Wpis z mikrobloga

tl;dr historia jak walczyłem o moje miejsce parkingowe za blokiem z rodziną, która je bezprawnie zajmowała.

Już kilka tygodni nosiłem się z zamiarem aby opisać moją historię, która miała miejsce chwilę po tym jak się przeprowadziłem z wynajmowanego pokoju na przedmieściach do mieszkania w centrum.

Jak już wspomniałem kilka miesięcy temu wynająłem mieszkanie w kamiennicy w centrum Katowic, mieszkanie jest cholernie drogie ale za to na prawdę piękne i w samym centrum, ale nie o tym.

Po podpisaniu umowy z właścicielem, wpłaceniu kaucji, wziąłem wolny poranek w pracy, wypożyczyłem busa aby mieć jak przewieźć swoje graty i postanowiłem się wprowadzić. Wejście do mojej kamiennicy jest od podwórka lub od jednej z głównych ulic w Katowicach, oczywiście wjechałem od tyłu gdzie jest około 20-25 miejsc parkingowych, wszystkie są oznaczone liniami i zabezpieczone przed parkowaniem osób niepowołanych metalowymi słupkami zamykanymi na kłódkę.

Moje mieszkanie jest na drugim piętrze a noszenia miałem przynajmniej na 5 kursów więc zaparkowałem na miejscu zaraz obok wejścia do klatki gdzie akurat słupek był położony, wysiadam z samochodu, nie zdążyłem zrobić dwóch kroków a jakaś karyna wyskakuje z okna i krzyczy abym przestawił samochód bo to miejsce jej męża i tu jest parking tylko dla mieszkańców blablabla, to jej grzecznie mówię, że właśnie się wprowadzam i chce wnieść tylko swoje rzeczy do mieszkania, ale ona jak nakręcona, że to miejsce jest wykupione i żebym odjechał. Busa miałem wypożyczonego na godziny więc szczerze, nie miałem ani czasu ani ochoty przestawiać tego samochodu i tymbardziej wykłócać się z jakąś durną babą, więc odpowiedziałem, jej coś w stylu "ok, już odjeżdżam", mimo tego olałem sprawę i zacząłem wnosić swoje rzeczy, zrobiłem pierwszy kurs, schodzę na dół i łapie w cholerę wielki materac 140x200cm (dobry materac to podstawa dobrego snu) i ładuję się z nim do klatki, wtem wyłazi z mieszkania owa Karyna z dwoma gówniakami, ja zajmując dosłownie całą szerokość schodów z tym materacem pre na przód bo w cholerę to niewygodne, na dworze gorąco i czas wynajmu leci...
Taki #!$%@?, słyszę znów głos tej kobiety, żebym uważał sobie bo ich taranuje... no #!$%@?, ciężko było poczekać przy drzwiach albo nawet wejść do mieszkania abym mógł przejść tylko trzeba się #!$%@?ć na schody. Cofnąłem się do wyjścia z klatki, przepuścić ich, zgrzany oparłem się o ten cholerny materac tylko czekając na ciąg dalszy gównoburzy za to, że nie przestawiłem samochodu. Znów chwila lamentu ale skwitowałem to słowami, że jeżeli wróci jej mąż to odjadę. Na szczęście poszła ciągnąć dzieci za ręce. Zaniosłem ten nieszczęsny materac, wychodzę z klatki a ta baba daleko się nie nachodziła bo siedzi na ławce przy takim małym skwerku z mini placem zabaw dla dzieci, który jakby zburzyć to byłoby kolejne z 5 miejsc parkingowych xD i tadam robi mi zdjęcia, no #!$%@?, rozumiem samochodowi czy coś ale mi #!$%@? mi jako osobie. Podchodzę i pytam co ona robi a ona, #!$%@? jakby ogłuchła się nie odzywa i patrzy jak na debila (z kogo debil, chyba z niej #pdk) więc dosłownie zagotowany ale raczej głównie przez skwar na dworze wyciągam telefon i też chciałem udać, że robię jej zdjęcie xD
To był chyba mój najgorszy pomysł miesiąca sierpnia. Kobieta dosłownie wybuchła, nie pamiętam, żebym słyszał jak ktoś tak drze mordę, to był taki natłok słów, że pojedyncze jakie moge wymienić to "policja, cham, czemu robię zdjęcia jej dzieciom, straż miejska, spółdzielnia, administrator bloku". Chciałem zapaść się pod ziemię i bardzo żałowałem, że dałem się sprowokować ale za późno, sąsiedzi patrzą przez okno, ta coś tam ostatnim tchem dyszy i pieprzy już na szczęście tylko pod nosem więc powiedziałem, że przeparkuje już ten samóchód. Wyszedł w porę na szczęście jakiś dziadek niby ze śmiećmy i mnie pyta o co chodzi, tłumacze mu całą sytuację a on taki widać poczciwy dziaduszek, który raczej mieszka tam od lat kiwnął głową i mówi, żebym postawił samochód 2 miejsca dalej bo to miejsce jego córki a ona wraca z pracy dopiero po 16. Tak zrobiłem. Przeniosłem wszystkie rzeczy i odjechałem.

