Na początku 2019 roku wynajęłam pokój przez agencję DJN, w mieszkaniu przy ulicy Piastowskiej we Wrocławiu. Dodam że miałam tzw. nóż na gardle, miałam zaczynać pracę za dwa dni, budżet był ograniczony a agencja zaproponowała rozłożenie kaucji na raty jak i ostatnie dni miesiące za darmo (Wprowadziłam się pod koniec stycznia, więc z 4 dni mi nie policzyli do zapłaty).
Umowa była na kilka kartek A4,w tym zapiski takie jak "umowę można rozwiązać tylko w przypadku znalezienia osoby na Twoje miejsce", czy "jest nakaz sprzątania co najmniej raz w tygodniu, inaczej zostanie wynajęta firma sprzątająca na koszt lokatorów", czy też "całkowity zakaz używek na terenie mieszkania".
Miałam płacić 750 zł do 10-ego dnia każdego miesiąca, w przypadku gdybym się spóźniła z przelewem, kwota by wzrosła już do końca umowy o 150 złotych. Mieszkanie było w kamienicy- wysoki sufit, 6 pokoi, łazienka i kuchnia. Okazało się że mieszkanie nie ma centralnego ogrzewania, tylko przenośne kaloryfery na prąd. Dodatkowo w moich zabytkowych, stuletnich drzwiach nie było zamka w drzwiach, więc jako jedyna nie mogłam zamknąć drzwi na klucz. Wprowadziłam się jako druga, pierwszym był 20 letni chłopaczek, student zaoczny jakiejś muzykologii czy coś w tym stylu. Jako że 5 lat mieszkałam w akademiku, starałam się podejść do warunków z optymizmem. Po pierwsze był styczeń, wtedy studenci raczej nie szukają pokoi, więc do sierpnia żaden imprezowicz nie powinien wykazać chęci wynajęcia pokoju... Po 2ie zapewne wielu ludzi będzie odstraszała liczba pokoi, a nawet jak się zrobi tłoczno przed nowym rokiem na uczelniach, to przecież jakoś dam radę przez kilka miesięcy, nawet jeśli wprowadziliby się sami entuzjaści alkoholu i życia studenckiego- tak to sobie próbowała tłumaczyć, naiwnie bo naiwnie ale chyba tego potrzebowałam :D.
Student wynajmował duży pokój w pojedynkę, widać było że jest z zamożnej rodziny (na co wskazywałyby chociażby trzy gitary w pokoju i masa oryginalnych gier na komputer), do tego jak sam twierdzi pracował tylko tydzień jako dostawca jedzenia ale mu się znudziło, i generalnie szuka czegoś ambitniejszego. Już pierwszego dnia zdradził mi że jara zioło i lubi piguły. Mówił że ą opętał go diabeł i że ma zdolność bzykania lasek telepatycznie (??). W dodatku on jest artystą a artyści jarają by lepiej tworzyć. Jego idolem jest Snoop Dog, a Snoop Dog przecież ćpa i jest znany, więc on także nie będzie się opierał ścieżce do kariery i zapisania się na kartach historii.
Zgrzyty zaczęły się po dwóch tygodniach. Naprawdę nie chciałam być tą zrzędliwą babą która psuje młodemu humor, sama więc sprzątałam część wspólną i kupowałam środki czystości z własnej kieszeni. Mój słoik z napisem "składka na środki czystości" jak stał pusty, tak stał. Tak samo jego codzienne jaranie zioła w ilościach przekraczających ludzki rozum (naprawdę codziennie miał czerwone oczy od tego zielska, a czuć je było w całym mieszkaniu), pomyślałam że nie moja sprawa, młody jest, zmądrzeje. Chwalił mi się że zdarza mu się brać e-----y i tego typu polepszacze nastroju, nawet nie wnikałam skąd on na to ma. Spytałam tylko czy nie boi się o swoje zdrowie i że się uzależni. Dowiedziałam się tylko że artyści tak mają.
Chłopak zauważył że jestem raczej bezproblemowa, że nie ma mnie całe dnie i nie pcham się z butami w jego sprawy, więc uznał że dalej może zachowywać się tak, jakby mieszkał sam. Dodam że miałam wtedy pracę na drugim krańcu Wrocławia (w jedną stronę jechało się tramwajem, następnie autobusem przez godzinę i później szło pieszo jakieś 2 kilometry), tak więc nieraz wstawałam o 4 rano, bo do pracy chodziło się na trzy zmiany. Co więc zaczął robić? Spraszać kolegów i nocować ich w niewynajętych jeszcze pokojach. No przecież nie pracował, wstawał po południu, grał w gry a potem melanż. W weekendy znikałam, bo tłumy ludzi przychodziły do mieszkania, migrowali po pokojach przy akompaniamencie głośnego rapu i popijaniu napojów wysokoprocentowych z jednoczesnym zaciąganiem się haszyszem i marysią. I gdyby tak tylko weekendy wyglądały....ale nie !
