Wpis z mikrobloga

Mireczki, dzisiaj nie będzie bezpośrednio o #samochody. Dzisiaj kilka słów o tym jak moja #pracbaza wygląda od zaplecza.

Dla osób, które nie śledziły mojego tagu #mzcars krótki wstęp. Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i fotografem. Od półtora roku piastuję funkcję zastępcy red. naczelnego na Autokult.pl.

Lubię swoją pracę z wielu powodów. Zazwyczaj piszę właśnie o tym, co sprawia dużo frajdy. Jeżdżę samochodami, o których kiedyś mogłem tylko pomarzyć i poznaję świetnych ludzi. To ta fajna strona tej roboty. Są jednak i mniej przyjemne aspekty. O jednym z nich dzisiaj: #janusze, tacy prawdziwi, z krwi, kości i cebuli.

Pierwszy raz spotkałem się z prawdziwym januszostwem niedługo po tym jak hobby w postaci pisania o samochodach i ich fotografowania zamieniłem na pracę. Było to już kilka lat temu. Minęło kilka miesięcy pracy i dostałem swoje pierwsze samochody testowe. Z początku nie było tego dużo i nie były to jakieś wybitne pojazdy. Na pierwszy ogień poszedł Chevrolet Spark w wersji bieda, jakiś czas później był Peugeot 207, który już był na ładnych alusach, miał przyciemniane szyby, więc mógł zwrócić uwagę. Zwrócił. Kilka razy zaparkowałem te auta na miejscu samochodu mojego papełe i to wystarczyło by sąsiadka zaczęła przesłuchiwać mamełe czy ja jeszcze studiuję, czy pracuję, a co robię, a dlaczego ja co chwila innym autem. Sąsiadka kolegi z redakcji, kiedy jeszcze mieszkał z rodzicami, spytała wprost jego matki czy widziała jakim Lexusem jeździł i czy on przypadkiem nie sprzedaje narkotyków, bo podobno tak.

Do tego, że niektórzy dziwnie patrzą na samochody, które co tydzień są inne, można się przyzwyczaić. Z czasem sąsiedzi dowiedzą się pocztą pantoflową skąd się te auta biorą i wszystko wraca do normy. Później zmienia się miejsce zamieszkania i wszystko zaczyna się od nowa :]

To jednak jest dopiero wstęp do tego na co naprawdę stać Januszy. Peugeoty i Volkswageny Janusze znieść mogą. Żyłka pęka kiedy przyjeżdża się Porsche.

Kiedy pierwszy raz jeździłem Porsche 911, to było przelotne spotkanie. Robiłem zdjęcia i naczelny dał mi trochę pojeździć. Pojechaliśmy do mojej siostry, bo lubi samochody (nie miała wyjścia mając mnie za brata) i chciałem jej pokazać tę cud maszynę. Obyło się bez jazd, bo były godziny szczytu i był korek. Zatem po prostu zjechałem na chwilę na miejsce parkingowe w centrum, ona wyszła z domu, przygazowałem ze 3-4 razy, żeby pokazać jak auto brzmi. Bez zbędnego pałowania. Pokazałem jak 911 wygląda w środku. Całość trwała może półtorej minuty, po czym znów wtoczyłem się w korek, który bardziej stał niż jechał, bo był środek dnia (z tego co pamiętam, koło godziny 15). Zdążyłem ujechać kilka metrów. Podchodzi Janusz, puka do okna.

- Czy to pan tak ładnie gazował chwilę temu?

- Tak, to ja, dlaczego pan pyta?

- Proszę pana, tu mieszkają ludzie. Tu mieszkają dzieci. Pan ma dzieci?

- Nie mam.

- To jak pan będzie miał, to pan będzie wiedział, że tak się nie robi.

- A pan ma Porsche?

- Nie mam.

- To jak pan będzie miał, to będzie pan wiedział, że właśnie tak się robi.

Wcisnąłem buta w podłogę upalając gumę i odjechałem w stronę zachodzącego słońca.

Oczywiście 3 ostatnie linijki tego dialogu to gówno prawda. Mame wychowała mnie na miłego człowieka, więc podkuliłem ogon i przeprosiłem, bo nie lubię się kłócić w sytuacji, w której dyskusja nic nie zmieni. Do tej pory nie pojmuję tego, że facetowi chciało się wyjść z domu na ulicę, bo ktoś 3 razy nacisnął gaz w samochodzie w godzinach szczytu.

Grande finale: Janusz-komandos.

