Wpis z mikrobloga

#rozdzial
Rozdzial XV
Minuty mijały, a ja dalej patrzyłem na kartkę, w głowie przemijały mi różne momenty z przeszłości. Pod kartką było mnóstwo pamiątek. Pudełko zapałek, z jedną niebieską w środku. Przypominało mi to o sytuacji gdy siedziałem kiedyś na „Sznurach” i czekałem na kogokolwiek, i właśnie zjawił się on, uśmiechnięty życzliwy i najwidoczniej lekko wcięty jegomość. Poczęstowałem go papierosem, i przysiadł się do mnie. Tego dnia wiał strasznie silny wiatr, właśnie w tym pudełku miałem dwie zapałki, postanowiłem odpalić papierosa na szybko (Zanim siarka spali się cała, miałem mieć już zapałkę przy papierosie). Wtedy to wiatr dosłownie na 5 sekund przestał wiać, więc odpaliłem mu i sobie.
Wtedy odczytałem to jako znak, że nie muszę przestawać palić, bo nawet natura tego chcę...
Teraz widzę to tak, że właśnie chciała byśmy umarli szybciej.
Wszystko tak się zmienia, dlaczego na gorsze? Pewnie to przez to, że dalej się dobijam, no nie ważne, teraz czas na rozważania o przyszłości.
Jeśli dobrze pamiętam nieznajomy miał na imię Marek, ja w myślach dalej nazywam go Medyk.
Właściwie to Medyk wyjął z torby po piwie i przewietrzyliśmy sobie głowy...
Kolejna rzecz to pordzewiała żyletka. Właściwie to pamiętam, że zawsze nosiłem ją przy sobie, czy to w portfelu czy w kieszeni kurtki, przydawała się bardzo często. Nie pamiętam jednak żadnej istotnej sytuacji gdzie była użyta, sam sentyment...
Minęło jeszcze kilka przedmiotów aż wreszcie małe żółte pudełko, w którym był kamyk.
Wygląda trochę jak bursztyn a trochę jak szkło, ale tylko pod odpowiednim kątem, bo tak wygląda jak zwykły kamień.
Znalazłem go kiedy postanowiłem zmienić swoje życie. Po ostrej kłótni z byłą dziewczyną oraz rodzicami, o wyniki w szkole i to, że nie robię nic ze sobą... Poszedłem znów 'przewietrzyć' głowę.
Poszedłem w miejsce zwane (w mojej głowie) „Studnią” chodziłem tam raz w miesiącu, może raz na dwa. Wiedziałem, że mogę tam pójść i nic nie będzie mi przeszkadzać. Było tam ciężko dojść, jednak było to miejsce odwiedzane przez różne osoby, można było poznać po zostawianych śmieciach, no i oczywiście po prowizorycznej ławce, przewróconym kawałku drzewa.
Nazywałem studnią, bo czułem, że o czym tam myślę to to tam zostaje, i schodzi z głowy.
Ale tamtego dnia, nie mogłem tam długo siedzieć, myśli dalej niedawały mi spokoju, ruszyłem w losowym kierunku aż natrafiłem na strumyk. Usiadłem przy nim, i patrząc w płynącą wodę, właśnie ten kamyk zaświecił się jak złoto, wyciągnąłem go i pomyślałem wtedy, że... Tak jest z wszystkim, czasami zdarza się, że coś jest zwykłe, zwyczajne, jednak nawet i takie coś zwykłego może czasami zabłysnąć.