Prosiłam, tłumaczyłam, starałam się ugadać na zasadzie "w tygodniu może niech goście wyjdą o 22-23? Bo wstaję bardzo wcześnie a przy Twoich posiadówkach nie jestem w stanie zasnąć." Słyszałam tylko "Jak będzie za głośno to podejdź i zwróć uwagę". Dodam że jego pokój był naprzeciwko mojego. Niestety moje prośby o cichsze zachowanie skutkowały dobrych pięć minut, sytuacja zaczęła wyglądać do tego stopnia źle że nie mając jeszcze innego pokoju na oku, zaczęłam szukać lokatorów na moje miejsce. Co prawda przyszedł jeden chłopak oglądać mieszkanie, niestety nie był zainteresowany. Mój dzień wyglądał tak- rano pobudka, praca, potem odsypianie i w nocy nerwy bo kolejna impreza u lokatora.
Chłopak nawet podpadł sąsiadom, bo pożyczył klucz na strych niby do przechowania prania na dwie doby. Okazało się że klucz dorobił i właził na dach, o czym dowiedział się starszy pan z rady mieszkańców. Byłam przy tym jak przyszedł i domagał się zwrotu dorobionego klucza, bo po 1. osoby na wynajmie tymczasowym nie mają praw do strychu ani piwnicy (chodzi tu o komfort mieszkańców trzymających swoje rzeczy w tych miejscach), a po 2ie włażenie na dach po nocy zbyt mądre nie jest i chyba nawet zabronione. Pan dowiedział się że chłopak zapłacił za ten klucz, poza tym o co mu chodzi? Zazdrości czy co, że sam na dach nie wchodzi? Klucza niestety nie otrzymał, myślałam że może w takiej sytuacji wymienią zamki, ale lokator później też tam właził (słyszałam nieraz jak woła kolegów że pójdą na dach zajarać) więc nie wiem czy jakakolwiek interwencja w tej sprawie była.
Zdarzało się że gotował coś w kuchni, po czy wracał do pokoju, odpalał jointa i zapominał o tym. Z dwa razy musiałam wbiec do kuchni wywietrzyć i wyłączyć płytę indukcyjną, bo było szaro od dymu. Chłopak podchodził do tego na luzie, na zasadzie "ale przecież każdemu się może zdarzyć". Raz zostawił swoje włosy łonowe na klapie od kibla, i to nie kilka a na oko z kilkadziesiąt... Gromadził też naczynia w zlewie i ogólnie nie dbał o higienę. Kiedy po raz x zrobił imprezę, stwierdziłam że już nie jestem w stanie tak funkcjonować. Zaprosił pięć osób, do 3 nad ranem darli ryja a ja o 4:30 miałam nastawiony budzik. Spałam jakąś godzinę, po czym pojechałam do pracy i jako że miałam umowę zlecenie dwutygodniowy okres wypowiedzenia, złożyłam wymówienie. Następnie poinformowałam DJN o zaistniałej sytuacji. Liczyłam na to że młodego ogarną, ewentualnie wywalą na zbity pysk, nieważne.
Gdy wróciłam z pracy, słyszałam wyraźnie jak lokator kłóci się (prawdopodobnie na skejpie) z matką, nazywając mnie wredną dzi*ką. Widocznie firma uznała że matka tu więcej zdziała niż jakieś tam kary finansowe czy grożenie wyrzuceniem z mieszkania. Miałam trochę oszczędności i plan by znaleźć normalną pracę, bliżej miejsca zamieszkania. Tamta była "zapchajdziurą" za grosze, poza tym miałam nadzieję że po interwencji w DJN będzie wreszcie spokój. Zgłosiłam też że nie czuję się komfortowo z powodu braku klucza, różni ludzie tu chodzą, poza tym są jeszcze 4 pokoje do wynajęcia i nie chciałabym by ktoś obcy mi wszedł do pokoju pod moja nieobecność. Sielanka trwała krótko. Wyjechałam na weekend wiedząc że biedny chłopak będzie musiał solidnie odreagować ten stres i kilka dni bez hucznej balangi. Wróciłam, było kilka osób oglądać mieszkanie, to były też moje ostatnie dni w pracy. Pamiętam jak dziś, wracam do mieszkania, otwieram drzwi a tam siwo od dymu, czuć h-----z. Pomyślałam że jeśli lokator jest rozsądny to towarzystwo zniknie do 22-ej. Jakże się pomyliłam.....
