Skąd, fundamentalnie, bierze się potrzeba pocieszania kogoś smutnego, nawet jeśli nie ma się niczego konstruktywnego ani wartościowego do powiedzenia? Z empatii? Życzliwości? Z tego, że łamie nam serca, gdy ktoś przy nas cierpi? Czy po prostu przez dyskomfort, w jaki dana osoba nas wprowadza i aby jak najszybciej przestała się żalić, bo czujemy się niezręcznie? Skąd się biorą te wszystkie oklepane i bezwartościowe frazesy typu "będzie dobrze, nie martw się", albo "daj
konto usunięte via Android








