Cześć! Poprzednia historia została usunięta na grupie, ale teraz jest bardziej anonimowa
Opowiem Wam dzisiaj jak wyglądała moja praca w hurtowni farmaceutycznej w mieście wojewódzkim. Historia będzie długa, ale warta przeczytania!!
Praca polegała na zbieraniu leków wg zamówienia apteki/innej placówki medycznej.
REKRUTACJA I SZKOLENIE
Na starcie informowałam, że studiuje dziennie, dlatego od czerwca do września mogę pracować na pełen etat, a od października na 1/2 lub 1/4 etatu. Nic nie mówili, zgodzili się.
Przyszłam w umówionym terminie podpisać umowę i przejść szkolenie, po szkoleniu miał być już mój pierwszy dzień pracy. Rekrutacja odbywała się na małej stołówce dla Areczka, bo sala z krzesłami była dla zarządu.
Podpisaliśmy już jakieś 10 papierków, dostaliśmy klucze do szafek (potem okazało się, ze niektórzy mają takie wąskie szafki w 2 lub 3 osoby XDDD ja na szczęście dostałam malutką, ale tylko dla mnie. Na magazyn nie można było wnosić nic, telefonu tez nie, ale ja pieprzyłam te zasadę bo dowiedziałam się, że kradną. Jednak chyba nie tylko z tego powodu nie można było go wnosić :))))
Nagle wpadł kierownik całego magazynu i pyta się nas (około 12 osób) kto studiuje dziennie. Kilka osób (w tym ja) podnieśliśmy rękę. Kazał nam wstać i w tym momencie wyjść, bo on nie chce studentów dziennych przy czym wziął jednemu chłopakowi podpisaną umowę i ją potargał XDDD (To on wybierał osoby, patrząc na CV)
Wyszłam wkurwiona, bo odrzuciłam inne oferty pracy, a ta by mi się przydała ze względu na to, że w tamtym czasie studiowałam farmacje i poznałabym nazwy leków. Zadzwoniła do mnie rekruterka i przeprosiła za sytuacje.
Wysyłałam dalej CV i czekałam na jakąś odpowiedź.
....
Po kilku dniach znowu zadzwoniła ta sama rekruterka i powiedziała, że jednak kierownik się zgodził zatrudnić mnie tak jak chciałam - zgodziłam się, bo nikt z innych ofert się nie odezwał. (Głupia byłam, po pierwszej akcji powinna mi się zapalić czerwona lampka, ale chciałam zaoszczędzić trochę pieniędzy na rok akademicki). Przyszłam, podpisałam umowę przy tym kierowniku (nawet słowa przepraszam nie usłyszałam).
Po BHP zaczęło się moje 3 dniowe szkolenie na poranną zmianę (W ogłoszeniu były opisane dwie zmiany: 11-19 i 19-3). Po przejściu szkolenia, kierowniczka zmiany powiedziała mi, że od teraz pracuje tylko na nocki i do tego mam jeszcze robić obowiązkowo dwie niedziele w miesiącu. XDDD Zaprotestowałam, ale powiedziała, że ma trzech Ukraińców na moje miejsce, wiec jak chce to zaraz mnie zwolni.
Uspokoiłam się. Pracowałam już na nocki to stwierdziłam, że jakoś przeżyje.
NORMA PRACY
Wyliczana na podstawie ilości pozycji. Norma wynosiła: 60 pozycji/h
Przykładowo:
1. Apap 1 szt.
2. Ibum 20 szt.
3. Herbata koperkowa 15 szt.
To były trzy pozycje. Nie ważne ile było sztuk tego samego leku, liczyły się tylko pozycje. Starsze pracownice wybierały ze stosu kartek te najlepsze i najdłuższe zamówienia, a reszcie zostawiały zamówienia typu:
1 Apap 180 szt (i do tego 4 różne serie do znalezienia w ogromnym kartonie)
2 herbatka 45 szt
3 Jakieś-gówno-co-reklamują-akurat-w-tv 500 szt.
[Gdy się lizało dupkę kierowniczce to ona sama dawała najlepsze zamówienia z dużą ilością pozycji, widziałam to wielokrotnie.]
[Te, które nie lizały dupy też zaczęły zaczęły wybierać najlepsze (najdłuższe zlecenia) z tej sterty papierów, ale dostawały zjeby od kierowniczek, że "NIE WOLNO WYBIERAĆ ZLECEŃ! ROBIMY PO KOLEI!" Taaaa.... a na ich rozpadającym się biurku leżały powybierane najdłuższe zlecenia dla wyżej wymienionych pracownic.]
