Wpis z mikrobloga

Zmiana popołudniowa, środek lata i środek zmiany. Ogarnąłem wszystko, co ogarnąć trzeba było. Siedzę na fotelu i czytam jakąś książkę. Reszta siedzi w kuchni i – standardowo już – gra w Crash’a Bandicota (czy jak to się tam zwie). W międzyczasie przysiada się do mnie Rychu.

- Ty, verruct, mogę ci przerwać?
- No, gadaj, co tam?
- Ty, bo żona mi mówiła, żeby przynieść jej trochę amoniaku. Podobno tym się okna dobrze myje.
- Kościoły pomyliłeś.
- Co?
- Nie amoniakiem, tylko wodą amoniakalną. Nie samą, tylko jako dodatek do wody, którą myjesz i nie okna a ramy, albo drzwi. I to nie myje, tylko wybiela farbę olejną, żeby nie trzeba było okien co rok malować.
- To mogę se wlać trochę?
- A lej. A do czego to chcesz wlać?
- No mam słoik litrowy.
- Tylko owiń go później w jakąś szmatę, bo jak ci się w autobusie stłucze, to sam tym autobusem będziesz musiał kierować.
- Nie, no wiem przecież.
- Wiesz z którego miejsca nalewać?
- No co ty, verruct, bo ja tu pierwszy dzień pracuje?
- Ok.

I poszedł…

Miałem nadzieje, że wie naprawdę i będzie lał ze spustu przed pompa a nie za nią (gdzie było ok. 9 atm.)

Teraz, na chwile, wrócimy do rzeczy, których nie lubię opisywać (bo są nudne), ale czasami muszę. Na instalacji były dwa rodzaje amoniaku (nazwijmy je dla uproszczenia dwoma nitkami). Pierwsza, ta najważniejsza, to nitka odparowania ciekłego amoniaku. Głównymi jej składnikami były 2 odparowywacze. Nie będę się uciekał w szczegółowy opis jak działały i jak wyglądały, bo nie jest to tutaj istotne. Najistotniejszy jest układ regulacji poziomu amoniaku i jego kontrola. A przy tej ostatniej najważniejszymi elementami były tzw. płynowskazy. Były ich dwa rodzaje (przy czym obydwa były zdublowane). Pierwszy szklany z pływakiem. Ten przekazywał do systemu dokładne wskazania w procentach z nastawami alarmów na min. 30% i max. 70%. Oprócz tego można było naocznie sobie zobaczyć faktyczny stan poziomu.

Drugi, to zamknięta, stalowa rura. W środku dwie tzw. krańcówki (tak samo – 30 min i 70 max). Przy czym ten płynowskaz był o tyle ważny, ze nie przekazywał wartości procentowych. Jeśli, przykładowo, poziom spadł do 30%, system w czasie kilku milisekund przełączał na drugi płynowskaz. Jeśli ten tez wykazywał poziom równy, lub niższy 30%, dawał sterowniczemu czas 5 sekund na podniesienie poziomu. Po 5 sek., jeśli poziom nie wzrósł, następowała blokada technologiczna i wyłączenie instalacji.

Obydwa typy płynowskazów miały na dole spusty z zaworkami (np. do ich czyszczenia podczas postoju).

Drugi rodzaj nitki był mało istotny. Ot, mały zbiornik z 15% roztworem amoniaku. Do niego podłączona pompka, która dozowała go do wody obiegowej chodzącej instalacje dla podtrzymania odpowiedniego pH. Przed, jak i za pompka, spusty. Takie małe nic.

Wracamy do naszej opowieści.

