Fenotyp rozszerzony - manipulacje genami. Taka biologiczna inżynieria genetyczna :)
"...niektóre organizmy potrafią skłonić ofiarę by ta zakochała się w nich, a przynajmniej stała się im posłuszna, kosztem swojego życia. I to bez wzajemności." Czytając to zdanie można się zastanawiać czy naturalny proces miłości nie jest w jakimś stopniu "fenotypem rozszerzonym"? >((( Okropna myśl...
cytat pochodzi z podobnego art. prof. Vetulaniego
//vetulani.wordpress.com/2011/09/30/gen-wedrowki-do-smierci/
Sorry za zamieszczenie w ten sposób materiału, ale link "nie wchodzi"
Ich ofiary – niezależnie od tego, czy są owadami, czy ludźmi – nawet nie zdają sobie sprawy, że stają się ofiarami...
Potrafisz sobie wyobrazić, że niewinne pogłaskanie podwórkowego kota może ci grozić... schizofrenią? Niedawno odkryto zależność pomiędzy zakażeniem pasożytniczym pierwotniakiem o nazwie Toxoplasma gondii (przenoszą go na nas między innymi koty) a niektórymi przypadkami schizofrenii u ludzi. W zasadzie nie powinno dziwić, że mikroskopijny organizm może tak namącić nam w głowach, jeśli się wie, jakie zmiany w psychice swego żywiciela potrafią wprowadzać pasożyty. A są one w stanie, proszę mi wierzyć, zmusić gospodarza do takich rzeczy, że czasem jedynym wybawieniem staje się samobójstwo.
Motyl morderca
Mrówki wścieklice uwielbiają tego oseska. Jeśli tylko znajdą go gdzieś na łące, natychmiast zanoszą do mrowiska. A tam pozwalają mu na wszystko. Nie przeszkadza im nawet to, że zachowuje się jak niezły łobuziak. Ale tam! Łobuziak to mało powiedziane – to rozbójnik, wręcz seryjny morderca. Gdy bowiem kolonia owadów pracowicie uwija się wokół niego, on odpłaca się podbieraniem im potomstwa. Raz za razem porywa mrówcze larwy i je pożera. Podczas swego pobytu w gnieździe jest w stanie zjeść ich nawet 300!
Ów morderczy osesek to w rzeczywistości gąsienica uroczego motylka modraszka telejusa. Dorosłe owady składają jaja między pąkami kwiatowymi rośliny zwanej krwiściągiem lekarskim. Gąsieniczki, które się z nich wykluwają, początkowo zachowują się jak zwykłe motyle larwy, kiedy pracowicie przeżuwają płatki krwiściągu. Ale po trzecim linieniu ich zwyczaje gwałtownie się zmieniają. Żarłoczni wegetarianie stają się mięsożernymi oszustami, pasożytami społecznymi i specjalistami od manipulacji. Gąsienice telejusa spadają z krwiściągu i, leżąc na ziemi, oczekują, aż znajdzie ich mrówka wścieklica. Przygotowują dla niej słodki podarunek – kropelkę apetycznej wydzieliny. Mrówka chętnie ją zlizuje i domaga się kolejnych porcji. Gdy je dostanie, bierze oszusta i zanosi go do gniazda. Ale tam modraszkowa gąsieniczka nie zamierza dalej pracować na rzecz gospodarzy. Przestaje wydzielać smaczny nektar, a w zamian roztacza wokół siebie zapach, który sprawia, że mrówki całkowicie ją ignorują. A ona może zabrać się do pożerania ich larw.
Gąsienice innych modraszków – alkona i Rebela – opanowały jeszcze lepiej technikę manipulacji swymi gospodarzami. Nie produkują słodkiej wydzieliny, ale zapach, który unosi się wokół nich, sprawia, że robotnice przenoszą je do mrowisk "za darmo". Na miejscu zaś pracowicie je karmią metodą "usta-usta" – tak jak zwykłe mrówcze larwy.
Zamiast zębów i pazurów
Modraszki są doskonałym przykładem niezwykłej zdolności manipulowania zachowaniem swych gospodarzy. Ta umiejętność rozwinęła się u wielu gatunków pasożytów – zarówno społecznych, jak i żyjących wewnątrz organizmu żywiciela. Długo ją ignorowano. W szkole przecież uczyliśmy się, że pasożyty, przystosowując się do życia na koszt innych organizmów, utraciły zęby, pazury, czasem odnóża, a nawet i układ pokarmowy. W podręcznikach nie pisano jednak, że to tylko połowa prawdy. Im dokładniej naukowcy badali pasożyty, w tym większe osłupienie wprowadzało ich to drugie pół – nabycie jednej z najbardziej zadziwiających umiejętności w całym świecie żywym – manipulacji.
