Wpis z mikrobloga

Siema Mirasy
Byłem przed chwilą głosować. Mam zaświadczenie i jak się okazuje to jest jakiś wielki problem. Pokazuje Pani przewodniczącej zaświadczenie. Najpierw je bierz do ręki, czyta, ogląda z każdej strony, robi wielkie oczy. Wyciąga zeszycik i zaczyna wpisywać mnie na listę. Pech, że jestem dzisiaj pierwszy z zaświadczeniem. Wpisuje moje imię i nazwisko. Nauczony doświadczeniem z ostatnich wyborów prezydenckich patrze jej co tam wypisuje.
Kobieta:imię ojca?
Ja: Jest napisane na zaświadczeniu.
K: A no rzeczywiście.
Wypisuje dalej. W adresie wiecie co wpisała?! Adres urzędu z którego pobrałem zaświadczanie, a nie mój zameldowania! Jest napisane wyraźnie gdzie jestem zameldowany, a ona spisała adres z pieczątki.
Ja: Wpisała Pani zły adres.
K: Jak to zły? A gdzie Pan mieszka.
Ja: No przecież jest wyraźnie napisane gdzie! A Pani wpisała adres urzędu.
K: no tak.
Poprawia. Myślicie że to koniec? Nie, oczywiście poprawiła ulicę, ale numer domu już został. I też musiałem ją znowu poprawiać. No ręce opadają. Jak ktoś taki może być przewodniczącym komisji w dużym okręgu wyborczym? Jak oni później te głosy policzą?
A jak wasze dzisiejsze przygody?

#wybory
  • 4
@kuraku: kiedys jak byłem czlonkiem komisji to w sumie tez przewodniczacego wybralismy z lapanki.
No ale czy spisanie kilku slow to taki problem? W sumie co sie dziwie. Na wyborach prezydenckich inna kobieta miala problem zeby wpisac poprawnie moj pesel. Dwa razy poprawiala :) moze ten okreg jakis felerny?