Wpis z mikrobloga

Nie dość, że dzień zadumy, święto zmarłych, odwiedzanie wielu swoich bliskich i masa wspomnień z nimi związana, to jeszcze w taki dzień z samego rana dostałem informację o śmierci mojego serdecznego przyjaciela. Rak płuc. Ja kopcę jak smok, a jeszcze nie kojfnąłem, a on zdrowy człowiek umiera na chorobę palaczy. Widzieliśmy się kilka dni temu w szpitalu i wiedziałem, że należy się przygotować na najgorsze, bo to po prostu widać. To nie pierwszy przyjaciel którego pożegnałem i nie pierwsza bliska mi osoba. Zauważyłem, że ostatnio częściej chodzę na pogrzeby niż do kina. Czas o sobie pomyśleć, a konkretnie o rodzinie.

Piszę o tym nie dlatego, że chcę się wyżalić, czy przekazać smutną informację, ale by pokazać jak ważne jest mieć rodzinę i przyjaciół.

Dziś w jego domu zjawiło się natychmiast wiele osób. Samego Pawła jeszcze tam nie ma, jeszcze nie dotarł. Tylko nikt nie jechał do niego, tylko do żony i dzieci. Przyjechała rodzina, przyjaciele, przyjaciółki. Nie było dużo płaczu, wszyscy którym to pomaga już się wypłakali wcześniej podczas trwania choroby.

Każdy z nas znał również sytuację. Jeszcze 2 lata temu był to zdrowy człowiek z bardzo dobrą pracą, za spore pieniądze, więc żona nie pracowała tylko bawiła dzieci i zajmowała się domem. Domem, który niedawno skończyli budować, domem na który wzięli duży kredyt. Zaczęła pytać nas, czy jak będzie trzeba sprzedać dom to czy ktoś z nas ją przyjmie, bo zostanie sama i nie wie jak sobie poradzić. Ona jedyna była roztrzęsiona do granic możliwości.

W pewnej chwili jeden z kolegów zaczął mówić niektórym z osób, że za 20 minut spotykamy się na dworze, bo trzeba coś obgadać tak, żeby nie mówić o tym przy Karolinie. Wiedziałem o co chodzi i zrobiło mi się trochę cieplej, że to nie ja musiałem wychodzić z inicjatywą. Po krótkiej naradzie ustaliliśmy kto ile będzie wpłacał na kredyt, kto ile może i jak pomóc. Paweł był dla jednych z nas przyjacielem, dla innych synem, dla innych kuzynem i nie wybaczyłby nam gdybyśmy nie zaopiekowali się tym co zabrała mu choroba i nie oddali za te wszystkie wspólne chwile. Niektóre deklaracje były aż zadziwiające. Udało się ustalić, że z regularnych miesięcznych wpłat będzie opłata kredytu i bieżących rachunków, a ja i dwóch innych przedsiębiorców będziemy utrzymywać dom i płacić jakby Paweł pracował. Do tej chwili, póki będzie to konieczne, może rok, może póki żyjemy. Dla niektórych był to większy wydatek i duża deklaracja, dla innych czysta powinność, której w portfelu nie odczują, ale ta jedność i pewność wszystkich, że tak należy - bezcenna. Tak zjednał sobie ludzi, ludzi wartościowych, którzy pomyśleli do przodu. Najbliższa rodzina na ten czas zamieszka w domu Pawła i zajmie się wszystkimi pogrzebowymi sprawami i powrotem żony i dzieciaków do rzeczywistości, a my po cichu resztą. Żegnaj Pawle, wiem, że zrobiłbyś dla każdego z nas to samo, pewnie i więcej. Nie mogliśmy pomóc inaczej, więc niech to wystarczy.

Ech. No i pierwszą łzę dzisiejszego dnia uroniłem kończąc ten wpis... #historieprywaciarza #oswiadczenie
  • 46
  • Odpowiedz
@vivo: To jest jeden z powodów, dla których uważam, że model rodziny, w którym tylko mąż pracuje nie jest dobry. Nawet jeżeli nikt się szybko nie wycofa to do końca życia nie będziecie tej kobiety utrzymywać. Im szybciej zacznie się ogarniać zawodowo tym lepiej. Mimo wszystko szacunek dla Was, chciałbym mieć takich przyjaciół.
  • Odpowiedz
lol utrzymywac kobiete z dziecmi, bo maz umar. i to jeszcze do konca zycia? hehe smiechlem. a kredyt zaniechac, pewnie jest jakas taka opcja i trudno, do kawalerki 50 m. zycie. no ale skoro zarabiacie takie kokosy i was stac to pogratulowac.
  • Odpowiedz