Wpis z mikrobloga

#d-------e #n-------i #pierwszyraznamirkoniewiemjakiedactagi
Dobra, należy się wam czytanka, bo ostatnio wyskoczył temat dopalaczy znowu (jak ktoś nie ogląda telewizji/nie czyta gazet/nie ma internetu – na południu Polski ponad sto pięćdziesiąt osób wylądowało w szpitalach po zażyciu takowego środka), a ja po raz kolejny jestem zażenowany zatrważająco niskim stanem wiedzy społeczeństwa na temat nowoczesnych środków odurzających. O alkoholu gadają Polacy profesjonalnie godzinami, wszyscy jarają szlugi (to jest temat długi), a kiedy tylko przychodzi do narkotyków i dopalaczy, zaczyna się popis niewiedzy, ignorancji oraz umysłowego prostactwa. Jako iż tematem dopów i narkotyków w ogóle zajmuję się od ponad trzech lat (dokładniej – badam sobie je pod względem onomastycznym), co nieco o tym wiem. Nie jestem oczywiście specjalistą-chemikiem, specjalistą-praktykiem i specjalistą-rynkowcem, ale odrobinki talentu analitycznego oraz długie i żmudne gromadzenie danych badawczych pozwoliły mi na wysnucie kilku ogólnych wniosków. Którymi się niniejszym dzielę. Przeczytaj i przemyśl, nawet jeżeli nie pokrywają się z twoimi obserwacjami.
Tak jeszcze przed przejściem do samego tekstu dodam, że jeśli uznacie go za wartościowy, to prosiłbym o udostępnienie na fejsie, bo to w sumie dziesięć stron żywego tekstu i trzy lata skrzętnych obserwacji i przemyśleń, trzy dni to spisywałem, aby miało ręce i nogi trzymało się kupy. Link do oryginalnego źródła tutaj, z góry przepraszam za autoreklamę, ale to naprawdę sporo roboty było. Tam też będzie chyba wygodniej przeczytać niż na mirko. https://www.facebook.com/permalink.php?story_fbid=1603437399938286&id=1593163540965672
Na wstępie jednak zrobić musisz jedno – odrzucić „własne zdanie”. Ten zajebisty termin ukuty został przez jakiegoś internetowego chłopka-roztropka i rozkolportowany w zastraszającym tempie przez podobnych mu mędrców. Moda na wysnucie sobie wniosków na podstawie kilku newsów i życiowego doświadczenia (które podpowiada przeważnie roztropkom, że wszyscy kłamio, polityki i telewizor, a prawdą jest to, co na podwórku i w okolicy) pozwala sądzić, że każdą sprawę da się podsumować jednym zdaniem. Jeżeli więc sądzicie, że d-------e to tylko i wyłącznie „narzędzie ewolucji” lub „wina polityków”, że „jak biorą niech się sami leczą” czy też „jak biorą są debilami”, ostatecznie że „wystarczyłoby wysłać do wojska” albo „widać rodzice tak wychowali”, jeżeli całą sprawę określacie sobie w głowie jednym z tych określeń, rozpędźcie się jak tylko możecie i p-----------e łbem w jakąś ścianę.
Żaden problem nie jest jednowymiarowy, a ten ma wymiarów multum, szczególnie że obarczyć można zań każdego. Samych użytkowników, ich szkoły i nauczycieli, ich rodziców, ich otoczenie, całe miasta i regiony, telewizję, prasę oraz internet, muzykę i sztukę, księży, polityków, lewaków, prawaków, kraj cały i cały świat. No można, tyle ma problem z dopalaczami apsektów, widać w nim jak przez przymat wszystkie niedociągnięcia naszego państwa, naszego społeczeństwa, całej w sumie cywilizacji.