Trochę mnie ta sytuacja dręczyła resztę dnia albo może raczej ta gdzie będę parkował prywatny samochód, skoro wszędzie jest strefa płatnego parkowania a godziny w jakich pracuje są różne. Na szczęście granica strefy kończy się za jakieś 600 metrów więc przez następne kilka dni prywatny samochód zostawiałem poza strefą.

Nadeszła sobota, miałem czas aby porządnie wysprzątać mieszkanie, które było świeżo po remoncie i je wywietrzyć bo jeszcze w powietrzu czuć było tą "nowość" czyli głównie zapach farby i mebli z IKEI.

Okna miałem otwarte na oścież i to co uważałem za największą zaletę czyli fakt, iż sypialnia była od podwórka teraz było moim dramatem bo cholerne dzieciaki z wcześniej wspomnianego placu zabaw darły ryja od rana do późnego popołudnia. Sprzątanie przebiegało średnio przez ten upał ale zimne piwko i praca w samych majtkach i fakt, że w końcu nie będę miał żadnych współlokatorów bardzo poprawiał mi humor. Podchodzę do okna aby poczuć przynajmniej lekki powiew wiatru i jak bym deską dostał w mordę, słyszę głos jakiegoś andrzeja "co się gapisz?", lol nawet nie wiedziałem skąd on dochodzi, wzrok mam słaby ale dojrzałem faceta na tym placu zabaw z dziećmi, taki z ryja nawet pocieszny grubasek więc się tylko uśmiechnąłem niechcąc psuć sobie humoru, jednak pewnie znacie o uczucie, że niby wszystko jest super ale w środku was coś dręczy to tak się też trochę czułem, więc biorąc śmieci, postanowiłem zejść na dół i wyjaśnić sobie z tym gościem o co mu chodzi, domyślając się, że to mąż tej Karyny a jednocześnie właściciel tego cholernego miejsca parkingowego. Jak można było się domyśleć nie było z kim gadać, gość był #!$%@? dosłownie, taki typ nieudacznika nad którym żona ma całkowitą kontrolę, jakiś tam stary tribal wystający z pod rękawa, kolorowe spodenki i sandały chociaż był dobrze przed 40stką, coś tam próbował mi grozić, potem pod nosem w kierunku jakiejś kobiety która bawiła się na ślizgawce z dzieckiem burczał, jakby się tłumacząc, że ja robiłem zdjęcie jego dzieciom a teraz chodzę po mieszkaniu nago xD (mam dwa metry wzrostu więc gdy stałem w oknie gość widział mnie od pasa w górę). Dni mijały, poznałem córkę tego dziadka, który pozwolił mi stanąć na jej miejscu, mieszkała tam z dziadkiem i dzieckiem bo mąż za granicą zarabiał aby mogli spłacić owe mieszkanie pozostałej rodzinie.
Dowiedziałem, się też jak mogę sobie wykupić jakieś miejsce parkingowe na podwórku bo łażenie i zostawianie samochodu tak daleko od mieszkania trochę mnie stresowało. Tak w skrócie, to w spółdzielni nic się nie dowiedziałem, poza tym, że jako wynajmujący nie mogę wykupić sobie miejsca bo może to zrobić tylko właściciel mieszkania, poza tym to bardzo cieżko z miejscami tam.