PREMIA ZA WYROBIENIE WIĘCEJ NIŻ NORMA
Należała się oczywiście tylko osobom zatrudnionym na umowę o pracę, czyli praktycznie nikomu w firmie. Większość to byli Ukraińcy zatrudnieni na umowę zlecenie przez jakieś pseudofirmy ściągające ludzi z zachodu, my również byliśmy zatrudnieni przez firmę-pośrednika na umowę zlecenie.
Te, które lizały dupę kierowniczkom - dostawały zawsze premie.
Reszta zatrudnionych na UoP musiała sobie jakoś radzić i nie mam im za złe, że wybierały zlecenia, skoro dostawały najniższą krajową za taki zapierdol.
PRACA DZIAŁ APTECZNY
Na szkoleniu dostałam przydział na dział apteczny, było miło i sympatycznie, człowiek miał czas na sprawdzenie nr serii leku (musiał się zgadzać z tym co jest na kartce, bo inaczej sfrustrowane Karyny wołały po numerze i trzeba było poprawiać).
Gdy przyszłam na moją pierwszą nocną zmianę, przeżyłam istny szok.
Wzdłuż wszystkich regałów z lekami stało tak dużo wózków (takich sklepowych na plastikowe koszyczki) z niebieskimi pojemnikami, że dla mnie brakło miejsca i niebieskich pojemników. Upchnęłam się gdzieś na samym końcu, a pojemnik ukradłam innym osobom.
Wszyscy biegali po tym magazynie, skakali po półkach na regałach, a leki nosili na tekturowych podkładkach. Gdy uzbierali ich trochę to dosłownie rzucali tymi lekami jak najszybciej się da do niebieskich pojemników i biegli dalej. Regały były dosyć wysokie, wiec często trzeba było korzystać z drabiny (miały ona oznaczenie czerwoną taśmą do jakiej wysokości mogą wchodzić osoby bez badań) Na 18 rzędów i 35 osób, były tylko 4 drabiny na tym dziale. XD
Można było czasami zobaczyć bitwę między pracownicami, która pierwsza weźmie. Ja kiedyś stałam na samej górze drabiny (pomimo tego, że nie mogłam), ale na samej górze regału - jak każdego innego - stała jeszcze wieża z kartonów, a musiałam wyciągnąć kilka sztuk syropu. [KTO NORMALNY STAWIA TAK WYSOKO SZKLANE BUTLE Z SYROPEM?] Nagle czuje jak tracę równowagę, te drabiny nie wyglądały na stabilne i solidne, zazwyczaj były rozwalone tak, że nie miały stopnia lub dwóch (pamiętały pewnie początek firmy, czyli lata 90, a przecież drabiny są taaakie drogie) i myślałam, ze właśnie jedna kończy swój żywot.
Nic bardziej mylnego, to Ukrainka napierd*la mi po tej drabinie, ciągnie ją. Nie wytrzymałam i wydarłam się na nią „co ty kurwa robisz? Chcesz żebym się spierdoliła na ziemie?” - standardowa odpowiedz gdy coś robiły źle -> „ja nie panimaju”.
Podczas szkolenia dostawało się jeden długopis (najtańszy jaki się da) i trzeba było go dobrze pilnować, ponieważ gdy się go zgubiło to kierowniczka mówiła, że nie ma, bo to za drogie i mamy sobie sami przynosić. Niektóre pracownice przyczepiały go sobie do tekturowych podkładek, a inne nosiły go na szyi jak łańcuszek. XDD
Kiedyś długopis spadł mi na ziemie i wleciał pod regał, schylam się, a pod regałem (przy lekach) rośnie sobie ładnie taka duuuuża pleśń. Obrzydliwe.
Klimatyzacja była zrobiona tylko dlatego, żeby inspektorat farmaceutyczny się nie dowalił, że leki są przechowywane w złej temperaturze, a nie dla ludzi (było tam jedno mikroskopijne zaklejone okienko), bo dla nich to szkoda im było nawet szarego papieru ściernego zamiast toaletowego.
Gdy popsuła się klimatyzacja i woda kapała na leki to i tak wydawało się je dalej.
.....
Praca nigdy nie kończyła się o 3 w nocy. Jak skończyła się o 4-5 rano to było fajnie, ale często siedziało się do 6-7 CODZIENNIE. Ogłoszenie o pracę z OLX mogą sobie w dupe wsadzić, bo to jest nieludzkie siedzieć codziennie po 2-5 godzin nadgodzin!