Pierwsze, co trzeba zrobić, to określić czym w ogóle dopy są. Ukułem na własne potrzeby definicję dopalaczy: „syntetyczne mieszanki substancji chemicznych mające naśladować w działaniu n-------i tradycyjne”. Wiem, że ludzie sobie lubią robić proste równania na podstawie łopatologicznie rozkminianych definicji medycznych (a-----l to też n------k, bo też wpływa na kawałek mózgu, którego nazwy nie potrafię napisać zgodnie z zasadami ortografii wy niedouczone durnie!!!11oneoneone!!11), ale w mojej definicji narkotykami są te substancje, które są w miarę rozpowszechnione i za n-------i uznawane przez społeczeństwo. M-------a, k-----a, metaamfetamina, tabletki e-----y... Nie trzeba być geniuszem, żeby domyślić się, że nie są istotne w ogólnym ujęciu tematu jakieś pochodne pochodnych innych pochodnych brane przez trzech ćpunów z Kozienic Dolnych czy innej dziury w sercu Podkarpacia.
D-------e są więc podróbkami tych popularnych używek, mającymi mniej więcej imitować ich działanie.
Ziołowate, przypominające z wyglądu mieszankę majeranku i natki pietruszki, mają na jakiś czas lekko przymulić i wprawić mózg w stan oderwanych od codzienności rozkmin. W praktyce po prostu klepią, robią z człowieka zombie na kilkanaście minut, a jak ktoś ściągnie olbrzymiego bucha-s--------a to mogą doprowadzić nawet do zgonowania (w sensie metaforycznym oczywiście, czyli do wymiotów albo leżenia plackiem). Spora część medialnego „lądowania w szpitalu po zażyciu dopalaczy” polega na przesadnym strachu przed tymi efektami. Ktoś z nimi niezaznajomiony zawsze spanikuje, ściągnie do szkolnego kibla nauczycieli/pielęgniarkę, względnie zadzwoni z domówki/posiadówki na pogotowie, nie wspominając już o paranoicznych reakcjach rodziców. Nie ma się oczywiście czemu dziwić. Mętny wzrok lub całkowicie przymknięte powieki, przyspieszone czy ledwo wyczuwalne bicie serca, dziwny oddech, brak reakcji na bodźce... To wszystko w 99% mija, b---a jest ogarnięta, wszystko wraca do względnej normy.
Nawet nie próbuję udawać, że znam się na medycynie i neurologii (co robi sporo ludzi ostrzegających przed fizycznymi skutkami dopów), ale wierzę na słowo wpisom z internetów, które mówią o niszczeniu sporych grup szarych komórek. Rozmawiając z ludźmi, którzy przyjarali specyfik tego typu raz lub dwa, widzi się ludzi poniszczonych tylko lekko, mających co najwyżej problemy z kojarzeniem faktów lub koncentracją, coś w stylu gadki z człowiekiem na kacu-gigancie. Kiedy jednak natykasz się na ludzi palących w miarę regularnie, nawet jeżeli robią to od niedawna, widzisz to spustoszenie nie tylko w ich słowach, twarzach, ale i czynach. A raczej braku – wchodzą ogromne problemy z podejmowaniem decyzji, stałe i nieprzerwane zachowania paranoiczne, granicząca z fobią niechęć do poznawania nowych ludzi oraz zmieniania realiów. Sądzę (choć mogę się oczywiście mylić), że jest to efekt owego wyniszczania szarych komórek czy tam innych części mózgu, które odpowiadają za bycie istotą myślącą, a nie zombie przeznaczonym tylko i wyłącznie do mechanicznych, zaprogramowanych wcześniej czynności.
Różnego rodzaju proszki (kokolino czy funky, zwane slangowo dyfrem, kreskami, kontrami etc.) nie raz i nie dwa określali ludzie „kokainą dla ubogich”. Ma być jak po metaamfetaminie, mefedronie czy po koksie: pobudzenie, ekscytacja, euforia, energia... I tak faktycznie bywa, wystrzelony użytkownik ma zrazu sporo siły, może wypić kolejne kilka piwerek, chce mu się wręcz nienaturalnie gadać, roztaczać opowieści, dzielić krystalicznie szczerymi lub na maksa ubarwianymi historiami z życia, generalnie mógłbym tak wymieniać w nieskończoność, ale już to ładnie w kawałku Białas opisał:
„Piliśmy trzeci dzień, dopadł nas sen, żołnierzu,
koleżka dał mi ściechę mąki na talerzu.
