Wpis z mikrobloga

Bywają pechowe statki i porty, zdarzają się niepomyślne rejsy. Czasem wszystko łączy się w dramat. Tak mówią marynarze i można im wierzyć. Dwukrotnie w pięcioletnim odstępie, tego samego dnia i miesiąca, choć na innych wodach zatonęły polskie statki o tej samej nazwie.
Czwartego kwietnia sześćdziesiątego ósmego roku poszedł na dno Bałtyku stary parowiec "Wrocław".
Pięć lat później na Morzu Śródziemnym ten sam los spotkał nowy jeszcze motorowiec "Wrocław II". Oba należały do tego samego armatora - Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie.
I jeszcze jedno łączy obie katastrofy: ani jeden marynarz nie stracił w tych wypadkach życia, choć wcale o to nie było trudno.
Od osiemdziesiątego drugiego roku pod naszą banderą, lecz tym razem w służbie Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni, pływa trzeci w historii Polskiej Marynarki Handlowej "Wrocław". Duży - prawie dwadzieścia trzy tysiące ton nośności - nowoczesny pojazdowiec (ro-ro). W przeciwieństwie jednak do swych bliźniaków "Gdańska II" i "Katowic II", obok nazwy nie nosi rzymskiej cyfry.
Ludzie morza, widać, są przesądni.
#morskieopowiesci #statki #wypadki #przypadekniesadze