Wpis z mikrobloga

Witold Jurasz:

O różnicy między kebabem a sushi, czyli prawicą a establishmentem.

Wybrałem się dziś z synkiem na spacer. Postanowiliśmy pójść coś zjeść na Nowe Miasto. Okazało się jednak, że nie sposób znaleźć wolnego miejsca w żadnej restauracji. Uczestnicy demonstracji antypisowskiej zajęli otóż wszystkie stoliki. "Od ręki" w centrum Warszawy można było dzisiaj po południu zjeść tylko kebab, ale kebaby jadam tyko w sprawdzonych miejscach - uparliśmy się więc z synkiem i w jednym lokalu z sushi dostawiono nam mały stolik. Okazało się wszakże, że na sushi trzeba czekać dobrze ponad godzinę - w efekcie zjedliśmy japoński bulion z makaronem czyli ramen, na który skądinąd też czekaliśmy prawie godzinę.

Miesiąc temu, gdy kończył się Marsz Niepodległości, byłem akurat z żoną i przyjaciółmi na Saskiej Kępie. Na ul. Francuskiej można zjeść najlepszy w Warszawie kebab (z prawdziwej baraniny). Kolejka była jednak gigantyczna, więc usiedliśmy w sąsiedniej restauracji (drogiej, a więc - inaczej niż dzisiaj na Nowym Mieście - pustej).

Wniosek. Demonstracja przeciwników PiS owszem zgromadziła sporo osób, ale siły w tym żadnej nie ma, a rewolucji z tego nie będzie. Rewolucję robią bowiem ci, którzy jadają kebaby, a nie sushi. Do robienia rewolucji trzeba mieć w sobie złość i głód. Sama złość nie wystarczy. PiS może spać spokojnie.

#witoldjurasz #polityka #pis #nowoczesnapl #4konserwy
  • 4