Gadałem całą noc i wcale nie mogłem przestać.
On też w tym czasie gadał, ale do pustego krzesła.”
Co się dzieje po dłuższym braniu? Też odpowiem cytatem, tym razem nieco zmanipulowanym, ale ładnie przedstawiającym problem, podobny zresztą do tego z koksem i podobnymi.
„— To dlaczego ludzie nie piją go bez przerwy, panie profesorze? — zapytał wyraźnie poruszony Terry Boot.
— Bo jak się go zażywa za często, uderza do głowy, powodując groźną lekkomyślność i przesadne zaufanie do samego siebie. No wiecie, za dużo dobrego... Tak, w zbyt dużych dawkach działa jak silna trucizna.”
Widzieliście kiedyś na zdjęciach mordy ludzi, którzy uzależnieni są od metaamfetaminy i regularnie ją zażywają? Całe przeharatane krostami i wypryskami, ze zniszczoną cerą... To tylko jedna z przyczyn braku snu, ze skutków fizycznych dochodzą jeszcze bóle serca, a z konsekwencji psychicznych, prócz tych scharakteryzowanych przez profesora Slughorna, warto odnotować jeszcze całkowite problemy z funkcjonowaniem bez kresek – ludzie nie potrafią pracować czy nawet uczyć się/pisać czegokolwiek bez poczucia doładowania, sami sobie wydają się zbyt słabymi.
Na końcu są rzeczy chyba najgroźniejsze, bo składające naprawdę mocno, a przy tym mało popularne i niezbyt dobrze rozpoznane w dawkowaniu. Tabletki (tabsy, piksy, gwiazdki, gumijagody) czy paski nakładane na dziąsło. Z tym akurat wiele kontaktu nie miałem, bo ludzie bardzo szybko rezygnują z tego typu zabaw, ale problem medyczny jest podobny do powyższych. Mówi się (znowuż – wierzę na słowo, bo brzmi sensownie), ze c-----o wchodzą w reakcje z nierozpoznanymi u użytkownika chorobami. A to wrzody w żołądku, a to jakieś minimalne i niby niegroźne guzki w mózgu, a to problemy z sercem... Jeżeli dodamy do tego często mieszanie dopalaczy z alkoholem, wychodzą niefajne rzeczy, kończące się śmiercią.
Pewnym problemem natury społecznej jest również brak rzetelnych, ogólnodostępnych informacji o dotychczasowych zgonach. Plotek jest pełno, ale w dużej mierze ze względu na szacunek dla rodziny ofiary nie upublicznia się dokładnych przyczyn śmierci, przez co z jednej strony tworzy się atmosfera paranoi, w której wszyscy powtarzają o tym, jak bardzo d-------e zabijają, a jednocześnie ludzie widzą na własne oczy ludzi, którzy przyjmują dopa i w miarę szybko sprawiają wrażenie ogarniętych, zdatnych do użytku. I jaki jest wniosek? No że jednak może się nic nie stanie, może da się to spróbować...
Akapit zatytułowany w moim kajeciku jako „kto bierze” rozpocznę od refleksji ogólnej, życiowej wręcz. Może pozwoli wam się stać lepszymi, bardziej rozsądnymi ludźmi xDDD Jedyne, co da się przeczytać na większości portali oraz w komentarzach na fejsie, to wyzwiska idące w stronę użytkowników dopalaczy. Rzecz normalna – to samo mówi się o ofiarach wypadków drogowych, chorujących na raka palaczach papierosów, wpadających w patologię alkoholikach, trwale bezrobotnych, biednych, hazardzistach, grubasach, a nawet ludziach chorych na depresję, maltretowanych czy zgwałconych...
