Wpis z mikrobloga

Aloha. Wiem, że zielonka i trzeba usunąć konto, ale to może za moment.
Bylibyście zainteresowani relacjami (pisanymi bądź w formie vlogów, albo jedno i drugie) ze Szwajcarii, głównie Berna ale i nie tylko? Wczoraj przyjechałem, zostaję na jakieś 5 miesięcy bo #erasmus także jest trochę czasu aby zobaczyć coś ciekawego, czy odpowiedzieć na pytanie jakie mogą was nurtować, zainteresować jakimś póki co nieznanym mi czy wam faktem. Sprzęt zadu nie urywa, wszystko kręciłbym sjcam m20 - myślę że jako tako dałoby się na to patrzeć. Planuję pozwiedzać trochę sam kraj, możliwe że wyskoczę w międzyczasie do Francji czy Włoch, jeżeli program zajęć pozwoli.

Żeby nie być gołosłownym, kilka zdań na początek, z etapu samej podróży.

W środę budzik wyrwał mnie z łóżka gdzieś przed telerankiem. Czas było zebrać odwłok, pożegnać się z rodziną i ruszyć w drogę, z Wrocka do Berna jest jakieś 1100km, dystans więc nie mały. Wsiadłem więc w swoje cztery kółka i wskoczyłem na A4 w kierunku granicy ze Zjednoczonymi Emiratami Niemiec. Albo wsiadłbym, gdybym miał trochę jaj i wierzył, że dam radę tam dojechać.

Otóż, mieszkanie we Wrocławiu zdecydowanie mnie rozleniwiło. Sprowadzanie tam auta nie miało sensu, także jedyna styczność jaką miałem z czterema kółkami w ciągu ostatnich 2-3 lat było wytoczenie się w niedziele do kościoła czy pod jakieś tesco, gdy to już zdecydowałem się zjechać na weekend do rodzinnej pipidówki. Samolot specjalnie mi się nie uśmiechał, przynajmniej nie za pierwszym razem, ze względu na limity bagażu i wizją targania się z tym całym tałatajstwem na lotnisko, a później do akademika. Po gorących pertraktacjach z Szanownym Rodzicielstwem, stanęło na tym że, ten jeden raz, mój żałosny zad zostanie dowieziony na miejsce przez samego Ojca wszystkich Ojców. Pozwalało mi to zapakować trochę więcej różnych szpargałów, ubrań, a także, jak na prawdziwego Polaka przystało, dobry zapas makaronu, ryżu, kaszy oraz czokoszoków.

Dobrze wyposażony, uchroniony przed śmiercią głodową, ruszyłem więc w podróż, siedząc wygodnie z tylu naszego automobilu. Sama podróż, jakkolwiek niespecjalnie krótka, upłynęła raczej spokojnie, z typowymi dla dłuższych tras zdarzeniami - wredna Niemka na stacji benzynowej, kilka wymuszeń przez niemieckich kierowców na ichniejszych autobahnach, korek tu czy tam, momentami wariująca nawigacja, jednym słowem - standard.
Plusem niemieckich autostrad jest brak ograniczeń prędkości, co pozwoliło dostać się pod niemiecko-szwajcarską granicę, do Weil am Rhein, gdzie planowaliśmy nocleg, w jakieś 8 godzin. Śmiem twierdzić, iż Ojciec pruł przez szwabski asfalt niczym Fojer przez wzburzone fale Pacyfiku, z równą dozą samozadowolenia.
Sam nocleg kosztował nas jakieś 45 ojro od głowy, w co wliczone było śniadanie w formie szwedzkiego stołu. Jedynym większym minusem był brak klimatyzacji w pokoju, co prowadziło do tego, że mimo otwartego w nocy okna, i tak szło się udusić. W czwartek rano, postawieni na nogi przez dobre espresso i jajecznicę, kupiwszy winietę na szwajcarskie autostrady, ruszyliśmy w kierunku Berna, obierając za cel dom studencki Fellergut.

Myślę, że na ten moment starczy, jako forma wprowadzenia. Dajcie znać czy kontynuować czy usunąć konto ( ͡º ͜ʖ͡º)
Pytania mile widziane.

#podroze #szwajcaria #ciekawostki #berno #rozrywka #europa #oswiadczenie
Szwajcarski- - Aloha. Wiem, że zielonka i trzeba usunąć konto, ale to może za moment....

źródło: comment_tEBjBFAschMor5ZHWd3e2KwJGovkVXGQ.jpg

Pobierz
  • 9