Wpis z mikrobloga

#truestory #ulekarza

Poszłam przedwczoraj do lekarza. Czwarty raz w przeciągu dwóch tygodni. Za każdym razem "starsze panie" obsypywały mnie komentarzami w stylu "my tu już tyle czekamy (całe pół godziny) a ta młoda, zdrowa i do lekarza idzie (zapalenie zatok plus alergia)", "o, już wyszła od doktora i nagle jaka zdrowa! (akurat pierwszy raz od dwóch dni przestałam kasłać i się smarkać, na całe pięć minut i to z radości, że w końcu dostałam się do lekarza)", "teraz to wszyscy mówią, że na godzinę, ale kłamią! Ja zapisałam się dzisiaj rano i nie było na godziny (czytaj: już nie było na godzinę; ja zapisałam się dwa dni wcześniej)". Za każdym razem to samo. Ale nic. Wchodzę do poradni, patrzę - mało ludzi, dosłownie kilka osób. Jestem dużo za wcześnie. Podchodzę, mówię na którą mam godzinę. Pani siedząca pod gabinetem patrzy na mnie i mówi, że ona nie ma na godzinę, ale czeka już jakiś czas. Myślę sobie "a co mi szkodzi! Ładny dzień, z całej choroby został mi tylko kaszel. Poczekam".

Ten serdeczny uśmiech wchodzącej do gabinetu Pani z poczekalni wynagrodził wszystko ;)