Sytuacja miała miejsce kilka miesięcy później. Organizowaliśmy na torze w Ułężu wyścig na ćwiartkę. Zmierzyć się miały ze sobą dwie Corvette C6 Z06, Lotus Elise turbo, Shelby GT500 i Chevrolet Camaro. Auta należały do osób prywatnych. Jako redakcja musieliśmy też mieć godną reprezentację, więc umówiliśmy sobie Audi TT RS i Porsche 911 Carrera S Cabrio. Dzień przed imprezą koledzy z redakcji, w tym ten wyżej wspomniany "handlarz narkotyków" umówili się na osiedlu. Obok siebie stanęło Porsche 911 i Audi TT RS. Po ich krótkiej rozmowie jeden z mieszkańców blokowiska uznał, że handlarza narkotyków trzeba pogonić. Do tej pory nie wiemy kto to był, bo osiedle jest duże, otwartych okien było wiele, bo było lato, więc nie wiemy z którego miejsca... został oddany strzał. Tak, ktoś wypłacił im strzał z wiatrówki. Na szczęście w nieszczęściu trafiony został samochód, nie żaden z kolegów. Było słychać tylko uderzenie śrutu w tył jednego z aut. Został tam nieduży ślad. Jak popapranym trzeba być człowiekiem, żeby strzelać do nieznajomego? Szok i niedowierzanie, miliony pytań bez odpowiedzi.

Tak to jest szanowne Mireczki, jak wygląda na to, że macie za dużo jak na kartoflane normy społeczne. To jednak całe szczęście nieliczne sytuacje. Znacznie więcej jest w tej robocie przyjemnych chwil, które miło się wspomina. Jeśli chcecie przeczytać o nich i o samochodach, którymi się "rozbijam", zapraszam do śledzenia mojego tagu #mzcars lub po prostu mnie.

A już jutro kolejne rozdawanie :)

W załączniku zdjęcie obydwu samochodów biorących udział w ostatniej historii.
Dziekan5 - Mireczki, dzisiaj nie będzie bezpośrednio o #samochody. Dzisiaj kilka słów...

źródło: comment_dGftSXfB7mpktIdAtZoEH3q4NjDvTRkv.jpg

Pobierz
  • 18
  • Odpowiedz
@Tabassco: Nie było - to byłoby szukanie wiatru w polu. Za duże osiedle, za dużo możliwości i w przeddzień "imprezy" nie mieliśmy nawet czasu, żeby biegać jeszcze zgłaszać cebulę na policję.
  • Odpowiedz
@Tabassco: Uszkodzenie było znikome. Pocisk poszedł pod takim kątem, że było to do spolerowania. Gdyby samochód faktycznie był poważnie uszkodzony, to inna sprawa. Ale tutaj nie było po prostu z czym iść na policję.
  • Odpowiedz
@Dziekan5: Sam nie wiem czy to jeszcze #janusze czy #patologiazewsi . Zauważyłem, że polaki-robaki (nie Polacy) ból dupią bo myślą, że za nic dostaje się ładne auto, piekną kobietę za żonę i Bronek każdemu ufunduje milion złotych na koncie co miesiąc. A oni tylko będą siedzieć z piwem przed telewizorem i oglądać Rolnik Szuka Żony
  • Odpowiedz
@afrolo2568: Jeśli zależy Ci na tym naprawdę bardzo i faktycznie coś będziesz robił w tym kierunku, do w końcu się uda. To wbrew pozorom nie jest hermetyczne środowisko ze względu na to, że w Internecie narodziło się dużo różnych portali, które potrzebują ludzi do pisania. Pozostaje tylko kwestia wskoczenia do jakiejś większej redakcji.
  • Odpowiedz
@Dziekan5: No jak na razie parę tekstów napisałem non profit ... ponoć fajne. No nie wiem studiuję gównokierunek i wcale nie chciałbym pracować w takim zawodzie jak studia mnie przygotowują. Kocham motoryzację, mógłbym pisać o autach, sprzedawać auta robić cokolwiek w aucie, nawet kurierem mógłbym być bo takie Ducato to też auto w sumie ;p Marnuję się.
  • Odpowiedz
@Dziekan5: widzisz Mariuszku, bo jakby ten sąsiad podjechał Passatem w dizelku, to bym wyszedł kurtularnie i spytał się, kiedy sprowadzony, jaki przebieg, czy pasek wymienił... A jak on przyjeżdża chólerstwem jakimś z dwoma drzwiami, co nawet cementu i buraków tam nie zapakujesz, to znaczy, że narkoman. A do takich trzeba strzelać ( ͡° ͜ʖ ͡°)
  • Odpowiedz
@Dziekan5: Ja też raz zostałem handlarzem narkotyków. Przez ostatnie 2 lata bardzo często po nocach rowerem jeździłem, więc jedna z sąsiadek wymyśliła że handluję ( ͡° ͜ʖ ͡°)

  • Odpowiedz
@Dziekan5: Janusz to nie imię to stan umysłu i można ich spotkać wszędzie. Od 3 lat pracuję dla bmw w Niemczech w R&D. Od czasu do czasu muszę wziąć któryś z prototypów na weekend i sprawdzić jak sprawuje się software. Kiedy pewnego wieczoru wziąłem i8 i zaparkowałem po domem, następnego dnia miałem obsmarowane klamki i przednią szybę jakimś tłustym smarem... tak po prostu z zazdrości...
  • Odpowiedz