Weźmy na przykład klasyczne pasożyty: przywry należące wraz z tasiemcami do grupy robaków płaskich. Mają one dość skomplikowany cykl życiowy. Jeden z ich gatunków, motyliczka wątrobowa (Dicrocoelium dendriticum), musi przejść po kolei przez krowę, ślimaka i mrówkę. Cykl się zamyka, gdy pasożyt z owada trafi z powrotem do żołądka ssaka. Ale jak mrówka może zostać zjedzona przez krowę? By to się udało, motyliczka wykorzystuje swe nadzwyczajne umiejętności manipulacji.
Większość spośród kilkuset robaków, jakie znajdą się w ciele owada, zajmuje miejsce w jego odwłoku. Jeden lub dwa – jak twiedzi Carl Zimmer w książce "Parasite Rex" – wybiera jednak głowę, gdzie usadawia się między nerwami kontrolującymi żuwaczki. Za dnia taka mrówka nie odróżnia się od swych kuzynek z gniazda. Ale wieczorem, gdy inne robotnice zmierzają do mrowiska, ona pozostaje na łące. Włazi na źdźbło trawy i zaciska na nim swe żuwaczki. I tak trwa przez całą noc. Czeka, aż zostanie zjedzona. Tak jak tego "chce" motyliczka.
Dla ciebie nawet utonę
Jeszcze bardziej spektakularny sposób manipulacji wypracował nitkowiec, który żyje w pszczołach. By przejść do kolejnego etapu życia, musi się dostać do wody. "Pasożyt zdaje się wpływać na zachowanie swego gospodarza, »zachęcając« go do znalezienia się w wodzie – pisze Richard Dawkins w książce "Fenotyp rozszerzony". – Mechanizm tej perswazji nie jest znany, ale z wielu rozproszonych doniesień wynika, że pasożyt skutecznie wpływa na gospodarza i doprowadza go czasem do samobójczej śmierci (...). W jednym z takich dramatycznych doniesień napisano, jak zarażona pasożytem pszczoła leci nad staw i z wysokości około dwóch metrów pikuje do wody. W momencie zetknięcia z wodą larwa nitkowca opuszcza ciało owada i odpływa, a oszołomiona upadkiem pszczoła ginie".
Również nicień, który pasożytuje w jętkach, ma kłopot z dotarciem do wody. Jego larwy atakują młode owady, gdy te żyją jeszcze w strumieniach. Ale gdy dojrzewają i przechodzą metamorfozę, wylatują nad powierzchnię potoku i tam odbywają gody. Pół biedy, gdy pasożyt trafi do ciała samicy. Jętka po zapłodnieniu frunie bowiem w górę strumienia i tam siada na kamieniu, by złożyć jaja do wody. Jeśli jest zarażona, to nici z rozmnażania. Jej odwłok pęka, a z niego wysuwa się dojrzały nicień, który wskakuje do wody. Samica zaś ginie.
Trudniej mają te pasożyty, które trafiły do samca. Po godach panowie jętki lecą bowiem na łąkę i tam zdychają, z dala od strumienia czy jakiejkolwiek innej wody. Nicień nie może im na to pozwolić. Zginąłby przecież razem ze swym gospodarzem. By się uratować – odkryła to Sarah Vance z Cornell University w Nowym Jorku – pasożyt zmienia samca w... niby-samicę. Jego gospodarz nie tylko nie wytwarza męskich genitaliów, ale w ogóle przybiera wygląd i zachowanie typowe dla pań jętek. Choć nie ma zdolności składania jaj, zaraz po odbyciu godów leci w górę strumienia, szuka kamyka, siada na nim i zagłębia odwłok w wodzie, tak jakby zamierzał je złożyć. I o to chodzi nicieniowi. Pasożyt przebija wówczas ciało zmanipulowanego samca i wskakuje do potoku. A niby-samica może już sobie zdychać. Jest niepotrzebna.