Najpierw część z nich polazła na balkon pokoju, który nie był jeszcze wynajęty. Jakimś cudem zatrzasnęli się na tym balkonie i krzyczeli do ludzi z ulicy by zadzwonili domofonem do mieszkania i poprosili kogoś o otwarcie im drzwi. Co prawda słyszałam jakieś podniesione głosy, ale nie wiedziałam o co chodzi. Dopiero gwałcenie domofonu przez kilka minut spowodowało moją reakcję w postaci wku**ienia i odebraniu słuchawki, będąc pewna że to nowi goście mojego wspaniałego kolegi z pokoju obok. Jakiś facet dzwonił zdenerwowany, że chłopaki marzną na balkonie a ja im nie otwieram. Wtedy obudził się jeden z kolegów którzy byli w pokoju tego durnia. ale nie zastanawiali się dlaczego długo nie wraca, poza tym akurat oni powinni lepiej usłyszeć nawoływania, jako że okna z obu pokoi (jego jak i tego z balkonem) były blisko siebie. Następnie (zapewne w ramach zemsty) "ktoś" podeptał mi kurtkę wiszącą na korytarzu i buty. Dość solidnie. Na tyle że kurtka była do prania a buty do czyszczenia, tak zostały uwalone. Gości też z czasem przybywało. Lokator już nawet nie dbał o pozory, muzyka na full i jaranie pod drzwiami mojego pokoju, bo czemu nie?
Musiałam wyjść stamtąd, nie mogłam już znieść tej bezsilności i bezczelności gnoja. Nie było mnie jakieś 3 godziny, wracam o 22 a tam dalej balanga. Zadzwoniłam do kolegi, zapytałam co robić. Już miałam w planach spakować się i w nocy jechać pociągiem do siostry by mnie przenocowała. Kolega powiedział by zadzwonić po patrol, skoro impreza i n-------i w tle to wlepią mandat, ewentualnie przetrzymają lokatora na dołku i będzie miał nauczkę, skoro "po dobroci" nic do niego nie dociera i jeszcze się na mnie mści w taki sposób. Pomyślałam "czemu nie", podeszłam pod komisariat, usiadłam na schodach i zaczęły targać mną wątpliwości. Bałam się "zakapować", nie chciałam się ośmieszyć ani narobić jeszcze gorszej atmosfery w mieszkaniu (o ile mogła być gorsza). Siedziałam i gadałam przez telefon z kumplem o zaistniałej sytuacji, kiedy wyszedł jakiś policjant i zapytał mnie czy może mi w czymś pomóc, bo już siedzę tutaj od godziny xD. No więc weszłam i powiedziałam.
Policjant powiedział że mam czekać na patrol, bo za jakiś kwadrans podjedzie pod mój adres.
Przyjechała para policjantów, on łysy i dobrze zbudowany, ona bardzo wysoka i widać że też coś trenowała. Powiedzieli że muszę iść z nimi do mieszkania by ich wpuścić, inaczej nie będą mogli interweniować. Wstyd mi ale strasznie się bałam konfrontacji, weszliśmy i okazało się że impreza przeniosła się do pokoju lokatora. Byli już do tego stopnia naćpani że ledwo kontaktowali. Policjanci zapukali, usłyszeli jakieś rozmowy między sobą, nikt nie otwierał więc policjant chwycił za klamkę do drzwi- było otwarte (na szczęście). Ja wtedy schowałam się w swoim pokoju. Okazało się że towarzystwo ma oczy czerwone od przejarania, kilka torebek po prochach i pełen chill. Słyszałam jak lokator drze się że jest u siebie i może robić co chce. W pewnym momencie usłyszałam jak mówi coś że "ma kontakt z Bogiem", żeby mu nie przeszkadzać. Policjanci przeszukali pokój i wylegitymowali wszystkich. Okazało się że to same studenciaki i oprócz p----a-lokatora, wszyscy grzecznie obiecali że od razu pójdą do domu i nie trzeba mandatu ani nocy w areszcie. Tylko on się stawiał, tłumaczył byciem polskim Snoop Dogiem i artyzmem, do czasu aż nie zagrozili mu dołkiem. Niestety oprócz "specyficznego zapaszku", wyglądu ich gałek ocznych i kilku pustych torebek nic nie znaleźli. Spisali, pogrozili, rozpędzili towarzystwo i poszli. I wtedy się zaczęło...
