Cześć, chciałbym wylać swoje gorzkie żale, mam dość wszystkiego, nie mam już wiele sił do siebie, chciałbym napisać jak się pogubiłem w życiu i nie potrafię do niego wrócić, jak mając 31 lat jestem w dupie i nie mam niczego a jednak żyję. Jak trudno odnaleźć mi się w rzeczywistości i dlaczego oczekiwania mam wysokie choć nie powinienem takich mieć.
Uczniem w szkole jestem fatalnym, myślę tylko o tym aby iść pograć w piłkę po szkole, nie interesuje mnie nauka, wręcz drażni od samej podstawówki. Lubię sport, bieganie, piłkę nożną, przebywanie wśród ludzi, byle nie być w domu, trochę mi wstyd że mama prowadzi sklep z odzieżą używaną, wtedy dla młodej wersji mnie - przecież to obciachowe! Nie mamy w domu dużo pieniędzy ale dają rodzice radę, za to jestem im dziś wdzięczny, choć nadal mam wiele żalu, zawsze musiałem odmawiać wyjazdu klasowego, czy to do kina czy na "ferie", bo nie chcę, bo nie lubię, a po prostu nie było nas stać. Tak oto podświadomie staję się osobą pierwszoplanową, ludzie w szkole mnie znają, jestem typowym głupkiem z którego wszyscy się śmieją, w gimnazjum było to najbardziej widoczne. Jednak z drugiej strony staję się osobą która działa społecznie, w wieku 13 lat organizuję z kuzynem swój pierwszy turniej piłkarski, gra w nim 6 zespołów, ja odpowiadam za wszystko, od rozpisek po całe prowadzenie, sytuacja powtarza się za rok gdy organizujemy taki drugi turniej, wtedy pojawia się oferta od lokalnego Ośrodka Sportu i Rekreacji, zróbmy większy turniej. I tak, po 4-5 latach organizacji robimy największą imprezę na ponad 170 osób grających, tworzymy największą imprezę sportową w swoim małym miasteczku, zazwyczaj liczba uczestników nie spadała poniżej stu, tamtego razu zaś ustanowiliśmy rekord - I ja, młody dzieciak który od samego początku wszystko nadzoruje, wszystko wymyśla, chodzi po mieście i szuka sponosów wśród lokalnych przedsiębiorców, wtedy czułem że jestem kimś, poświęcałem całe wakacje dla 3 dniowej imprezy, bezinteresownie, nie oczekiwałem z tego korzyści, chciałem za każdym razem robić to lepiej i wprowadzać nowe rzeczy, jak podczas wspomnianej rekordowej imprezy, podczas tego miałem do pomocy +15 osób które prowadziły biuro zawodów i pomagały w całej imprezie, młody chłopak angażował młodych ludzi którzy sami chcieli pomóc, te turnieje to były Memoriały dla dwóch chłopaków którzy tragicznie zginęli na morzu, jednym z moich pomysłów było aby przed ostatnim spotkaniem wszyscy uczestnicy weszli na boisko robiąc wielki okrąg, każdy miał po balonie z helem i rodzice chłopaków w środku z dwoma największymi w kolorze białym, wszyscy razem ku pamięci wypuścili je w niebo. Byłem z tego dumny, pamiętam to do dziś dzień, dlatego o tym wspominam. Byłem prawdziwym organizatorem, czułem że jestem kimś i robię to co kocham, to co czuję że chciałbym już robić przez całe życie. Cięcie, zmienia się władza, zmienia się Dyrektor, impreza pada w rok, ostatnia impreza to wielki wstyd, rodzice płaczą przy mnie i mówią że więcej tego nie chcą, było to tak fatalnie zorganizowane, dałem się na to zaprosić bo nie byłem już organizatorem, czułem wielki wstyd, szopka jakich mało, turniej na 3 zespoły wtedy był, po prostu to umarło. Na zawsze, tego już nie ma. Wspominam o tym ponieważ to był mój najlepszy czas w życiu, bo gdy umarły turnieje to i ja zacząłem pikować w dół.
Zaangażowałem się w hazard, zostałem hazardzistą, to było moje nowe życie.
