Najlepsi koszykarze NBA to przeważnie dobrze zbudowani, czarnoskórzy mężczyźni mierzący około dwóch metrów. Jak zatem to możliwe, że jedną z legend najlepszej koszykarskiej ligi świata został mierzący ledwie 185 cm John Stockton? Przeczytajcie, jak to się stało, że chłopak ze Spokane został jednym z najlepszych rozgrywających w historii.
Jak to się zaczęło?
Początki Stocktona? Nikt nie powiedział, że będą one łatwe. Wręcz przeciwnie – aby osiągnąć sukces, musiał bardzo się postarać. Stockton osiągnął go poprzez ciężką i systematyczną pracę. Przemawiało za nim miejsce urodzenia – w miejscu, z którego pochodził, urodziło się wiele gwiazd sportu: „Ze Spokane pochodzi wielu utalentowanych sportowców, między innymi Mark Rypien, futbolowy rozgrywający, MVP zwycięzców Super Bowl w 1992 roku, Washington Redskins, i Ryne Sandberg, baseballista, wieloletni uczestnik Meczu Gwiazd z Chicago Cubs”, pisze zawodnik w swojej autobiografii, która niedawno ukazała się w Polsce.
Dobre korzenie to jednak nie wszystko. O Stokctonie można śmiało powiedzieć, że był najzwyklejszym spośród gwiazd NBA. Poczciwy, dumny ze swojego pochodzenia i skromny – to cechy, którymi zaskarbił sobie sympatię fanów. ,,W tym kraju mamy mnóstwo szczęścia, nawet w ciężkich czasach, bo dysponujemy możliwościami, których wiele osób na całym świecie nie jest sobie nawet w stanie wyobrazić. Codziennie dziękuję Bogu za to, że bocian zrzucił mnie w Stanach Zjednoczonych Ameryki, w domu Jacka i Clemy Stocktonów”, zaznacza na kartach swoich wspomnień, dodając: "Sukces zbyt często postrzega się jako drogę do bogactwa i sławy. Moi rodzice nie mieli ani jednego, ani drugiego, ale i tak są moimi bohaterami. Ich historia to historia prawdziwego amerykańskiego triumfu."
Został koszykarzem, bo był niski
Jednym z powodów jego fascynacji koszykówką był starszy brat Steve, który zaszczepił w małym Johnie miłość do tej dyscypliny. Pierwsze mecze, pierwsze akcje, pierwsze emocje związane ze sportem – wszystko to przyczyniało się stopniowo do nowej pasji w duszy Amerykanina. „Większość moich pierwszych wspomnień koszykarskich wiąże się z moim bratem. Kiedy Steve grał razem z kumplami, zabierał mnie ze sobą tylko z jednego powodu – byłem tak mały, że można mnie było wykorzystać do otwarcia zamkniętych na łańcuch drzwi". Kolejnym aspektem, który jeszcze bardziej zaszczepił w Stocktonie miłość do basketu, było otrzymanie w prezencie gwiazdkowym czerwono-biało-niebieskiej piłki. Wszystkim bardzo spodobał się ten upominek, nawet tamtejszym studentom. Dzięki temu prezentowi pojawiła się możliwość częstej rywalizacji ze starszym zawodnikami: „I tak pomiędzy jedną salą gimnastyczną a drugą, a także na boiskach podwórkowych, na chodnikach i uliczkach konsekwentnie ścierałem tę kolorową piłkę. A kiedy było już na niej prawie widać szwy, co roku dostawałem na Gwiazdkę nową", wspomina Stockton początki w swojej książce. Wcale nie były one tak kolorowo, jak mogło się wydawać. Ograniczone możliwości fizyczne sprawiały, że John musiał ciężko pracować. Jego ambicja doprowadziła poparta ciężkimi, wyczerpującymi treningami gwarantowała jednak przyszłe sukcesy. „Pomimo braków fizycznych wciąż snułem wielkie marzenia i ciężko pracowałem. Nawet kiedy wydawało mi się, że stoję już na przegranej pozycji, w głowie odbijało mi się echem to, co powiedział kiedyś Tata: Walka jest dzięki temu uczciwa".