Nie można było iść do domu o godzinie 3, bo grube, metalowe drzwi były otwierane przez guzik Pani kierowniczki przy biurku. Najpierw trzeba było zadzwonić dzwonkiem, a potem ona otwierała. Jednak o 3 w nocy nie reagowała na to, tylko chodziła w jedna i druga stronę, poganiając inne osoby. Gdy chciało się wyjść o 3, trzeba było się wyspowiadać przy biurku "dlaczego nie możesz zostać", nie można było za często wychodzić po 8 godzinach pracy, bo dostawało się zjebe:
Moim dwóm koleżankom jakoś udało się wychodzić o 3, gdy wychodzili pracownicy zatrudnieni na umowę o pracę - przecież im trzeba by było zapłacić 50% wynagrodzenia dodatkowo, a nam tylko 2 zł. Obie zostały zwolnione po tygodniu wychodzenia.
Oczywiście nikt je nie poinformował telefonicznie, że zostały zwolnione. Przyjechały normalnie do pracy (ok 20-25km), przygotowane na zapierdol, nagle woła je kierowniczka i informuje, że zostały zwolnione i mogą sobie iść do domu. XDDDDD
KIEROWNICZKI ZMIANY
Czuły się jak najważniejsze osoby w firmie, bez której ona nie mogłaby funkcjonować. Były to byłe pracownice pakowania/sprawdzania, które też polizały tyłek odpowiednim osobom i dostały 200zł więcej do wynagrodzenia za tak ważną i niezbędną funkcje w firmie.
Ich praca sprowadzała się do stania przy drukarce, dokładania papieru/toneru i dzieleniu tego co się drukowało na miasta w Polsce.
No i najważniejsze - na chodzeniu wzdłuż regałów i opierdalaniu ludzi, ze sobie na chwile stanęli czy z kimś rozmawiają.
Miały swój mikrofonik i można było usłyszeć „129 DOO MNIEEE” - to akurat ja. Biegnę jak najszybciej, żeby jeszcze nie dostać dodatkowej zjeby za nie słuchanie tego co mówi. Nasz dialog:
Kierowniczka - "Ty masz za niską normę, tylko 40 pozycji."
Ja - "Tylko ja dostaje same zamówienia, gdzie są 4 pozycje po 30-50 sztuk tego samego leku."
Kierowniczka - "Mnie nie interesują sztuki tylko pozycje. Najwidoczniej się opierdalasz. Masz zapierdalać po tym magazynie to normę wyrobisz."
(Kierowniczki działu aptecznego - czasami było ich po 3 na zmianę XDD - jako, że były na samym dole (przy komorze wydań) i miały swój wkurwiający mikrofonik, który miał głośniki na całym piętrze to również były kierowniczkami całej zmiany.)
DZIAŁ SZPITALNY
Gdy dowiedziałam się, że zmieniają mi dział apteczny (parter) na dział szpitalny (I piętro) stwierdziłam, że przecież gorzej już być nie może. Okazało się, że im wyższe piętro, tym ma się bardziej przejebane.
Musiałam nosić zdecydowanie cięższe rzeczy (mniej pozycji, więcej sztuk, norma ta sama co piętro niżej) i biegać pomiędzy dwoma skrzydłami budynku, uważając żeby się nie zabić o rozpadające się linoleum na łączeniu tych dwóch skrzydeł.
Dostałam pierwsze zlecenie i okazało się, że jest ten lek tak wysoko, że ja po prostu nie mogę tam wchodzić, bo jest za wysoko, a ja nie mam badań. Poszłam do kierownika tego działu. Był to facet po 30 z jakimiś problemami wyższości nad innymi, bo przecież jest kierownikiem, a nie jakimś biegającym po magazynie plebsem - co z tego, że jeszcze do niedawna pełnił taką funkcje - magazynier. Wywiązał się dialog między nami:
Ja - "nie mogę zrobić tego zamówienia, bo te leki są za wysoko, a ja nie mam badań"
Kierownik *krzyczy* - ma to być zrobione i to już, teraz, mnie kurwa nie interesują Twoje badania, a ciężarówka już jedzie.
Następnego dnia zbiłam jakiś taki najzwyklejszy syrop na kaszel - dostałam opierdol od tego ^ kierownika, że potrąci mi go z pensji. Jakby jeszcze miał taką moc. XDDDD
…..
Kilka dni później dostałam kolejny awans bez podwyżki - miałam sprawdzać leki z seriami, które zebrali pracownicy do niebieskich kartonów, pakować je do kartonu, drukować i naklejać naklejkę z kodem kreskowym, adresem itd.
Pomyślałam, ze w sumie fajnie, bo przynajmniej nie będę ryzykowała uszkodzonym kręgosłupem, upadkiem z wysokości i brakiem odszkodowania w razie takiego upadku.
Wpadłam z deszczu pod rynnę.
Pracownicy pakowali na maxa te niebieskie pojemniki tak, że nie dało się ich podnieść, a gdy już się udało to czułam jak mi się dyski w kręgosłupie zgniatają.