Lista jest długa, zasada jedna. Jeżeli dany człowiek lub ktoś z jego rodziny nie ma z czymś problemu, od razu problemem być to przestaje. „Bo przecież to jego wina, prostym rozwiązaniem jest to i to, sam sobie zasłużył, ja to bym...”. No i oczywiście najbardziej cebulowata pod słońcem sugestia, że dany człowiek nie powinien być wspierany/leczony „z pieniędzy podatnika/moich/naszych”. Oczywiście najczęściej jest tak, że osoba wypowiadająca zdanie o darwinizmie społecznym i winie ludzi poszkodowanych sama boryka się z innym problemem z listy. Tak więc ziomek popalający szlugi tyrał będzie grubasów i sugerował, że z cukrzycy czy chorób otyłości powinni leczyć się sami, „skoro na obżeranie się mają pieniądze”. Tak więc bezrobotny, nieposiadający do tego własnego samochodu, wypisywał będzie w komentarzach przy artykule o wypadku natchnione słowa o dawcach organów, widząc w uczestnikach kolizji sto procent winy, a swój brak pracy zwalając na karb nieuczciwych pracodawców, nieuczciwych polityków, nieuczciwego rynku pracy. Tak więc alkoholik czy hazardzista przeklinał będzie problem z pokusami, które są zbyt łatwo dostępne i uzależniają mechanicznie bez wiedzy „szarego człowieka”, a depresje to by wyleczył uśmiechnięciem się i pozytywnym podejściem do życia.
Marzy mi się świat, w którym ludzie zamiast hierarchizować problemy i wysuwając swoje na pierwszy plan, wzięliby się za metodyczne i skrupulatne rozwiązywanie ich. Nie metodą łopatologiczną, prostą do wprowadzenia z perspektywy obserwatora, a sposobem elastycznym, ludzkim, empatycznym, uciekającym od ewaluacji skali problemu oraz szukania winowajcy. Wtedy by se mogły egzystować na świecie religie, narody, pieniądze i co tam jeszcze uważacie za powody wojen, a nikt by z nikim nie walczył. Kiedy w końcu się ludzkość nauczy, że nie jest istotne znalezienie winnego danego zła, lecz znalezienie sposobu, by ono drugi raz nie wystąpiło. Taka sytuacja.
Dobra, do rzeczy. Biorą d-------e ludzie, którzy nie mają dostępu do tych środków, które dopalacz zastępuje. Nie znam osoby, która wybrałaby środek syntetyczny ponad naturalnym. Nawet jeżeli jest się w fazie eksperymentów, prędzej trzaśnie się dobrego, tradycyjnego, przetestowanego kwasa czy inną szałwię, niż podsunięty przez podejrzaną, uliczną wersję Mirka-przedsiębiorcy proszek albo mieszanek chemikaliów. A kto nie ma dostępu do narkotyków tradycyjnych? No z narkotykami jest generalnie w Rzeczypospolitej Polskiej problem xDDD
K---a, wiem doskonale, że KAŻDY zna KOGOŚ, kto może ogarnąć. Że w internecie to wystarczy zarzucić tylko temat, a już jest gadka, że tylko frajerzy płacą trzy zero od grama, że wystarczy skoczyć na takie a takie osiedle, że tutaj a tutaj możesz wziąć piątkę i dostaniesz jeszcze zniżkę, że po kokainę to możesz zadzwonić pod taki specjalny numer (znajdziesz w trzy minut w Google!!111!oneone1!), a kwacha to ci podrzuci każdy muzyk, poeta i artysta.
No tak to jednak nie działa, szczególnie poza największymi ośrodkami miejskimi. Nie tak łatwo ogarnąć pojedynczego gieta na piątkowy wieczór, kiedy zacznie się o tym myśleć dopiero po wyjściu z pracy. Nie tak łatwo wyhaczyć samarkę proszku przed wypadem do klubu, nie tak łatwo ogarnąć kosteczkę haszu na podbicie fazy, generalnie jeśli nie ma się wagonu z hajsem, nie bierze towaru tonami i regularnie, to dostęp do narkotyków jest problemem. Dlatego, że są dopy. Które są właśnie dlatego.
