Wpis z mikrobloga

Uwaga – ściana tekstu a krócej się nie da. Wykorzystaj swoja szanse i dodaj #chemiczneopowiesci na #czarnolisto, jeśli ci to przeszkadza.

Wybiegnę trochę w przyszłość, żeby opisać drugie traumatyczne przeżycie o którym wspomniałem w poprzednim wpisie. Awansowałem. Do dziś nie wiem czy w nagrodę, czy to jednak była kara. Dość powiedzieć, ze w moim (robolskim) mniemaniu wyszedłem na plus. Nie przedłużając – zostałem I sterowniczym na całkiem nowej instalacji produkcji kwasu azotowego. W teorii byłem drugim po „Bogu”. Wyżej był tylko mistrz zmianowy. Moje mniemanie zweryfikowało życie i byłem „Bogiem”, bo to od sterowniczego zależało jak instalacja pracuje a „majster” koordynował tylko prace całej zmiany na zasadzie – ty idź sprawdź to, ty zobacz jak chodzi pompa, bo mi się coś nie podoba etc.

Tyle tytułem wstępu. Kiedyś to może szerzej opisze, ale miałem jeden atut ponad sterowniczych z innych zmian (a była pomiędzy nami mocna rywalizacja). Otóż przyszedłem na instalacje, gdy wylewane były dopiero fundamenty. Tak wiec znalem każdy, nawet najmniejszy, zaworek. Każdą rurę i rurkę. Każdą czujkę czy termoparę. Znalem tez wady i zalety tej instalacji. Bo trzeba wiedzieć, ze – jak na tamte czasy – to był to tzw. full wypas. Pełna elektronika, żadnego latania i kręcenia zaworami. Wszystko sterowane z 3 stacji roboczych (PC-ty, demony prędkości, DX4 100). Wszystko podpięte pod sterowniki PLC 70 i 30 (cokolwiek to znaczy…). Czasy tak zamierzchle, ze Białek wtedy najprawdopodobniej na stojąco pod dywan wchodził. Krótko mówiąc – szczyt inżynierii, jeśli chodzi o sterowaniem procesami.

Jak kogoś interesuje, jak kto działało, to po szczegóły odsyłam tutaj.

I ta, ponadczasowa, inżynieria nas „zabiła”. No, może nie nas a instalacje… Jak to było?

To było jakiś rok czasu po uruchomienia instalacji. Zacząłem nocna zmianę i standardowo poustawiałem cały proces pod siebie. Powrzucałem sobie newralgiczne parametry instalacji (przepływy, ciśnienia, temperatury) w tzw. trend. Trend, to był taki wykres, który pokazywał historie ostatnich 1,5 godzin, co się z tymi parametrami działo i dzieje. Cos jak monitoring EKG. Wszystko poustawiane. Ja przed stacja, chłopaki ze zmiany siedzą w kuchni i grają w „Crasch Bandicota”. Pomiędzy 3 a 4 w nocy zawsze przychodził „kryzys”. Spadała, dość gwałtownie, temperatura na zewnątrz i trzeba było parę parametrów skorygować. Tu trochę więcej amoniaku do utleniacza, tam mniej wody obiegowej. Ot, rutyna.

3 – nic, 3:30 – nic. 4? Tez nic. WTF? Podjeżdżam fotelem pod druga stacje i sprawdzam temp. na zewnątrz. 15 stopni jak było o 23, tak jest nadal. Cos mi zaczyna „cuchnąć”. Nikomu nic jeszcze nie powiedziałem. Najpierw musiałem „coś” przetestować. To „coś” musiało być czymś, co przy testach – jeśli się myliłem – miało nie rozregulować moich ustawień instalacji. Padło na wentylator wyciągowy z hali . Dotychczasowy stan – praca. Wyłączyłem. Widzę, ze sterownik potwierdził wyłączenie i wentylator zmienił kolor z zielonego na szary. Drukarka wydrukowała tez zmienne parametru. Póki co, jest ok. Teraz muszę to zweryfikować organoleptycznie. Mowie do majstra:

- Zyga, idę na hale coś sprawdzić.
- Nudzi ci się, czy co?
- Nie, idę się przewietrzyć, bo przysypiam.
- Aaaa, ok. Piotr, to popilnuj chwile instalacji, zanim Verruct nie wróci.

Stoję pod wyciągiem. Pracuje… No, to mamy bagno. Wracam i testuje kilka innych rzeczy. Co chwile na hale i kontrola. Zero komunikacji pomiędzy stacjami a sterownikami.

- Zyga, jest problem.
- Co się dzieje?
- Siedzimy na instalacji, nad która nie mamy absolutnie żadnej kontroli. Krótko mówiąc – wymsknęła się nam.
- He, he. Co ty pierdzielisz, Verruckt.

Pokazałem wszystko i udowodniłem. Zyga aż przykląkł.

- Co robimy, Verruckt?
- Dzwonimy do kierownika zmiany i dyspozytora zakładu. Niech kontaktują się z automatykami. Maja przecież dyżury.
- Racja, może cos doradza.

15 min telefon od zaspanego Pana Ryska (łebski facet, inżynier, który to wszystko składał i konfigurował). Krótkie wyjaśnienie w czym problem i rada: zresetować stacje-matkę, bo wisi komunikacja. Parę minut później było już wiadomo, ze to nic nie dało. A Pan Rysiek na telefonie.

- Panie Rysku, jak wisiało tak wisi. Żadnej reakcji.
- Panie Rysku. Hallo.
- Halo!
- (P. Rysiek) O #!$%@?! Za 30 minut będę!