Pierwszy kontakt z hazardem miałem już w podstawówce, wtedy to jeden z nauczycieli wysyłał mnie na lekcji do punktu abym zagrał jego kupony, pracownica punktu znała moją mamę, więc ja mówiłem że to dla nauczyciela i przechodziło, dziś jak o tym myślę, ciężkie to przetworzenia. Traktowałem to wtedy jako wyróżnienie. Podstawówkę i gimnazjum zdałem za zasługi, miałem wyniki sportowe+organizacja. W gimnazjum miałem także dobre relacje z Dyrektorem, który też pokazywał mi hazard. Sam zacząłem grać w okolicach 18nastki, i tak powoli zacząłem się w tym zagłębiać, nie wiem kiedy została przekroczona granica, ale bardzo szybko, hazard stał się moim życiem. I tak zacząłem nieświadomie się pogrążać, otrzymałem staż na 9 miesięcy i wtedy puściło, każda wypłata szła na hazard, zaczęły się pierwsze chwilówki. Można powiedzieć że "nagle" obudziłem się mając już 10 tys. zaległości. Już wtedy byłem pogrążony i żyłem w strachu co to będzie, to wtedy, okolice 2014 roku, chciałem popełnić samobójstwo, chciałem zawołać o pomoc, wylądowałem u psychiatry, długi spłaciła rodzina, po miesiącu czystej karty, kolejne pożyczki, większe kwoty, i z końcem roku podejmuję kolejną próbę samobójczą, w sylwestra chcę się po prostu powiesić, mam wszystko, nawet pętlę na szyi, wtedy dochodzi do dziwnego zdarzenia, lekko się ześlizguję z podłoża i prawie wiszę, udaje mi się jednak to opanować, zdjąć wszystko i poprosić w niedalekim urzędzie skarbowym Pana ochroniarza aby zadzwonił na pogotowie, zabrali mnie do szpitala psychiatrycznego, rodzina na szybko załatwiła terapię. A to dopiero początek, bo ja przecież nie chciałem się leczyć, pierwszą terapię przerywam po dwóch tygodniach, rozchorowałem się, musiałem wrócić do domu, na terapię wróciłem po 3 miesiącach, udając że chcę, byłem tam 4 tygodnie z planowanych 6, każdy myślał że jest dobrze, że to już będę wolny od hazardu, znajomi i rodzina byli przekonani że to koniec. Po wyjściu z terapii zagrałem po już po kilku dniach, hazard pochłonął mnie całkowicie, żyłem już tylko po to by grać, tyłem niesamowicie szybko, z ważącego około 60 kg chłopaka bardzo szybko przebiłem 100 kg, otyły hazardzista. I tak w ukryciu grałem kilka lat, podejmowałem różne prace, w tym chociażby w kasynie jako krupier czy w salonach z automatami, a rodzice i znajomi myśleli że to mi pomaga nie grać, że widząc jak inni przegrywają - ja nie będę grał. To trwa, do 2018 roku, wtedy pod koniec roku pierwszy raz sięgam i przegrywam firmowe pieniądze - ta przegrana to był dzień kiedy się wybudziłem, i z palącej dupy ale także już zmęczenia, sam podjąłem decyzję o terapii. Przez kilka tygodni byłem na L4, co tydzień potwierdzając chęć terapii, w końcu na początku grudnia dostałem informację, przyjedziesz jutro to jest miejsce, spakowałem się i wyjechałem na terapię, nie wiedząc czego dokładnie chcę. Podczas terapii, w dwóch pierwszych tygodniach byłem niezdecydowany, nie miałem decyzji, i do dziś dzień nie wiem co się stało, wstałem i chciałem coś zmienić, zacząłem pracować z terapeutką, można powiedzieć że zostałem otwarty, z człowieka zimnego i zamkniętego w sobie nagle coś się stało że zacząłem odczuwać mocno przeróżne emocje i stany, w końcu płakałem, złapałem oddech, zrobiłem krok w przód a nie tył jak przez ostatnie lata. Po terapii grupowej postanowiłem że chcę zostać przy terapeutce która mnie prowadziła, mieliśmy kilka indywidualnych spotkań i usłyszałem "Widzę że źle to na Ciebie wpływa, nie radzisz sobie z