Perpetuum mobile, jak mawiał Ferdynand Kiepski. Nikt nie chce bawić się w wożenie po mieście z większymi ilościami łatwego do rozpoznania sprzętu, skoro może przewieźć się z kolekcjonerskimi środkami do wsysania wilgoci. A nawet jeżeli nie chce tego robić ze względów moralnych (zdajecie sobie sprawę, że mocno kretyński jest mit o bezdusznych dealerach stojących przed podstawówkami z darmowymi pakiecikami, prawda?), to przestaje to robić ze względu na dopalaczową konkurencję – nie zawsze dostaje się towar na czas, nie zawsze w odpowiednich ilościach, a dopów jest pod dostatkiem. Znacie historie o dealerach, którzy musieli wyjechać do Norwegii albo Wielkiej Brytanii za chlebem? One są w stu procentach prawdziwe xDDD
I ten dwudziestokilkulatek, zmęczony tygodniem w niełatwej przecież robocie, najczęściej fizycznej, podpatrzy kumpla palącego dopa. Ten kumpel nie umrze, nawet nie będzie dłużej niż piętnaście minut zdychał. Zapali, klepnie go nieco, a potem sobie siądzie z piwkiem i będzie może nieco przymulony, ale odejdą mu sprzed nosa problemy całego tygodnia. Mógłby uzyskać to samo piwkiem albo wódką, ale pić musiałby kilka godzin, a potem straszliwie zdychałby na kacu. Poprzez rozłożenie zwałki (w tym sensie negatywnym – zaznaczam na wszelki wypadek, gdyż na południu polski określenie „zwała” nie ma nic wspólnego ze zjazdem i jest określeniem pozytywnym; #dziwne) na wiele, wiele godzin, wydaje się ona znacznie lepszym stanem niż kac-morderca po alko. Syntetyczny środek weźmie też uczeń liceum czy technikum, również zobaczywszy dość żwawych po dopach kolegów, którzy wcale nie umarli. Ba, kreską poratuje się i czterdziestokilkuletni robotnik czy mechanik, dawszy się przekonać namowom będącego na praktykach gówniarza, którego wcale a wcale taki specyfik nie wykrzywia i nie odsyła na OIOM.
Sporo ludzi kończy na jednym razie, na spróbowaniu dopa raz czy dwa w roku. Są jednak osoby, które się uzależnią, czy to fizycznie, czy psychicznie, bo coraz częściej zechcą uciekać w krainę całkowitego znieczulenia, ciężkiego i mrocznego, jednak całkowitego, odbierającego myśli, pozwalającego schować się przed okrucieństwami świata. Piękni, młodzi oraz zawsze zajebiści internauci powiedzą oczywiście, że trzeba przyjąć wszystko na klatę i po prostu iść dalej, ale każdy człowiek o inteligencji przekraczającej zdolności myślowe rozwielitki/tka zdaje sobie sprawę, jak skomplikowanym tworem jest ludzka psychika, i jak różnie może reagować na ciężkie przeżycia oraz przygnębiające doświadczenia.
A z nabyciem dopów nie ma problemu. Ostatnio opisywali w gazetach serwisy zajmujące się w większych miastach dowozem na zamówienie, gdzie podwożą ci zamówioną ilość jak pizzę. Tak zwanym „ogarnianiem” zajmują się sebki z bram i spod sklepów, w zamian za możliwość nabicia sobie lufki albo przyjęcia z tobą kreski mogą skontaktować cię z ludźmi załatwiającymi każdą ilość, mogą zanieść im hajs i robić za kurierów. Są też sklepy, jak niesie wieść gminna kontrolowane przez grupy przestępcze, w których to okolicach non stop przesiadują hordy zamulonych ludzi, gdzie można nabyć sobie na luzaczku co tylko dusza zapragnie, oczywiście w celach kolekcjonerskich. Psy zrobią nalot? Dwa-trzy tygodnie i lokal działa na tych samych zasadach, w tym samym miejscu. W końcu na sporej ilości portali, w tym najpopularniejszej podróbce kwejka, reklamuje się sklep z dopalaczami na domenie holenderskiej (kwestia marketingowa), z kontami bankowymi na Cyprze (kwestia prawno-podatkowa). Zamawiasz sobie paczuszkę z kilkoma gramami czego sobie tylko wymarzysz, płacisz przelew i w ciągu dwudziestu czterech godzin puka do twoich drzwi kurier z dehaela czy innego jupiesa. Jeżeli nie chcesz zamawiać do mieszkania (rodzice czy partner), możesz wybrać opcję odbioru na poczcie. Ostatecznym achievementem będzie sytuacja, gdy całe środowisko dowie się o paczkach, ale przypału nie będziesz miał ty, lecz sąsiad lubiący kupić przez internet książkę, płytę, grę. On odbierze produkt kultury, sąsiedzi zza miedzy albo przesiadujący w oknach osiedlowy monitoring swoje będzie wiedział – na pewno rozprowadza n-------i, na pewno te wszystkie zamulone dzieciaki z okolicy biorą to od niego. Brawo, wygrałeś talon na k---ę i balon, to przecież takie zabawne.
