Wpis z mikrobloga

#postmanstories

M. poznałem wiele lat temu. Dopiero zacząłem być Listonoszem. Zbierałem pierwsze doświadczenie, powoli wpadałem w rutynę, pozwalającą mniej czasu spędzać na zastanawianiu się gdzie mam następny list do doręczenia. Tak to działa na początku. Strasznie dużo czasu poświęca się na układanie, ustalanie, dopilnowywanie trasy i sprawdzanie gdzie jest kolejny adres pod którym trzeba doręczyć korespondencję. Później jest to już naturalne. Już podczas sortowania poczty zapamiętuje się kolejne nazwiska i adresy. Będąc w Rejonie, rzadko zagląda się do torby. Idzie się na pamięć. Daje to spokój. Daje to czas na rozglądanie się dookoła. Daje to czas i energię na rozmowy.

M. był pierwszym klientem, z którym zacząłem rozmawiać o czymś więcej niż pogodzie i tym jak to jest ciężko. Opowiedział mi wiele ciekawych historii, jednak żadna nie została zapisana i zapamiętana. Pozostały wrażenia i chęć powrotu po więcej. U M. jestem dwa razy w miesiącu. Z emeryturą i z rachunkiem za telefon. Mimo że ma skrzynkę na płocie, to za każdym razem idę z tym listem i wręczam mu osobiście. Ot taka uprzejmość, i chęć powiedzenia mu ,,Dzień Dobry,,. Jesteśmy w dobrej komitywie. Jesteśmy jak koledzy, którzy od czasu do czasu spotykają się w barze, aby powymieniać się opiniami, ponarzekać, a następnie rozejść się do domu. Jesteśmy jak koledzy, mimo, że M. mógłby być moim dziadkiem, a ja jego dorosłym wnukiem.

Dzisiaj jednak miałem inny list. Nietypowy. Ze Śląska.
- Dzień Dobry M. polecony mam do Ciebie? Z Kopalni. - zapytałem z delikatnym zaskoczeniem w głosie.
- No w końcu wysłali. Nie śpieszyło im się. - wziął list do ręki, otworzył i pomachał nim z wyrazem triumfu na twarzy.
- A co ty taki zadowolony?
- A bo wygrałem ze #!$%@?. - rzucił radośnie, a w jego posturze za dominowała duma.
- Jesteś teraz właścicielem Kopalni? - zażartowałem
- Chciałbym - rozmarzył się - przyznali się do mojego wypadku. Lata z nimi wojowałem.
- Wypadku? Nie mówiłeś, że miałeś jakiś wypadek, a już na pewno nie mówiłeś, że byłeś górnikiem. Przecież ty nawet ze Śląska nie jesteś.
- Nie mówiłem? No bo o czym tu mówić. No byłem górnikiem. Bardzo krótko. Jakieś dwa lata - uśmiechnął się szelmowsko, a ja pomyślałem, że jako górnik to nawet dnia nie chciałbym spędzić.
- No faktycznie, dwa lata to tyle, co nic - odpowiedziałem z taką samą szelmowską miną - Ale o co chodzi z tym wypadkiem.
- Pod koniec pracy w kopalni, a w sumie mojego ostatniego dnia, bo po wypadku już nie wróciłem, miał miejsce incydent. Miałem wtedy chyba z 24 lata. Pracowałem na przodku. Ciężka praca jak cholera. Jakbyś chciał spróbować to nie polecam - uśmiechnął się - Ile ja razy marzyłem, aby zamiast tam pod ziemią w tym ukropie siedzieć, być na powierzchni i piwo popijać.

M. się rozmarzył.

- No dobra, ale co z tym wypadkiem? - naciskałem, bo trzymał mnie w napięciu i wiedziałem, że robi to specjalnie.
- No tak. No i jak tam pracowałem, to czasami hajerowi pomagałem. Równy z niego chłop był. Dwadzieścia lat na kopalni. Nawet na jego pogrzebie byłem. Niby nie powinienem mu pomagać, ale chyba chciał mnie czegoś nauczyć. Takie czasy, więcej można było. Pomagałem mu ładunki zamontować. Tylko podawałem, a on umieszczał. Rutyniarz. Wszystko pięknie przygotowane. Udaliśmy się w bezpieczne miejsce. Strzał. No i nagle czuję wstrząs. Coś mnie uderzyło w plecy. Hajer tylko krzyknął ,,#!$%@?,,.

Zrobił długą pauzę, jakby się zastanawiając, albo przypominając sobie, co wydarzyło się dalej.
- Umieścił trochę za duży ładunek. Polatały te odłamki po całym szybie. Jeden, wielkości piłki golfowej trafił mnie w plecy. W sumie bolało dopiero, jak na powierzchnię wyjechałem. Siniaka miałem chyba z miesiąc. Nadal mam kawałek węgla w plecach. O patrz, tutaj - podniósł koszulę i odwrócił się do mnie plecami - widzisz, po prawej stronie?
Spojrzałem. Faktycznie, pod skórą miał czarny kamyczek, wielkości główki zapałki.
- Siedzi tam tyle lat i nie chce wyjść - uśmiechnął się od ucha do ucha - nie przeszkadza, to go nie ruszam.
- Ale czemu wcześniej nie walczyłeś o swoje?
- A bo widzisz Postman, młody byłem. Powiedzieli mi, że nie powinno mnie tam być, choć Z. mówił, że to on kazał mi tam być. Mnie się nic nie stało, to zapomniałem. Przypomniałem sobie o tym nie dawno. Miałem wszystkie papiery, ze szpitala i jakieś dokumenty z Kopalni to napisałem.
- I co teraz? - zapytałem z czystej ciekawości.
- Co teraz? - zapytał zdziwiony - Teraz drogi Postman, będziesz mi wyższą emeryturę przynosił.

M. się roześmiał. Ja się roześmiałem. Porozmawialiśmy jeszcze, krótką chwilę, gdyż M. śpieszył się do żony, aby poinformować ją o radosnej nowinie.

---------------------
Nie wiem czy mówił prawdę czy opowiadał mi jakąś wymyśloną historię ale i tak jest to jedna z najfajniejszych historii jakie słyszałem.

#coolstory
  • 8
  • Odpowiedz