Ten dziwnie wyglądający pojazd ważył 77 ton i został stworzony przez Armię Stanów Zjednoczonych do precyzyjnej pracy w warunkach silnego promieniowania. Nigdy nie został jednak dokończony. Poznajcie "Chrząszcza".
Chrząszcz (ang. The Beetle) zbudowany został przez zakłady Jered Industries w Detroit. Za projekt odpowiadało Centrum broni specjalnych sił powietrznych Stanów Zjednoczonych. Założeniem projektu było stworzenie narzędzia, które pozwoliłoby naprawiać i przeprowadzać prace konserwacyjne planowanej floty strategicznych bombowców o napędzie jądrowym. Zgodnie z odtajnionymi dokumentami US Air Force prace nad tym ‘’mechem’’ rozpoczęto w 1959, a ukończono go w 1961 roku.
Chrząszcz miał za zadanie umożliwiać naprawy i utrzymywanie w sprawności silników bombowców o napędzie jądrowym, jednakże po zamknięciu projektów takich samolotów Chrząszcz został wyznaczony do oczyszczania rumowisk po detonacjach jądrowych.
Biorąc pod uwagę fakt, że pierwotnie rozważany był jako pojazd serwisowy, który będzie zalewany dużymi dawkami promieniowania jonizującego musiał zapewniać odpowiednią ochronę przed takimi warunkami. Dodatkowo, ze względu na to, że planowane bombowce jądrowe byłyby sporych rozmiarów z dużymi częściami znajdującymi się wysoko nad poziomem gruntu Chrząszcz także musiał być adekwatnych rozmiarów. Mając na względzie jakie czynności miały być przy jego pomocy wykonywane musiał także pozwalać na precyzyjne operowanie manipulatorami i pozwalać dostosować siłę wkładaną w konkretne ruchy. Został więc wyposażony w szczypce od których zresztą wzięła się jego nazwa.
Powyższy opis uzasadnia rozmiary Chrząszcza, mianowicie: 5,80 metra długości, 3,65 m szerokości, 3,35 m wysokości o łącznej masie 77 ton. Operator był osłonięty przez stalowy pancerz o grubości 1 cala (2,54 cm) od zewnątrz, półcalowy stalowy pancerz od środka oraz przez 30 centymetry ołowianego poszycia dookoła kabiny, które mogło skutecznie chronić w praktycznie każdych warunkach. Zwieńczeniem osłon był wizjer zbudowany z 7 paneli szkła ołowiowego o łącznej grubości… 58,4 centymetra.
Ze względu jednak na wymagany poziom ochrony, nie było możliwości wejścia do maszyny przez właz. Górna część kabiny, która ważyła 6800 kg musiała być unoszona na hydraulicznych podnośnikach, a potem opuszczana po prowadnicach. Cały proces zajmował kilka minut. Co ciekawe, pomimo ciasnoty, pilot mógł liczyć na minimum luksusu (przypominamy: chodzi o początek lat 60.). Do dyspozycji operatora była klimatyzacja i popielniczka. Pracując w takich warunkach widocznie uznano, że operator musi mieć coś od życia.
Moloch napędzany był silnikiem o mocy 500 KM, co pozwalało na osiągnięcie (na płaskiej twardej powierzchni) maksymalnej prędkości do 13 km/h. Nawet jeśli mógłby rozpędzić się bardziej (nie ma co liczyć na cuda), to prawdopodobnie i tak wibracje wynikające z tak zawrotnych prędkości mogłyby uszkodzić kluczowe mechanizmy Chrząszcza. Prędkość została więc poświęcona w zamian za siłę pozwalająca na nacisk manipulatorów sięgający do 38.5 tony, co pozwoliłoby na przebicie ściany budynku. Nad mocą tą jednak można było precyzyjnie zapanować - w końcu mech ten miał służyć do napraw. W trakcie publicznej demonstracji w 1962 roku jako przykład precyzji działania "Beetle" podjechał do kartonu jajek, a następnie operator wyciągnął chwytakiem jedno z nich i utrzymał je bez zniszczenia go.
Co ciekawe biorąc, pod uwagę pierwotne założenia projektowe, Chrząszcz miał możliwość także unieść się na 4 wbudowanych podnośnikach hydraulicznych na wysokość do 8,20 m ponad poziom gruntu.
Wszystko brzmi świetnie w teorii. Niestety jednak Chrząszcz nie działał tak sprawnie jak chcieli tego projektanci. W czasie wcześniej wspomnianej demonstracji w 1962 roku przez 4 dni tak naprawdę działał stosunkowo rzadko. Nawiedzany był przez ogrom usterek, takich jak przecieki z układów hydraulicznych, ułamanie ramion, awarie pomocniczych generatorów i różnych obwodów elektrycznych. Wewnętrzne testy przeprowadzane przez USAF wykazały jeszcze więcej problemów, co sprawiało, że utrzymanie "Beetle" w sprawności wymagałoby zbyt dużych nakładów pracy oraz finansów.
Ostatecznie projekt został pogrzebany przez fakt braku możliwości zastosowania w czynnej służbie. Zaprojektowany jako platforma naprawcza działająca na zapleczu w bazie lotniczej nie nadawał się do innych potencjalnych ról takich jak wcześniej wspomniane sprzątanie rumowisk przez masę, rozmiary i nieporęczność.
Projekt ten jednak był ważny z tego względu, że utorował przyszłe prace nad robotami dla wojska. Od tego momentu skupiano się bardziej na rozwoju w kierunku lżejszych, mniejszych zdalnie sterowanych maszyn, w których nie będą wymagane tak rozbudowane środki ochrony dla załoganta.
Autor: Sean Brady
Tłumaczenie z j. ang: Michał Strzelec z napromieniowani.pl
Komentarze (24)
najlepsze
To były piękne czasy wolności, jeszcze tylko radia i szklaneczki dobrze schłodzonej w----y brakuje ( ͡° ͜ʖ ͡°). Dzisiaj typ na przymałym siedzisku zrobionym pod soyboya 160cm z przykurczem nóg dostałby najwyżej opcję kupna subskrypcji by wyłączyć reklamy na głównym wyświetlaczu.