30 minut później mieliśmy na sterowni cala „elyte” zakładu, bo instalacja, która była oczkiem w głowie całego szefostwa, postanowiła oznajmić wszystkim i wobec – FAK JU!
Przychodzi z dołu (pod sterownia było pomieszczenia sterowników) i stwierdza, ze wiszą sterowniki. I to na amen. A na sterowni cisza. Atmosfera tak gęsta, ze koń by się udusił.

Odzywa się do kierownika wydziału, jako pierwszy, Zyga:

- Szefie, to co robimy?
- Nie mam pomysłu. Niech Verruct decyduje.
Super idea, bulwo! Jak pośle 99 kg czystej platyny w komin, to będzie na mnie, nie?

- Verruct?

Szybka myśl i teraz ja odbijam piłkę.

- Panie Rysku, jak przywrócić sterowniki do życia?
- Tylko reset. Znaczy się muszę odciąć na chwile zasilanie.
- Co się później stanie? Odstawi instalacje?
- Chyba tak.
- Chyba???
- No na pewno.
- Ale mi chodzi o to, co się stanie z zaworami po powrocie zasilania, znaczy po resecie.
- Nie wiem.
- Jak to, „nie wiem”? Nie testowaliście tego?
- No nie, bo nikt takiej możliwości nigdy nie brał pod uwagę.
- Malo logiczne, ale mleko się rozlało.

Kierownik zarządza – odstawiamy. I tu wkraczam ja, na białym koniu (bo instalacja pełna gówna). Jak zwaliłeś to na mnie, to zrobimy to po mojemu.

- Zaraz, szefie. Jak raz padło, to padnie i kolejny raz. Musimy się czegoś nauczyć i – przede wszystkim – dowiedzieć, czy pomimo zwieszonych sterowników, te kontrolują instalacje. Poza tym, jak odstawiać, to pod kontrola, a nie „po łebkach”. Plan jest taki: wysyłamy jednego na pomost. Niech odetnie ręcznie amoniak do odparowywaczy. Będziemy mieli 20 minut, aż poziom amoniaku spadnie do polowy. W tym czasie automat powinien się otwierać, żeby utrzymać poziom. Będziemy fizycznie patrzeć na zawór. Jeżeli stoi – sterowniki wiszą i siedzimy na bombie. Jak się zacznie otwierać – wiszą, ale nie ma tragedii, bo wcześniejsze wartości zadane kontroluje. Na przyszłość będzie wiadomo, ze nie ma co nagle panikować i ściągać pól zakładu. A za chwile się dowiemy, co sterowniki zrobią po resecie. Jak wrócą do stanu „przed uruchomieniem” (wszystkie zawory w pozycji bezpiecznej), to nie ma strachu. Tak, czy owak, potrzebujemy strażaków do postawienia kurtyny wodnej nad odparowywaczami. Bo jak nam się na spustach pootwierają zawory, to zagazujemy amoniakiem pól zakładu.
Tyle punktów, co ja wtedy nabiłem, to… nie wiedziałem później co z premia zrobić. ( ͡º ͜ʖ͡º)

Z tego wszystkiego (głownie ze stresu) nie pamiętam, kogo gdzie wysyłałem. Dlatego będę operował numerami. ( ͡° ʖ̯ ͡°)

- Robimy tak. 1, pójdziesz na pomost. Jak ci dam znać, odetnij ciekły amoniak i idź na zawór przy odparowywaczach. Dasz mi znać, czy się rusza. 2, idź i patrz do reaktora i patrz na siatki, czy nam nie gaśnie. 3, ty idziesz na turbinę i jak ci dam znać przez radiotelefon, to odcinasz parę, żeby zatrzymać turbozespół. Jak będzie po wszystkim WSZYSTKIE zawory automatyczne odcinamy ręcznie. Na koniec, Panie Rysku, resetuje pan sterowniki. Chyba ze sterowniki kontrolują sytuacje (zawór na amoniaku pracuje), to wtedy odstawiamy instalacje resetem.

Straż już jest (strażacy to zupełnie inna historia nadająca się na oddzielny wpis), kurtyna wodna postawiona, 1 odcina amoniak. Kilka minut później w radiotelefonie słyszę od 1.

- Nic…, nic…, nie rusza się…, nic…
- Jaki jest poziom w odparowywaczu?
- Trochę więcej niż polowa. Nic…, nic...
Dobra, czyli mamy tzw. ogień w dupie. Wszystko leży i kwiczy.
- 2, jak utleniacz?
- Jeszcze się pali.
- 1, odcinaj gazowy do utleniacza. Jak zamkniesz, daj znać.
- Zamknięty!
- 2?
- #!$%@?! Zgasło momentalnie!
- 3, odcinaj szybko parę na turbinę, a otwórz na wydmuch, żeby nam zaworów bezpieczeństwa nie pootwierało!
- Gotowe!

I zrobiło się cichutko. Cały turbozespół na wybiegu. Słychać tylko pompy.

- Panie Rysku. Pana kolej…

A po resecie zawory obrały swoja ścieżkę pomysłowości i poustawiały się tak, jak one sobie tego życzyły ( ͡° ʖ̯ ͡°)

Uffff. Dobrze, ze zrobiłem to po swojemu. Inaczej byłoby niezłe bagno. Ale co się adrenaliny najadłem, to moje. Ale przetarłem ścieżkę (później „moja” procedura była wpisana do instrukcji stanowiskowej instalacji, bo sterowniki przez kolejnych 5 lat mojej pracy, padły chyba z 10 razy. ( ͡ ͜ʖ ͡)

Ktoś tutaj dotarł? No, to gratuluje cierpliwości i straconego czasu ( ͡º ͜ʖ͡º)

#bezpieczenstwowprzemysle
  • 27