Siedzę i czytam dalej. Alarm. Nic nadzwyczajnego. Ten rozlegał się kilka, czasami nawet kilkanaście razy na zmianę. Zwykle jakieś „#!$%@?”. Ale i tak trzeba było wstać, sprawdzić i skasować. Wstaje więc, podchodzę do stacji operatorskiej i widzę, że alarm pochodzi z nitki odparowania amoniaku. I tu zaskoczenie, bo to była rzadkość. Szybki przegląd co się stało… Spadek poniżej minimum w górnym odparowywaczu. Ale też szybki powrót do stanu normalnego (system przełączył się na drugi, rezerwowy, który wskazywał san normalny). Hmmm… Czyżby się zapchał? Ale wiadomo, że wszystko jest ok., bo nie zadziała blokada na tym „ważniejszym” płynowskazie. Na 100% chwilowy błąd wskazania. Przełączam ręcznie, tak dla testu, na stary płynowskaz. Wszystko w normie. Można iść dalej czytać. Potem się sprawdzi co z nim nie tak, jak wróci Zyga. W międzyczasie, katem oka, widzę za oknem chmurę pary. Tez nic nadzwyczajnego. Na dachu były wydmuchy pary i zawory bezpieczeństwa, które, mówiąc kolokwialnie, nie trzymały i często, jak zawiał wiatr było za oknem „mgliście”.

W tym momencie na sterownie wpada Zyga.

- Ty, verruct, chyba mamy rozszczelnie, bo #!$%@? na całej instalacji amoniakiem!

I teraz zaczynam składać fakty. Rychu poszedł nalać sobie trochę wody amoniakalnej. Krótko po tym, na chwile, spadł poziom w płynowskazie (jednym). Dalej widziałem z oknem chmurę pary. Teraz Zyga mówi, ze wali amoniakiem.

- Nie, #!$%@?, nie wierze. No nie wierze normalnie!
- Ale w co nie wierzysz? No wyjdź sobie na zewnątrz, to sam poczujesz!
- Nie o to chodzi, Zyga. Ty lepiej idź na górny odparowywacz i zobacz czy on żyje.
- Ale kto???
- Rychu.

I w tym momencie w drzwiach sterowni staje on, Rychu. Smarki z nosa ciągną się do pasa, albo i niżej. Zresztą, to nie były smarki. Tych glutów nie można nazwać smarkami. A przynajmniej ciężko. Z oczu – wodospad łez. Oddech jak po triatlonie. Obraz nędzy i rozpaczy.

Zyga tylko wydusił swoje:
- Łooooo kuuuuuurwa, a tobie co?

Ja dodałem tylko od siebie, bo wiedziałem co on „odstawił”:
- Idź ty się wykąp, bo się na ciebie patrzeć nie da. I ciesz się, że żyjesz.

W ten oto sposób Rychu nauczył się, jak się łamie pierwsza - i podstawowa - zasadę pracy w przemyśle ciężkim (i nie tylko w nim).
Jak nie masz pewności, zapytaj się. Jeśli dalej nie jesteś pewien – pytaj się do skutku, bo niewiedza nie jest wstydem. Wstydem jest nie przyznać się do niewiedzy.
Bywali tacy, którzy pytali się po kilka(naście) razy o to samo. Zawsze, ale to zawsze, cierpliwie im wszystko tłumaczyłem. Ba! Nawet się cieszyłem, ze się pytają. Bo dawało to pewność, że się żywym do domu wróci.

Byłbym zapomniał. Reasumując. Rychu chciał sobie upuścić trochę ciekłego amoniaku pod ciśnieniem 3,2 MPa do litrowego słoika. Zapominając, ze prężność par amoniaku jest sroga. Z 1L ciekłego amoniaku (jeśli mnie pamięć nie myli!) powstaje ok. 100 m3 gazowego amoniaku. Zycie Rychowi uratowało to, że dość szybko się zorientował co oddalił i równie szybko zamknął spust z płynowskazu. Ale co sie "naoddychał", to jego.

Z Rychem jest związana jeszcze jedna historia. Pierwszy raz w życiu (i ostatni) puściły mi nerwy. Bo to nie było wcale śmieszne. To było żenujące. Ale o tym następnym razem. Tak wiec - do następnego ( ͡° ͜ʖ ͡°).

  • 26