnie to rozwijanie papieru toaletowego w kiblu! Załamałem się - chcieli mnie #!$%@?ć na minę w postaci - gównianej nudnej pracy bez jakichkolwiek szans rozwoju, ograniczonej bardzo rygorystycznymi bankowymi procedura, w biurze oddalonym dwukrotnie dalej niż obecne do którego nie zdążałbym dojeżdżać na czas do pracy ani nie zdążałbym odbierać córki z przedszkola.

Wiecie ile zajęło mi znalezienie nowej pracy? Niecały tydzień - cv do tej firmy wysłałem w ubiegły wtorek, w środę miałem pierwsze spotkanie a dzisiaj kolejne na którym przedstawiono mi ofertę zatrudniania i złożono deklarację wystosowania listu intencyjnego. Nie wierzyłem w siebie wychodząc z pierwszego spotkania nawet pomimo tego, że zamiast rozmawiać czterdzieści minut do godziny - spędziłem na tej rozmowie ponad półtorej godziny! Nie wierzyłem dalej w siebie kiedy świetnie rozwiązałem zadania rekrutacyjne i zadzwoniła do mnie babka z HR-ów unosząc się, że "zrobiłem niezłe wrażenie".

Ta firma prawie mnie "zmieliła", byłem bliski wypalenia. Boję się zmiany ale czuję, że muszę bo inaczej stracę to co dla mnie w życiu bardzo ważne - pasję i radość z pracy.

#korposwiat #pracbaza #praca #wygryw
  • 55
@xSQr: Gratulacje! Pracowalem w podobny sposób - 24/7 ciut ponad rok, troche szybciej przejzalem na oczy. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Na poczatku, w nowym miejscu, nawet mi tego przez chwile brakowalo ;)
Powodzenia!
@xSQr: cieszę się Mirku, że Ci się sytuacja układa (:

Wypalenie w Polsce nadal jest wyśmiewane, pracodawca nie bierze takich rzeczy na poważnie. Na zachodzie dba się o godziny pracy (żeby nie było za dużo), atmosferę, kulturę pracy oraz próbuje się zmniejszyć stres u pracowników. Czytając twoją wypowiedź utwierdzam się w przekonaniu, że zmiana korpo z polskiego na szwedzkie była dobrą decyzją. (:
Pozdrawiam i powodzenia!
@inteinte: Zależy od firmy. Pracuję w angielskiej dużej firmie/korpo (w Polsce oczywiście) i bardzo tego pilnują. Nadgodziny wręcz trzeba konsultować z przełożonym przed, a nie po fakcie. Ponoć mniej płacą niż konkurencja (ja nie narzekam ;p), ale coś za coś.
@xSQr:
Pamiętaj, że niczego nie straciłeś, co osiągnąłeś to Twoje i przyda Ci się w przyszłości. Bardzo często bycie murzynem i poświęcanie się opłaca się na dłuższą metę.
Mnie nie zaoferowano nic co wywoływałoby u mnie chęć dalszej pracy dla tej firmy - czułem się niedoceniany, pomijany, olewany, czasem wykorzystywany


@xSQr: Rozmawiałeś na ten temat z szefostwem, czy tylko siedziałeś cicho?
@xSQr: No i git. Też się zasiedziałem w swojej pierwszej pracy, robiłem tam zdecydowanie zbyt długo. W marcu zacząłem nową pracę, w starej zostałem głównie dla kasy na pół etatu, bo ta nowa praca to było pół etatu, na którym zarabiam praktycznie tyle, co w starej na cały etat. Nie dawno rzuciłem starą pracę, zostałem tylko w tej nowej a resztę czasu poświęcam na budowanie czegoś własnego.
Od marca mi się
@inteinte: Na zachodzie? Jeśli stany są zachodem to mylisz się i to bardzo. W bankach inwestycyjnych jest największa śmiertelność z przepracowania a w rożnego rodzaju korpo 12 godzin 7 dni w tygodniu to jest normalka. ldzue pracują 100 godzin tygodniowo, także zachód to dość złe określenie
@xSQr: Nic nie będzie i nic się nie stanie a już na pewno nie zawali się od tego, że odejdziesz. Trochę przeceniasz swój wkład, nie ty pierwszy i ostatni zostaniesz zastąpiony innym trybikiem. Tym bardziej, że z tego co tu piszesz można wywnioskować, że nie nadajesz się na menago- cichy, robi co mu każą a nawet więcej i czeka aż go ktoś dojrzy i doceni.
@xSQr: Mireczku żal mi Ciebie ale nie dlatego, że Cię nie docenili tylko, że dałeś się sfrajerzyć.

Pracowałem już w większej firmie (nie korpo ale dość duża i szybko rozwijająca się) i widziałem podobne osoby. Pracują po kilka lat, są na każde zawołanie, światek, piątek. Mój kierownik nawet na urlopie odpowiadał na maile i rozwiązywał fakapy przez telefon. Zawsze mnie takie osoby #!$%@?ły. Nie dlatego, że ja byłem pracownikiem-olewusem. Wykonywałem swoją
@xSQr: a sam zabiegałeś o awans?
Nic się nie zmieni jak sam się nie upomnisz.
Po pierwsze, primo: problem z nieproszeniem o nic jest taki, że nic nie dostajemy
po drugie, primo ultimo: jak kopiesz najlepsze doły to jedyne co możesz dostać to większą łopatę.
@xetrov: Masz rację - można to też ująć tak, że trwało to 3 - 4 lata - te lata tkwiłem w tej firmie niepotrzebnie.
@Daleki_Jones: Nie uważam się za "biurwę", jestem oceniany jako dobry specjalista i osoba na której można polegać, zajmuję się sprawami technicznymi a nie excelami.
@JanTadeusz: Podziękował :)
@WaltherW: Dałem się sfrajerzyć i dałem sobie wejść na głowę, nie tylko postawiłem sobie za wysoko poprzeczkę
@nihil_novi: W nowej pracy będę pracował w zespole więc nie będę pewnie musiał #!$%@?ć jak koń pociągowy - w obecnej firmie na 3 duże projekty byłem jednym administratorem i wdrożeniowcem - bo im chyba szkoda było kasy.
@vlodar: Szczerze - nie, nigdy nikogo nie zakablowałem, to nie mieści się w moich zasadach. Dwa razy za to brałem winę na siebie w nieprzyjemnych sytuacjach i kryłem kolegów z zespołu pracującego u klienta - bo wiedziałem, że - po pierwsze mogę to zrobić a po drugie konsekwencje jakie ja poniosę będą marginalne w porównaniu z tym co czekałoby faktycznie winnych.