Wpis z mikrobloga

#zdzislawintheworld #gwatemala #coban #podroze #podrozujzwykopem

Ostatnia notka cieszyła się ogromnym zainteresowaniem i teraz nie wiem czy dlatego, że była wyjątkowo dobra, że miała ciekawy opis, że napisałęm lajk4lajk, czy że umieściłem tam zdjęcie swojej uśmiechniętej twarzy. W celach researchu wrzucę kolejną fotę mojej uśmiechniętej japy, tym razem ze słabym jakościowo zdjęciem i napiszę historyjkę dobrą jak zawsze.

Ale najpierw jeden akapit o podróżowaniu. Albo trzy. Przejechałem kilkaset km do miejscowości Flores, gdzie niedaleko są podajże największe ruiny miasta majów. W poprzedniej miejscowości spytałem się Pani z hostelu o dojazd i zaproponowała mi prywatnego busa, że kosztuje niewiele więcej niż jakby używać transportu publicznego, a do tego wygodniej i w ogóle świetnie. No, ale przecież nie dam się nabrać na takie proste sztuczki, postanowiłem na własną rękę poszukać transportu.

Okazało się, że faktycznie jest to dość złożone, bo trzeba było przesiadać się 4 razy, z czego raz na łódkę. Z drugiej strony było to też proste, bo powiedziałem kierowcom punkt docelowy, a oni mi dali znać gdzie i na co mam się przesiąść. I mimo, że na każdym transporcie mnie oszukali na kilka złotych, to i tak sumarycznie zapłaciłem 3 dychy mniej, niż by mnie kosztował prywatny bus. I do tego ten lokalny folklor, bo byłem jedynym obcokrajowcem w każdym z transportów. Że jeszcze mam kilkanaście centymetrów zwrostu więcej niż wynosi średnia kraju (i do czego są dostosowane pojazdy), to wzbudzałem niezdrowe zainteresowanie wszystkich dzieci, jakie tam były.

W każdym razie dojechałem, ogarnąłem sobie miejscówkę i elegancko. Zatrzymałem się w najlepszym hostelu jaki w życiu widziałem, klima w pokojach, ogromny ogród z barem, sala bilardowa, cały wypełniony lokalną sztuką, no naprawdę niesamowity. Miał tylko jeden drobny mankament. Nie było internetu. Tzn był, ale nie działał. Podróżując samotnie z moim introwertyzmem i prowadzeniem blogaska nie wyobrażam sobie, żeby zatrzymać się gdzieś, gdzie nie ma internetu.

Następnego dnia rano przez godzinę próbowałem połączyć się, żeby wyszukać innego miejsca. W ogóle jak włączycie stronę tripadvisora na telefonie, to dostajemy informację, że o wiele wygodniej jest korzystać ze specjalnej aplikacji. I jest to zapewne prawda, bo ta #!$%@? informacja pojawia się na każdej podstronie. W każdym razie ściągnąć to by się na pewno nie dało przy tamtym internecie. W końcu musiałem się zdecydować na najbardziej niemiłą opcję i spytać pani pracującej w hostelu o polecenie innego. Oczywiście wywiązała się dyskusja.

Byłem miły. Zagadałem, że wiem, że to niezręczne i że gdyby się dało uniknąć to bym jej nie pytał, no ale internet tutaj nie działa i nie mam pojęcia jak inaczej mógłbym uzyskać taką informację. Zaczęła mnie przekonywać, że tu jest bilard, że jest klima, że jest fajnie. Żeby nie przedłużać tej rozmowy postanowiłem przedstawić jej bardzo obrazowy przykład.

Proszę sobie wyobrazić, że poznała Pani idealnego mężczyznę. Wysoki jak brzoza, owłosiony jak koza, umięśniony, szarmancki, inteligentny i w ogóle cud, miód, orzeszki. Rozchyliła usta, wstrzymała oddech, tętno jej wzrosło, a ja kontynuuję. Jest tylko jeden szkopół, jedna maleńka niedogodność. Nie ma penisa. Z tego też powodu wszystkie inne jego zalety stają się bezwartościowe. Ja mam mniej więcej tak, gdy zatrzymuję się w miejscu bez internetu.

Poruszona moim nieszczęściem niewiasta poleciła mi inny hostel. Ale miałem napisać o zdjęciu. Jakiś rok temu wymarzyłem sobie, żeby podczas podróży spotkać kogoś, kto zagra na gitarze i zaśpiewa Blowing in the wind (http://zdzislaw.in/gdy-spelniaja-sie-marzenia/), tak jak miało to miejsce w książce Wielki Las. Udało mi się spełnić to marzenie dość szybko, jednak nie byłem wcale z tego zawodolony. Bardziej mnie to rozczarowało niż spełniło.

A wczoraj spełniło się marzenie, którego nigdy wcześniej sobie nie wymarzyłem. Spotkałem na ulicy kilku gości i jeden z nich właśnie wyciągał gitarę. Po pierwszych nutach już wiedziałem, że zostanę dłużej, bowiem zaczął grać piosenkę, którą zawsze grał mój współlokator z akademika Tenacious D - Tribute (https://www.youtube.com/watch?v=_lK4cX5xGiQ). Zostałem z nimi i przeszliśmy przez wszystkie piosenki z płyty Pick of Destiny. Nie przypuszczałem, jak bardzo poprawi mi to humor.

Po raz kolejny widziałem też dziką tarantulę. Zresztą wrzucę fotkę na bloga, jak wymyślę o czym napisać kolejny post.

wołam @dolandark @Refusek @L_u_k_as @Cooyon i @angeldelamuerte
Pobierz zdzislawin - #zdzislawintheworld #gwatemala #coban #podroze #podrozujzwykopem

Osta...
źródło: comment_0s7CwOS7amzsjJck1FDNOY47auVCCZwC.jpg