Jak mówiłam nie miałam zamka w drzwiach, więc zastawiłam je komodą i biurkiem. Po wyjściu patrolu lokator zaczął walić mi w drzwi i próbował wejść, ale że był w ciul naćpany to nie miał tyle siły, w końcu ledwo stał na nogach. Bardzo mądrze mi zdradził że pochował n-------i w mieszkaniu, i jak jestem zazdrosna o to że nie dał mi zajarać to teraz się ze mną podzieli i że konfident ze mnie, mogli go zamknąć w areszcie przez to że jestem taką zdzirą, a tak poza tym to *uj mi w dupę. Po czym zadzwonił do kogoś i wrócił jeden z chłopaczków z całej paczki imprezowiczów, nocował nawet w pokoju lokatora...
Rano spakowałam się i wróciłam autobusem na wieś. Napisałam do DJN wypowiedzenie umowy najmu z miesięcznym okresem wypowiedzenia. Napisałam o tym że nie czuję się bezpiecznie, że mimo moich wcześniejszych skarg na ciągłe imprezy i n-------i, na brak cholernego zamka i na zaistniałą sytuację, gdzie interweniowała policja, nie widzę innego wyjścia. I co na to DJN? Przyjęła wypowiedzenie? Wypowiedziała umowę najmu lokatorowi? Otóż nie, kiedy wróciłam do mieszkania po 3 tygodniach on nadal tam był. I para Hindusów. I jakiś facet po pięćdziesiątce, bo do tego czasu wolne pokoje zostały wynajęte. Moje wypowiedzenie zostało bez odpowiedzi, ja bojąc się powrotu do mieszkania, poprosiłam by policjant "prowadzący moją sprawę" poszedł ze mną skontrolować czy pokój stoi cały i by w razie czego nie dać mnie pobić walniętemu ćpunowi. Powiem szczerze gdyby nie "obstawa" dwójki policjantów, nie wiem czy bym weszła do mieszkania. Okazało się że nic nie zostało zniszczone ani ukradzione. Lokator na mój widok z dwoma panami "w cywilu" tylko szyderczo się uśmiechnął i coś powiedział pod nosem, niestety nie mam pojęcia co.
Spytałam czy w razie rozprawy sądowej policja udostępni notatkę z interwencji, bo DJN dalej nie akceptuje mojego wypowiedzenia, policjant odparł że mogą
pokazać notatkę na prośbę Sądu, i że nie będzie z tym problemu. Pisała z trzy razy o której godzinie i którego dnia dokładnie się wyprowadzam, prosząc by ktoś z firmy wziął ode mnie klucze. Oczywiście nikt się nie pojawił. Poprosiłam pana po pięćdziesiątce by w razie czego był świadkiem mojej wyprowadzki oraz tego w jakim stanie zostawiłam pokój. Co miesiąc przychodziły mi rosnące wezwania do zapłaty. Byłam u prawnika który w moim imieniu wysłał trzy pisma uzasadniające moje wypowiedzenie, każde z tych pism zostało bez odpowiedzi.
Po roku dostałam wezwanie do zapłaty, na które znowu odpowiedziałam pismem od prawnika. Minęło pół roku, myślałam że już sobie odpuścili bo sprawa prawdopodobnie się przedawniła a ja miałam solidne argumenty na to by wypowiedzieć umowę. Dodam że ktoś z agencji zapomniał zapłacić za Internet i moje ostatnie dni tam obeszły się bez wchodzenia na wykop :(. Niestety trafiłam na cwaniaków, którzy łatwo nie odpuszczają. Po PÓŁ ROKU otrzymałam pismo z Sądu, z nakazem zapłaty agencji DJN 4600 złotych. Nie miałam pojęcia że jakakolwiek rozprawa będzie miała miejsce, nie wiem dlaczego nie dostałam na nią wezwania...Odwołałam się szybko, pomógł mi znowu prawnik. Po dwóch tygodniach otrzymałam kolejne pismo, Sąd sprawę umorzył argumentując decyzję solidnym uargumentowaniem moich racji oraz przedawnieniem (??). Mam nadzieję że agencja się nie odwoła od wyroku, z tego co wiem przegrali wiele spraw sądowych, mam nadzieję że ja już ma spokój.
Komentarze (6)
najlepsze
Ogólnie dobry wpis, uśmiałem się.
Żyję w kraju, w którym wszyscy chcą mnie zrobić w c---a ♫ ♬ ♪ ♩ ♩ ♫ ♬ ♪ ♩