Akurat na zmianie była kierowniczka - wyglądała jak strach na wróble, czarne włosy i przepity, donośny głos.
Sprawdzanie zamówień było na widoku kierowniczki stojącej za nami jak gestapo. Gdy tylko przychodziła do pracy to krzyczała ile miałyśmy błędów w serii wysyłanej do apteki, a pakującym ile mieli błędów: brak leku w pojemniku, zła seria.
Nie mogłyśmy używać nowych kartonów, tylko stare, które zostały po lekach wysłanych nam przez firmy produkcyjne. To nie przez ekologie tylko przez jej chory wymysł. Dlatego czasami zamiast jednego kartonu, były trzy, ale mniejsze i posklejane z każdej strony bo miały już dziury. Wyglądało to bardzo nieprofesjonalnie, bo nieraz zamówienie było na kilka leków, które kosztowały razem po 900-1000 zł. A zapakowane były w obdarty i brudny karton, sklejony dookoła taśmą.
Na tym stanowisku norma pozycji była jeszcze wyższa - 70 pozycji/godzinę .
Nie można było nawet słowa powiedzieć do koleżanki/kolegi obok, ani nawet spojrzeć, bo słyszało się od razu krzyk „NIE ROZMAAAWIAAMYY!!! PRACUJEMYYYY!!!!”. Z wyjścia do toalety trzeba było się tłumaczyć.
Minuty mijały jak godziny. Chciałam iść w końcu na przerwę, mówię to kierowniczce, na co ona:
„NIE PÓJDZIESZ TERAZ, TERAZ WAŻNIEJSZE SĄ ZAMÓWIENIA NIŻ TWOJE JEDZENIE. NA ZLECENIU NIE POWINNO BYĆ W OGÓLE PRZERW!”
W końcu się wkurzyłam po tym jak strach na wróble kolejny raz mnie opierdolił za nic.
Poszłam do kierowniczki zmianowej całego magazynu. (ich chyba było więcej niż samych pracowników) Akurat była jedna z najmilszych jakie były.
Powiedziałam, że ja się nie dam traktować jak śmieć na dziale szpitalnym i w tym momencie wracam na dział apteczny na zbieranie leków, a jak się nie, to się zwalniam, bo ja nie będę pracowała zastraszona.
Wróciłam na dział apteczny, a kierowniczka strach na wróble miała tylko troszkę przejebane, jednak pracowała na tym stanowisku dalej. :)))))
Ogólnie pracowałam tam 3 miesiące, o 3 miesiące za długo.
Niektórzy pracowali tam 10 lat.
Gdybyście mieli zamawiać leki do Waszego gabinetu (lub czegoś innego) to najpierw sprawdźcie czy to nie jest obóz pracy.
Na goworku mają 2,2⭐ z 268 ocen.
Opinii mają 737.
Przypomniało mi się coś jeszcze
1) Pracowały tam również osoby, które rozkładały leki, dostarczane nam przez firmy produkcyjne.
Ich zadaniem było zaniesienie leków z ciężarówki do magazynu w piwnicy, a potem, gdy będą potrzebne to na wszystkie piętra. Było to kilka osób, może z 6.
Pewnego razu, gdy byłam na zmianie 11-19, był tam ze mną również facet pracujący akurat na tym dziale. Rozkładał leki do około 13:30, podszedł do niego kierownik całego magazynu (ten od CV) i poinformował: „Musisz przyjść dzisiaj na nockę, bo nie ma nikogo do rozkładania, ale spokojnie, zapłacimy Ci jakbyś był od razu na nocce.” Był zatrudniony na umowę o pracę, jebać 11h przerwy między zmianami.
On się zgodził, był jeszcze do tego bardzo zadowolony, gdy szedł do domu się wyspać, żeby na 19 (tego samego dnia) wrócić do tego obozu.
2) Firma chyba nie chciała zapłacić za program do automatycznego wysyłania faktur do placówek medycznych, wiec powstał DZIAŁ FAKTUR.
Przez chwile udało mi się tam pracować na zastępstwo. Praca polegała na drukowaniu faktur, jak najszybszym spinaniu faktury zszywaczem, a przy podpisie zrobienie dużego X. Potem poukładanie tych wszystkich zszytych, podpisanych papierków wg miasta i alfabetycznie, a następnie danie kierowcy, który dostarczał te leki.
Zatrudnili na ten dział 6 osób: 3 osoby na rano, 3 osoby na nocki. XDDDDDD
Komentarze (20)
najlepsze
Wystarczylo przeczytac kilka pierwszych zdań i kluczowe: zadzwonili znowu a ja sie zgodziłam.
Ważne jest to, że jeśli ktoś jest pracowity i intelektualnie ogarnięty to kwestią czasu jest awans w strukturze firmy.