Wpis z mikrobloga

Jack zatrzymał konia.
Był akurat na skalnym występie.
Przed nim wielka przestrzeń.
Rozgrzane przez słońce skalne grzyby zdawały się lekko drgać w czerwonych promieniach.
Był twardym szczurem, ale ta zdawało by się nieskończona przestrzeń nad nim dominowała.
Nie zamierzał nawet z tym walczyć.
Zza pazuchy dobył fajkę i mały woreczek z tytoniem.
Nabił trochę do cybucha, po czym schował resztę suszonego ziela z powrotem pod ponczo.
Otarł zapałkę o but, spokojnie przeniósł ogień do fajki i lekko pociągną.
Dość jeszcze wilgotny tytoń zakopcił dość mocno, ale aromatycznie.
Podniósł fajkę do góry przed siebie, tak jak by chciał nią poczęstować przestrzenie.
Uśmiechną się lekko i zaciągną ponownie.
Hen daleko za sobą zostawił spokojne życie.
Mógł mieć dom,rodzinę.
Każdy dzień zaczynać kubkiem gorącej kawy pobielonej świeżym mlekiem.
Mógł mieć spokój i pewność jutra.
Tu korzystając z ostatków słońca sprawdził czy jego rewolwer jest sprawny.
Był, tak samo jak codziennie.
"Obyś mi nie musiał służyć"
Powiedział trochę tonem modlitewnym do broni.
Nie był jednak tu sam.
Wiedział że podobnie jak i on w drodze są jego bracia.
Podobnie jak on oni też nie umieli usiedzieć na miejscu.
Jeden z braci pływa na żaglowcach, trochę mu zazdrości tego prawie nieskocznie dalekiego horyzontu.
Nawet nie horyzontu, te opowieści z portów... ten gwar...
Zrobił wdech.
Życie na morzu, zdawało mu się nudne jednak w głębi rzeczy.
Nawet nie tyle nudne co nie dla niego.
Jeśli miał by się silić na jakieś poetyckie porównanie, to jego życie jest jak piwo wolno sączone pod jabłonią.
Brat natomiast żyje jak by raz na jakiś czas wypijał butle wódy do nieprzytomności.
On snuł się wolno i smakując każdej sekundy.
Brat natomiast żył zrywami w portach.
Klepną konia lekko w zad.
Powoli zeszli po skarpie, by tam szukać schronienia.

No była chwila flow #wytrzeszczbajdurzy #piszzwykopem
#western lekko proszę o opinie