Choć zdolności nicienia są niebywałe, to daleko mu do mistrza manipulacji płcią bakterii wolbachia. Jest niezwykle rozpowszechniona. Odkryto ją już u blisko miliona gatunków bezkręgowców. Na co dzień objawy zakażenia nią nie są widoczne. Trudno nawet mówić o chorobie. Gdyby nie jedna rzecz. Otóż bakteria do rozmnażania się potrzebuje wyłącznie samic. Samce jej szkodzą. Wolbachia zamieszkuje bowiem gruczoły rozrodcze swych żywicieli. A dokładniej – cytoplazmę ich komórek. Wraz z nią bakterie przedostają się do komórek rozrodczych, a przez nie – do potomstwa. Zakażenie wolbachią jest zatem dziedziczne. Problem polega na tym, że o ile w żeńskich komórkach płciowych znajduje się dość cytoplazmy, by mogła tam zamieszkać bakteria, o tyle w męskich prawie w ogóle jej nie ma. Wolbachia nie ma jak się wcisnąć do plemników. Nie może więc za ich pośrednictwem się rozprzestrzeniać.
Jednym z rozwiązań, jakie przyjmuje bakteria, jest więc zamienianie samców w samice. I to całkowite. Tak na przykład dzieje się w populacji zakażonych kulanek – lądowych skorupiaków spokrewnionych ze stonogami. W normalnych warunkach o płci tych zwierząt decydują chromosomy. Jeśli młodej, zdrowej kulance przypadną w udziale dwa różne, zwane Z oraz W, wyrośnie z niej samica. Jeśli dwa takie same – czyli ZZ – będzie samcem. Jeśli zaś bezkręgowiec ma to nieszczęście, że do jego komórek wniknęła wolbachia, to nawet gdy dostanie w spadku męskie chromosomy, i tak stanie się samicą. Będzie wyglądać jak samica, zachowywać się jak samica i rozmnażać jak samica. W populacji zakażonych kulanek niemal całkowicie znikają mężczyźni.
A kto tobą manipuluje?
Większość manipulantów steruje zachowaniem bezkręgowców. Ale jest znanych przynajmniej kilku, którzy nieźle radzą sobie z człowiekiem. Na przykład riszta, czyli nitkowiec podskórny, pasożyt atakujący ludzi w tropikalnych rejonach Ameryki, Azji i Afryki. Do organizmu ludzkiego ten robak dostaje się poprzez planktonowe skorupiaki, które człowiek wypija wraz z nieoczyszczoną i nieprzegotowaną wodą. W naszym przewodzie pokarmowym larwy riszty dojrzewają i kopulują, a zapłodnione samice miesiącami wędrują po ciele, by na koniec osiąść w tkance podskórnej nóg. Jeszcze zanim tam dotrą, z jaj, które znajdują się w ich macicy, wykluwają się larwy. By mogły dalej się rozwinąć, muszą dostać się do wody i do znajdujących się w niej skorupiaków. Chcą, by to człowiek je tam doprowadził. Przyciągają więc uwagę układu odpornościowego. Białe komórki spieszą, by zaatakować larwy riszt, a przez to wywołują puchnięcie i obrzmienie miejsca wokół pasożyta. Ludzie czują piekący ból. Najprostszym sposobem na jego złagodzenie jest polanie rany wodą. A jeszcze lepiej – włożenie nogi do jakiegoś zbiornika. I o to chodzi pasożytom. Jak tylko znajdą się w wodzie, opuszczają człowieka i ruszają na poszukiwanie skorupiaków.
No tak, ale możemy się pocieszać, że nowoczesne leki wyrugowały z naszych organizmów większość pasożytów. Rzadko trapią nas tasiemce, glisty czy przywry. Na bakterie mamy antybiotyki. Powstają nowe leki przeciwwirusowe. Czyżby udało nam się pokonać zręcznych manipulatorów? Niekoniecznie.
Wielu z nich może mocno tkwić w naszych komórkach. Naukowcy przypuszczają, że blisko 50 procent ludzkiego DNA do niczego nam nie służy, jest wyłącznie niezliczonymi kopiami pasożytniczego DNA, które wkleiło się między nasze geny i traktuje nas jak maszyny przewozowe w przyszłość. Niektóre mogą wywoływać choroby. Inne – jak pisze czerwcowy magazyn "New Scientist" – choć kiedyś wepchnęły się do komórek jako pasożyty, z czasem stały się nam niezbędne. Stały się nieodróżnialne od naszych własnych genów. Stały się częścią nas. I mogą nami kierować. Właściwie już to robią.
link, który z jakiegoś powodu nie chce się przyjąć
//polki.pl/kultura_filmy_artykul,10004948,2.html
Wojciech Mikołuszko/ Przekrój
![](https://www.wykop.pl/cdn/c0834752/01raD7x_09nzbfUSnJdcdlOXNzOacunXxGGlTIWQ,wat600.jpg?author=kubatre1&auth=d26ce8b7cef9b8b68877451e6245d0a1)
Komentarze (6)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
Artykuł dotyczy tego samego tematu, co książka Dawkinsa.