O jedno przyłożenie od zostania futbolistą
Co ciekawe, Stockton próbował swoich sił również w innym konkurencjach, na przykład
w futbolu amerykańskim. Jedna udana akcja mogła kompletnie zmienić jego karierę i sprawić, że dziś wspominalibyśmy wielkiego Johna Stocktona-gracza futbolu amerykańskiego:. „W meczu o mistrzostwo w pierwszej klasie liceum miałem szansę, żeby zostać bohaterem. Na kilka sekund przed końcem zgubiłem piłkę po przechwycie, który mogłem zakończyć przyłożeniem i wtedy przełamałbym remis 0:0. Kto wie, być może udana akcja odmieniłaby moje losy i zostałbym futbolistą."
Wybór tej jedynej
Kiedy porzucił futbol, jego jedyną pasją pozostała już koszykówka. Szybko przyniosła ona pierwsze rozczarowanie, jakim był brak powołania do reprezentacji na Igrzyska Olimpijskie w 1984 roku. Był to wielki cios, gdyż ciężkie treningi nie pozwoliły spełnić tak wielkiego marzenia. John Stokcton tak wspomina tamten trudny moment:
,,Moje nazwisko nie znalazło się w składzie. Próbowałem przyjąć tę wiadomość, nie dając po sobie nic poznać, ale tak naprawdę ciężko mi było nawet dokończyć jedzenie. Siedząc bez ruchu, usłyszałem jak trener Knight zwraca się do tych z nas, którzy się nie załapali: Być może gdyby trenerem był ktoś inny, weszlibyście do składu. Ale też kto wie, może w ogóle nie zaszlibyście tak daleko”.
Draft, który zmienił historię Utah Jazz
Wkrótce jednak pierwsze niepowodzenie zostało przykryte ogromną radością, jaką był wybór w drafcie. To jeden z najważniejszych momentów w karierze początkującego gracza – szansa na dostanie się do NBA i możliwość spełnienia jednego z najważniejszych celów życiowych. Jak wyglądał wybór Johna Stocktona? No cóż, był nieco zaskakujący. W celu uzyskania informacji do jakiego klubu trafi John, w domu rodzinnym Stocktonów pojawiło się całe sąsiedztwo, które trzymało kciuki za swojego znajomego. Emocje wzrastały z każdą upływającą chwilą, minutą, sekundą...
W końcu z 16. numerem w pierwszej rundzie draftu Utah Jazz wybrali właśnie jego – Johna Stocktona z Uniwersytetu Gonzaga. „Mój dom eksplodował” – tak ten przełomowy moment wspomina dziś legenda NBA.
I tak rozpoczęła się wielka, wspaniała przygoda z koszykówką. W latach 1984-2003 rozgrywający przez 19 sezonów zaliczył 1504 występy w barwach Utah Jazz, w których zdobywał średnio 13,1 pkt. na mecz. Karierę zakończył jako Mistrz Ameryki oraz dwukrotny mistrz olimpijski z Barcelony oraz z Atlanty, a także lider rankingu asyst i przechwytów. Ustanowione przez niego rekordy pozostają niepobite do dziś. W kolekcji jego trofeów brakuje tylko najważniejszego – złotego pierścienia na zwycięstwo w NBA. Mimo dwukrotnego uczestnictwa w finałach, Chicago Bulls z Michaelem Jordanem za każdym razem okazywali się minimalnie lepsi.
Autor powyższej pracy: Sekuła Jakub
Komentarze (48)
najlepsze
Tylko, że wykopki lubią sobie wmawiać, że sukces jest tylko dla dynamicznych chadów xD
A tu taki cichy i zamknięty w sobie Stockton "prostował" wielu czarnych cwaniaczków w swojej karierze.
Szanuję go mocno za to, że nie próbował dopasować się do krzykliwości przeciętnych graczy NBA.
@supersucker
Już samo gadanie o NBA lat '90 powoduje u mnie banana na twarzy. To były czasy. Teraz nie ma czasów. ( ͡º ͜ʖ͡º)
@dr_gorasul: chyba mieszkasz w okolicach Czarnobyla w takim razie ;D Praktycznie każde miasto ma Orlik (te większe), a na Orlikach zazwyczaj są też boiska do kosza :) (chyba, że się mylę i tylko w Koszalinie takie rzeczy)
przed Dream Teamami w USa w reprezentacji grali głównie akademicy, może dlatego dali go
Białas ma także nazwisko Stockton
Mieszają z gruntem jak pług zagon
Masakrują jak ciężar milion ton" - Afro Kolektyw
W sumie minusujący zanim dadzą minusa mogliby posłuchać tego utworu.
Spoko historia o parze Stockton - Malone