emocjami, nasze spotkania raz na dwa tygodnie mogą wyrządzić więcej szkód niż pożytku", wtedy tak byłem przywiązany do terapeutki, jako jej jedynej ufałem, dojeżdżałem na terapię 3 godziny pociągiem w jedną stronę, widziałem że się zmieniam, że zaczynam iść w dobrym kierunku. Wtedy gdy mi to powiedziała, dostałem strzał w ryj, ale od razu podjąłem decyzję i wyprowadziłem się z domu rodzinnego, tak aby móc być w terapii raz w tygodniu, zmieniłem miejsce zamieszkania. Pracę znalazłem szybko, jako sprzedawca pamiątek, i tak żyłem. W terapii czułem że idę do przodu jednocześnie czując że stoję w miejscu, nie wiedząc dlaczego. Postanowiłem przerwać terapię, do której wróciłem po kilku tygodniach, jednak nie trwało to zbyt długo i rozstałem się z terapeutką, nie czułem efektów mojej pracy, nie dawałem chyba z siebie wszystkiego. W 2020 wybuchł COVID, musiałem wrócić na miesiąc do domu rodzinnego, potem udało się wrócić do poprzedniego miejsca zamieszkania, i tam zaliczyłem wpadkę hazardową, w wigilię, wszystko puściło, w totalnej samotności na chwilę wróciłem do gry, finanse się posypały, a ja już w lutym wróciłem do domu rodzinnego, gdzie jeszcze w maju zagrałem, był to ostatni raz kiedy grałem do dnia dzisiejszego(dziś też nie gram). Zacząłem pracę w warzywniakach, bardzo mi się to spodobało, jednak rezygnowałem z pracy nie widząc swojej przyszłości. Kręcę się i nic z tego nie wynika. Ostatnimi dniami mam ochotę wrócić do hazardu, czuję że jestem na to gotowy i w każdej chwili mogę zagrać, jednak trzymam się, choć sam nie wiem jak.
Obecnie siedzę w domu rodzinnym, nie pracuję od sierpnia, jestem w dołku psychicznym, nie widzę żadnych perspektyw dla siebie, nie wiem jak z tego dołka wyjść, mam błędne myślenie którego nie potrafię zmienić.
Gdzie bym nie pracował to każdy pracodawca mnie chwalił, w sprzedaży, czy to pamiątek czy warzyw i owoców, mam po prostu dar do bycia dobrym pracownikiem, mam podejście do ludzi, dobrą gadkę, nie mylić z głupią, zarówno pracodawcy jak i klienci bardzo mnie lubią, tworzę dobrą atmosferę wokół siebie w pracy, to lubię. Jestem kreatywną osobą, bardzo dokładną, analityczną, odnajduje się w nowym otoczeniu bardzo szybko, jestem błyskotliwy, pewny siebie. Osoby które mnie zatrudniały już po chwili mówiły że nie są potrzebne i mogą iść, po prostu widząc że nie trzeba nade mną stać, że sobie poradzę, że jestem odpowiedzialny i głupot nie zrobię. Mam też inne podejście do pracy, praktycznie nie zdarzyło się abym narzekał na miejsce pracy, każdego to zawsze dziwiło, ja po prostu wykonuję pracę, na coś się z kimś umówiłem i to robię, nie narzekam na klientów czy inne bzdury, robię swoje, po prostu.
Mam w sobie przeświadczenie że jestem dobrym i wyjątkowym pracownikiem, lecz z niewykorzystanym potencjałem, fajnie jest pracować w sklepie czy na straganie, ale w środku wiem że nadawałbym się do czegoś więcej, mam inne spojrzenie na świat i wiem że stać mnie na więcej, jednak od kilku lat stoję w miejscu, i to mnie boli, choć wiem co mogę zrobić, to wolę nic nie robić i marnować kolejne miesiące i lata swojego życia. Przykładem może być moje wykształcenie, gdy się wyprowadziłem i stanąłem na nogi, zapisałem się na egzaminy eksternistyczne do LO, zdałem połowę i już nigdy do nich nie wróciłem, mimo że od ponad 10 lat chciałbym mieć średnie wykształcenie, a tutaj niewiele trzeba, nie mam w sobie sił i motywacji aby się za to zabrać. Nie widzę dla siebie jakiegoś dobrego kierunku w życiu.