W końcu doszliśmy do punktu ostatecznego – odpowiedzialności za taką a nie inną sytuację z dopalaczami. Zaznaczam od razu, że c-----e do kwadratu jest roztrząsanie winy oraz próba zamiecenia wszystkiego pod dywan prostą konstatacją „wina tego i tego podmiotu, nie mój problem”, bo do niczego to nie prowadzi. Polecę zgodnie z wypisaną na początku artykułu listą.
Sami użytkownicy to sprawa oczywista – to oni biorą d-------e, nikt ich do palenia czy wciągania nie zmusza, taka rzecz jest kwestią decyzji. Jak powszechnie wiadomo, decyzje mogą być wymuszone przez szereg czynników (w tym przypadku chodzi najczęściej o presję otoczenia, stres, niefajną sytuację życiową) i przez to bardzo słabe, ale nie da się zaprzeczyć, że podjęte przez kogoś zostały.
Szkoła i nauczyciele nie są bez winy. Ile szkół stanęłoby w przypadku przypału swojego ucznia murem za nim, a nie zdecydowało się na powiadomienie organów ściagania, relegację i inne konsekwencje, przekreślające wszystko to, co w życiu robił, robi i chciałby robić w przyszłości. Czasami przez jednego bucha... Ile nauczycieli zna się dobrze na kwestiach narkotyków, ma pojęcie o środkach odurzających innych niż te z „Na wspólnej”, ilu zna się na nowoczesnych metodach walki z nałogami? Kwestia prewencji oraz edukacji w zakresie narkotyków czy dopalaczy zrzucana jest na monary i inne ośrodki tego typu. Nie chcę oczywiście deprecjonować olbrzymiego wysiłku aktywistów, nie chcę oczywiście negować ich poświęcenia oraz doświadczenia, ale każde spotkanie organizowane przez tych ludzi najdelikatniej nazwać mogę stratą mojego i moich rówieśników czasu. Jako że na delikatność silić się nie chcę, bo nie zawsze na delikatność jest miejsce i pora, nazwę ich prelekcje oraz wykłady p----------m paranoików. Wszędzie czai się zło! Nie ma miękkich narkotyków! Pełna prohibicja! Trzymajcie się od wszystkiego z daleka! Jeden buch doprowadzi was na skraj społeczeństwa, będziecie ćpali i ćpali, stoczycie się i nie będzie przed wami przyszłości! Nic dziwnego, że ludzie, widzący kompletną przecież niegroźność casualowego bucha raz na kilka tygodni, zlekceważą oraz zbagatelizują słowa dalsze. Koleś widzący na co dzień zdychających i niszczących życie rodzinne narkomanów może mieć najlepsze intencje, ale wychodząc ze złych przesłanek zaciemnia cały obraz. Sory-batory, jak rozmawiasz z młodzieżą, znacznie mądrzejszą, niż może się to wydawać po dokonaniach kilku najbardziej medialnych idiotów z internetów, musisz wykładać wszystko składnie i logicz
  • 11
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach

@michalmalysa: tldr jest nie tylko po ty aby tym którym się nie chce czytać strescic wsio, ale też dla tekich jak ja których tldr niejednokrotnie zachęca do przeczytania całości...
  • Odpowiedz