Właściciel mieszkania to całkiem w porządku facet, (taki typowy przedsiębiorca lat 90tych, jeździ nawet okularem W210) poprosiłem go aby postarał się coś zdziałać z tym abym miał jednak miejsce parkingowe na podwórku. Trwało to chyba z 3 tygodnie i w końcu zadzwonił, żebym podał mu wszystkie dane swojego samochodu jaki będę tam parkował i że będę miał miejsce oczywiście dodatkowo płatne co wliczy sobie w czynsz. No cóż...
Dzwoni wieczorem Kaźmierz (właściciel) i mówi, że wszystko załatwione, żebym kupił kłódkę i miejsce nr 6 jest moje (jupi).
Schodzę na dół i szukam tego miejsca nr 6 ale, że wszystkie miejsca zajęta to taki #!$%@? żebym odnalazł magiczną "szóstkę" wymalowaną białą farbą na starym betonie. Następnego dnia przed pracą powtarzam poszukiwani i o to jest miejsce parkingowe nr 6. Nie zgadniecie cholercia gdzie... To miejsca owej karyny i tego grubaska co się sadzili do mnie odkąd się wprowadziłem xD Nie chciałem być bezczelny i w zasadzie znów prowokować jakiejś rozmowy z tymi ludźmi więc myślę, pewnie Kaźmierz coś #!$%@?ł i my się pomyliło więc po pracy dzwonię do niego i mówię jaka jest sytuacja, że to miejsce jest ciągle zajęte przez lokatorów spod 2 żeby sprawdził jeszcze raz a najlepiej to mi wysłał jakiś papier potwierdzający to, żebym miał podkładkę jak będą a na pewno będą awanturować się że zajmuje ich miejsce. Kaźmierz niby stary ale za niecałe 30 minut dostałem MMSem zdjęcie umowy dzierżawy tego miejsca xD Popołudniu wróciłem z pracy i specjalnie zostawiłem samochód od strony ulicy, pobiegłem na podwórku z nadzieją, że moje miejsce będzie jeszcze wolne i postawiłem owy słupek i zamknąłem go na solidną kłódkę, za którą zapłaciłem 36zł ! To był chyba mój najlepszy trolling w życiu, wiedziałem, że gównoburza będzie sroga jak facet wróci z pracy a Karyna nie zdąży gotować bigosu na uspokojenie, zaprosiłem znajomego i czekaliśmy przy oknie aż wróci ten cebulak, nie doczekaliśmy się, nie wiem czy to zbieg okoliczności ale przed następny cały dzień słupek stał jak go postawiłem a samochodu tych ludzi nie było. Już chciałem tam parkować swój samochód ale do domu wróciłem wyłącznie tylko aby coś przegryźć i musiałem wracać do pracy, zerkam przez okno czy miejsce nadal wolne i zonk, miejsce zajęta i stoi tam Primera rodziny Karynowatych... Nie miałem czasu nawet aby iść się wykłócać. Następnego dnia zanim odespałem pół nocy w pracy była godzina około 15 w sobotę, Primera dalej stała na moim miejscu więc zadzwoniłem po bagiety, pod pozorem niszczenia mojej właśności, czyli kłódki za niecałe 40zł XD Bagiety przyjechały po godzinie, schodzę na dół i tłumaczę sytuację, wydrukowałem umowę dzierżawy, wszystko się zgadza, Karyna po chwili schodzi sprawdzić o co chodzi, bagiety ją legitymują, przychodzi jej skacowany andrzej, z dokumentami od samochodu, ja stoje z boku nie odzywając się nawet słowem, bagiety wszystko sprawdzają pytają czy to on zniszczył mi kłódkę a ten się tłumaczy, że kłódkę leżała obok rozwalona i on nic nie zrobił tylko po prostu zaparkowal gdzie zawsze i przynosi #!$%@? tą kłódkę z domu przeciętą chyba brzeszczotem i pokazuje (żenada poziom milion). Dostali jakieś tam pouczenia i odstawili swój samochód, ja wróciłem do domu, postawiłem tam swój samochód i osrany czekałem na ich zemstę. Na szczęście poza tym, że przez jakiś tydzień miałem opluwaną przednią szybę nic innego się nie wydarzyło.

#zyciegonzo #patologiazewsi #patologiazmiasta #truestory
Gonzo123 - tl;dr historia jak walczyłem o moje miejsce parkingowe za blokiem z rodzin...

źródło: comment_gk2BosYDzXbcjxV2IsbLJFsS3UoFDW2w.jpg

Pobierz
  • 27
  • Odpowiedz
@Gonzo123: Warto bylo przeczytac. #!$%@? robactwo. Tak jak koledzy pisza wyzej. Moze byc nawet atrapa kamery skierowana z twojego parapetu na samochod, a za szyba kartka "pojazd pod nadzorem kamery".
  • Odpowiedz
@Gonzo123: To że wcześniej zająłęś miejsce które nie było Twoje, to trochę cebulactwo po Twojej stronie.
Mi też jakieś pajace cały czas zajmują miejsce, bo on tylko na chwile, bo on tylko coś przynieść...
  • Odpowiedz
@vaxx: Sam napisał że na każdym miejscu jest płotek i każde miejsce jest oznaczone. Nie mógł tego wiedzieć więc działał z intencją zajęcia czyjegoś miejsca.
  • Odpowiedz
@plnk: TL;DR z tego co przeczytałem (1/3 tekstu , pocżatek środek i koniec ) Op wykupił miejsce parkingowe gdzie wcześniej parkowali prawem zasiedlenia Karyna i jej przydupas a OP ich stamtąd wykurzył. OP wygrał a karyniarze przegrali. Wnisoek - warto być uczciwym i tępić cwaniactwo.
BTW ja parkuje w garażu podziemnym też prawem zasiedlenia o paru miesięcy a inni płąca tam za miejsce 30000 i 150żł czynszu co miesiąc. Wiec
  • Odpowiedz