@MagnitudeZero: Sytuacja teoretyczna: rząd x wydaje 10mld zł. Efekt żaden,ale bezrobocie się zmniejszyło o 2% ale nie w tej kadencji tylko na początku następnej. Pytanie co robimy ? sądzimy rząd x i wszystkie zasługi spływają na następny rząd? czy może coś innego?
Albo jeszcze inny przykład wydajemy kasę na propagowanie zdrowego trybu życia. Efekty takich akcji (wydłużenie średniej długości życia, zmniejszenie nakładów finansowych na leczenie np raka krtani u palaczy
Największy problem jest taki, że o wprowadzeniu tego w życie zadecydować mieliby posłowie wybrani głównie na podstawie obietnic wyborczych jakie złożyli. Nie uwierzę w to, że zgodziliby się na utrudnianie sobie życia - od razu pojawiłyby się głosy, że nie można wszystkiego przewidzieć, że zdarzają się różne wypadki czy sytuacje od nich niezależne i inne tego typu wykręty. Gdyby była możliwość wprowadzenia takiej ustawy przez samych obywateli, np w formie czegoś na
@Kayla: pierwsza myśl że partia która te podpisy organizowała powinna wykreślić sobie Obywatelska z nazwy i zostać tylko platformą,
druga taka że przy obecnych progach zorganizowanie referendum byłoby równoznaczne z tymi podpisami które już się udało zebrać (czyli wyłącznie opiniodawcze - poniżej 50% frekwencji), więc kasa poszłaby trochę na marne (ale to już gdybanie - może obywatele o wiele chętniej chcieliby się wypowiedzieć w konkretnej sprawie zamiast wyboru między Ziutkiem
Brzmi racjonalnie jednak nie rozwiąże to problemu. W razie wejścia tego w życie politycy zmieniliby tylko nieznacznie formułki programowe na postanowienia, starania i inne cudaki, z których nie będzie jasno wynikać, że coś się zmieni.
Jakiś czas temu sam się nad tym pomysłem intensywnie zastanawiałem. Nie trzeba być prawnikiem czy znawcą polityki, żeby stwierdzić, że inicjatywa prawdopodobnie nie zostałaby wprowadzona, jak zresztą większość pomysłów ograniczenia politycznych wygłupów, tj. wydumanych obietnic czy rozrośniętych zarobków parlamentarzystów (co kiedyś, notabene, obiecywała Platforma O), pozbycia się Senatu itp. Jednak to, że takie idee się w głowach ludzi (nie lubię słowa "obywatel") pojawiają, jest bardzo
Wiesz jaki z tego by wynikł b----l? Grzesio po wygranej zlikwidowałby zus a za zaoszczędzone pieniądze kupił laptopy. Tusk by dostał od Unii 300 mld a w zamian opyliłby Śląsk Niemcom. itp itd.
@MacDada: Hehehe, pamiętam, czytałem o tamtym niewypale. Takie akcję się planuje z kilkumiesięcznym, być może nawet rocznym wyprzedzeniem a nie tydzień przed :)
Pomysł bez sensu. Jak sam zauważyłeś, ktoś mógłby zacząć realizować obietnice, a to by oznaczało bankructwo kraju.
W dodatku nawet przy bardzo ryzykownym założeniu że większość polskich wyborców nie jest kretynami pomysł dalej jest głupi, bo nawet najmądrzejsza obietnica rzucona przed wyborami może stać się niemożliwa do realizacji lub niekorzystna w ciągu kilku miesięcy, już nie mówiąc o całej kadencji.
To nie przejdzie, choć nikt Ci nie zabroni marzyć :3 zresztą i taqk wiadomo, że zawsze czegoś się nie dopatrzy i o czymś zapomni... np. partia X deklaruje obniżenie zadłużenia plus po pewnym ich pokryciu zmniejszenie czegoś tam, inwestycje w przemysł energooszczędny i dopicowanie autostrad.
Wykonuje wszystko oprócz inwestycji, bo zwyczajnie zabrakło czasu/czy czegotam.
No ale, można by to też wprowadzić w jakiejś łagodniejszej formie, np odebranie x% subwencji za każdą niespełnioną obietnicę.
Np. partia otrzymuje przez 4 lata powiedzmy 200 mln złotych z budżetu państwa przed wyborami składając 4 obietnice. W przypadku niespełnienia jednej, zabierają im 50 mln, dwóch 100 mln itd. Przy czym trzeba by ustalić jakieś maksimum obietnic, bo np Tusk obieca 20 bzdur
Komentarze (29)
najlepsze
Pytanie pierwsze: kto miałby osądzać czy obietnica jest spełniona czy nie?
To akurat proste: trybunał stanu
Pytanie(?)
Albo jeszcze inny przykład wydajemy kasę na propagowanie zdrowego trybu życia. Efekty takich akcji (wydłużenie średniej długości życia, zmniejszenie nakładów finansowych na leczenie np raka krtani u palaczy
Poza tym nasi posłowie już kiedyś pokazali, że w poważaniu maja podpisy obywateli, kiedy zniszczyli karty z podpisami pod JOW.
druga taka że przy obecnych progach zorganizowanie referendum byłoby równoznaczne z tymi podpisami które już się udało zebrać (czyli wyłącznie opiniodawcze - poniżej 50% frekwencji), więc kasa poszłaby trochę na marne (ale to już gdybanie - może obywatele o wiele chętniej chcieliby się wypowiedzieć w konkretnej sprawie zamiast wyboru między Ziutkiem
Jakiś czas temu sam się nad tym pomysłem intensywnie zastanawiałem. Nie trzeba być prawnikiem czy znawcą polityki, żeby stwierdzić, że inicjatywa prawdopodobnie nie zostałaby wprowadzona, jak zresztą większość pomysłów ograniczenia politycznych wygłupów, tj. wydumanych obietnic czy rozrośniętych zarobków parlamentarzystów (co kiedyś, notabene, obiecywała Platforma O), pozbycia się Senatu itp. Jednak to, że takie idee się w głowach ludzi (nie lubię słowa "obywatel") pojawiają, jest bardzo
W dodatku nawet przy bardzo ryzykownym założeniu że większość polskich wyborców nie jest kretynami pomysł dalej jest głupi, bo nawet najmądrzejsza obietnica rzucona przed wyborami może stać się niemożliwa do realizacji lub niekorzystna w ciągu kilku miesięcy, już nie mówiąc o całej kadencji.
Wykonuje wszystko oprócz inwestycji, bo zwyczajnie zabrakło czasu/czy czegotam.
Czy podlegają karze?
Tak podlega - było nie obiecywać.
No ale, można by to też wprowadzić w jakiejś łagodniejszej formie, np odebranie x% subwencji za każdą niespełnioną obietnicę.
Np. partia otrzymuje przez 4 lata powiedzmy 200 mln złotych z budżetu państwa przed wyborami składając 4 obietnice. W przypadku niespełnienia jednej, zabierają im 50 mln, dwóch 100 mln itd. Przy czym trzeba by ustalić jakieś maksimum obietnic, bo np Tusk obieca 20 bzdur