Głównym problemem, oprócz hazardu którego nie stosuję od ponad roku jest mój wygląd, od dzieciaka miałem problemy z zębami, to było zawsze coś co powodowało wstrzymywanie mojej radości, wstyd przed uśmiechem, a teraz jest tylko gorzej i gorzej. Nie mam dwóch jedynek i jednej dwójki, wiele zębów do leczenia, nienawidzę swoich zębów i uśmiechu, chętnie bym je wszystkie usunął. Wstydzę się tego i jest to sprzeczne z tym jaki jestem dla ludzi, czyli otwarty i uśmiechnięty, nie mogę taki być w pełni bo wstydzę się tego jak wyglądam. Drugim problemem jest otyłość, ważę 138,5 kg. Ciężko mi się chodzi, kolana bolą a ja nie daję sobie z tym rady, brak hazardu wpłynął już w 2019 na moje kompulsywne objadanie się, zostało to czymś zastąpione, hazard odpadł to zacząłem żreć. I tak reguluję swoje emocje, paczką chipsów i batonami.
To są moje gorzkie żale, jestem samotny, ze znajomym/znajomą spotkałem się 2 lata temu, nie rozmawiam praktycznie z nikim, niszczę sam siebie i nie wiem co zrobić. Na początku września zacząłem się odchudzać, dieta i trochę ruchu, udało się spaść ze 138,6 kg na 135 kg, teraz mam kolejny kryzys i wszystko przerwałem, znowu waga pokazuje +138 kg. Chciałbym się wyprowadzić i zacząć próbować żyć, boję się jednak zawsze oceny, że mój wygląd spowoduje odrzucenie mnie, choć nigdy tak się nie stało, ale też wiem że nie stać mnie na wyprowadzkę, mimo że jestem osobą która nie wymaga wiele, wyprowadzając się miałem małe mieszkanie i było mi tam dobrze, to dzisiejsze ceny najmu są nieosiągalne dla jednej osoby, biorąc pod uwagę że mam zajęcia komornicze. W lipcu złożyłem dokumenty o upadłość konsumencką, czekam na decyzję sądu, może ten proces pozwoli mi złapać oddech, choć trwać to będzie długo.
Nie wiem co ze sobą zrobić, po prostu, zgubiłem siły i motywację, nie mam celu, nie widzę nic dobrego dla siebie, zgubiłem się we własnym życiu. I tak po prostu mi cholernie przykro i smutno, bo mimo świadomości że jakiś talent we mnie jest - nie mam sił aby go wykorzystać. Dopadła mnie rezygnacja jakiej nigdy nie miałem, nie chodzi o to że chcę popełnić samobójstwo, bo to nie, ale że nie wiem co ze sobą zrobić, nawet podjęcie prostej pracy fizycznej jest ciężkie przez ból, w sklepach można było odpocząć, ale też sam kontakt z ludźmi dodawał mi energii.
Spieprzyłem swoje życie, po prostu, szkoda że mając 31 lat nie widzę dla siebie przyszłości, to takie przygnębiające.
Dlaczego to napisałem tutaj? Może ktoś miał podobny stan, znalazł coś co pozwoliło mu się odblokować i pójść dalej, zrobić krok w przód. Ja stoję po prostu w miejscu od wielu miesięcy.
Jak się odnaleźć w życiu? Kiedy chce się dokonać zmian, jest się na nie gotowym a jednak nie robi się nic?
Komentarze (484)
najlepsze
Żółty.Przedni błotnik do wymiany.
Komentarz usunięty przez moderatora
Miałem znajomego, który pracował ciężko jak wół, a po wypłacie biegł na automaty i ją przegrywał; całkiem dobrze zarabiał, ale w ogóle nie dbał o
Stary hazard to choroba podstawowa i te twoje użalanie się to jego źródło. Ulecz to inaczej dalej będziesz beczał w poduszkę.
stań sobie przed lustrem w łazience, połóż jaja na krawędzi umywalki i przyciśnij z całej siły. zastanów się nad tym co dziś zrobisz. po terapii. nie dziękuj. powodzenia!