Wpis z mikrobloga

Wiem, że wszyscy na to nie czekaliście :) Przedostatni rozdział pierwszej części #fireonthegraveyard

Rozdział 10

„A więc wojna”

John z każdą chwilą tracił rozum. Sytuacja go zaskoczyła. Był gotowy na śmierć, lecz nie nadeszła. Zobaczył, że w jego stronę zmierza ogromny stwór. To ta postać wskazała na niego. Był to sam przywódca piekielnej hordy.

- Co z tobą, potomku Adama? – zapytał dowódca armii piekielnej, lecz nie doczekał się odpowiedzi. Widział w oczach Wigmora jedynie strach.

- Masz teraz jedyną okazję, by przyłączyć się do mojej armii. Możesz zmienić losy świata i wszystkich wymiarów. Przed tobą wybór: przyłączyć się, a wtedy nie wypełni się przepowiednia, lub zginąć. A wiedz, że tutaj śmierć ma o wiele głębsze znaczenie niż na ziemi – powiedział, po czym zamilkł. John nie rozumiał, dlaczego śmierć tutaj ma o wiele głębsze znaczenie niż na ziemi, ale nie chciał tego sprawdzać. Wiedział, że gdy się przyłączy, to Demon wbije mu nóż w plecy. Byli dla siebie wzajemnie zagrożeniem. Przecież dowódca będzie dążył do tego, by wypełnić przepowiednię.

- Wolę zginąć niż oddać duszę piekłu! – krzyknął John, opanowując strach. Tak mocno trzymał miecz, że rękojeść wbiła mu się w rękę, a krew kapała z jego dłoni.

- Za jaką cenę? – zapytał Demon, uśmiechając się.

- Za miłość, honor i ojczyznę!!! - wrzasnął Wigmor. Sam zdziwił się banałem, jaki wypowiedział, ale zrobiło to wrażenie na przeciwniku.

- Sam wybrałeś swój los – powiedział spokojnie generał wrogiej armii, po czym wyciągnął swój miecz. Wskazał nim Bramy Niebios, a następnie wydał rozkaz.

- Szturm na Niebo!!! – wszystkie potwory ruszyły, by zdobyć Przyczółek Niebiański. Wigmor stanął naprzeciw wroga, z którym miał walczyć.

- Czy mogę poznać imię tego, który grozi, że mnie zabije? – zapytał ironicznie John. Pogodził się z faktem, że to jego ostatnia walka. Dopiero teraz poczuł ból ze zranionej dłoni.

- Marchosias, przyjacielu. Zastanów się. Czy naprawdę chcesz tak bezsensownie zginąć? My nie kierujemy się sercem, tylko rządzą krwi, mordu i grzechu! Dlatego tak trudno z nami walczyć! My nie mamy skrupułów! Nie będę ich miał również zarzynając cię! – krzyknął Marchosias, lecz nie wystraszył Johna. Wigmor spojrzał na potwora. Nie miał on rogów, tak jego podwładni, lecz wielkie błoniaste skrzydła wychodzące z pleców. Był to wół ze skrzydłami gryfa i ogonem węża, a jednak stał na dwóch nogach w pozycji wyprostowanej. Nie miał warg, lecz bardzo długie zęby, które przypominały szpilki. Jego skóra była czerwona i miał czarne oczy. Żadnych źrenic, żadnych białek, lecz nieprzenikniona czerń. Duch Johna spojrzała na swego przeciwnika. Wiedział, że to koniec rozmów. Czas na jej ostatni czyn. Podniósł swój miecz, gotowy do starcia. Chciał upodobnić się do przeciwnika. Zero litości, zero skrupułów. Potwór podniósł swój czarny miecz ze złotą rękojeścią. Zaczął zbliżać się biorąc potężny zamach.
  • 1