Wpis z mikrobloga

Będzie #sadstory o #bordowpolu. #dlaczegoja?

No to od początku. Siedzę se wczoraj do późna jak to mam w zwyczaju na kompie. Wbiłem sobie na omegle i tak czas leciał, leciał i leciał. Nim się ogarnąłem, minęła trzecia. Siedziałem dalej. Mija czwarta, dochodzi piąta. Nawiązała się ciekawa konwersacja z Norwegiem o Polaczkach w Norwegii. Wiedziałem jednak, że rano mam coś w sumie ważnego do zrobienia, tak koło 9-tej. No ale nic. Gadamy sobie, kolo opowiada, że migruje do Stanów bo co z tego, że u nich jest tak fajnie, skoro nie ma wolności jak w Hameryce (jakby to skwitował Ferdek - od dobrobytu się w dupach przewraca). No i tak po szóstej zdecydowałem w końcu, że idę spać.

Zasnąłem coś koło 7-mej rano. Przed dziewiątą dzwoni wujek i się pyta gdzie jestem i o której będę, no to mówię, że tak z 20 minut z ogarnięciem się i dojazdem. On mówi "ok, to czekam".

Lekko po dziewiątej zjawiam się na polu. Ok. 4 hektary. Kamienie trzeba było z całego pola usunąć -_- we 4 osoby (no 5, jeśli liczyć ciotkę - kierowcę ciągnika) zeszło nam bite 3 godziny #!$%@? kamieniami do przyczepy (z krótkimi przerwami na papierosa). Bolą mnie plecy, nogi, ręce pod koniec i tak przestały, jestem niewyspany, ale na szczęście kaca nie mam... w sumie nawet spać mi się nie chce, tak bardzo mi się nie chce.

Morał (+tl;dr w jednym)? nie #!$%@? w komputer do rana jak masz spać niecałe dwie godziny i #!$%@?ć w polu
  • 4