Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Często zastanawiam się jaki sens ma moje życie i coraz częściej dochodzę do wniosku, że żadnego. Nie chodzi tu o depresję czy myśli samobójcze - tego problemu na szczęście nie mam. Mam raczej na myśli przekonanie, że nic dobrego mnie już w życiu nie czeka i już zawsze będzie wyglądało mniej więcej tak samo, niezależnie od tego czy będę żył jeszcze 5, 15 czy 50 lat. Zresztą kiedy umrę, życie będzie toczyło się dalej, a fakt, że żyłem x lat nie będzie miał żadnego wpływu na nic.

Tak naprawdę cały czas mam poczucie, że funkcjonuję w ramach jakiegoś etapu przejściowego. Ciężko pogodzić mi się z tym, że ten "właściwy" okres życia już trwa.

Z jednej strony cieszę się, że skończyłem niezłe studia, mam dobrą pracę i perspektywy lepsze niż zdecydowana większość rówieśników. Z drugiej, mam poczucie, że zmarnowałem swój potencjał (intelektualny), a praca nie daje mi żadnej satysfakcji - nie dają jej dobre zarobki, bo sprowadza się to tylko do możliwości konsumowania coraz więcej (oczywiście mam na myśli konsumpcję dóbr innych niż jedzenie).

Myślę, że posiadam sporą wiedzę o otaczającym świecie (zdarza się, że w "1 z 10" znam 60-70% odpowiedzi). W ciągu życia interesowałem się wieloma rzeczami. Co z tego, skoro nie mam żadnej pasji, na której naprawdę by mi zależało. Potrafię znajdować radość w małych rzeczach (np. czytanie książek, spacery, słuchanie muzyki), ale robiąc cokolwiek co sprawia mi przyjemność, odczuwam jednocześnie poczucie winy, że nie robię w tym czasie czegoś bardziej rozwijającego. Jeśli głównym celem miałoby być odczuwanie przyjemności, to przecież można to osiągać w szybszy i łatwiejszy (choć destrukcyjny) sposób (alkohol, narkotyki).

Przez dłuższy czas wmawiałem sobie, że nie potrzebuję utrzymywać kontaktu z innymi ludźmi. Kiedy obudziłem się i uświadomiłem sobie, że było to oszukiwaniem siebie samego, minął już okres kiedy nawiązuje się najwięcej (i najbardziej trwałych) znajomości (szkoła, studia). Temat różowych pasków też jest zamknięty - chociaż kilka w ciągu ostatniego roku okazywało mi zainteresowanie, ucinałem te znajomości ze względu na mankamenty mojego wyglądu, których one nie były świadome (niewidoczne w ubraniu).

Czasami mam poczucie, że byłbym zdecydowanie bardziej szczęśliwy, jeśli byłbym dużo głupszy niż w rzeczywistości jestem - gdybym widział, rozumiał, odczuwał mniej; inteligencja jawi się jako ogromny balast.

Z zewnątrz wiele osób widzi osobę odnoszącą spore sukcesy, a w rzeczywistości czuję się jak w letargu. Chociaż nie jestem osobą wierzącą, usłyszałem gdzieś ostatnio słowa papieża o dwudziestokilkulatkach odchodzących na przedwczesną emeryturę. W sumie pasuje w moim przypadku jak ulał. Niedługo wbije lvl 27, a czuję się jak u kresu, a nie na początku dorosłego życia. Oczywiście to o czym napisałem powyżej to tylko wierzchołek góry lodowej, jest jeszcze szereg innych kwestii, które nie napawają optymizmem.

Tak między nami, to jestem człowiekiem zaniepokojonym.
By nie rzec: rozczarowanym.
( ͡° ʖ̯ ͡°) #feels

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
Po co to?
Dzięki temu narzędziu możesz dodać wpis pozostając anonimowym.
  • 3