Nie milkną peany na cześć rzekomo wspaniałej organizacji ostatniej wielkiej gali bokserskiej z cyklu Polsat Boxing Night i profesjonalnego podejścia do tejże imprezy – a to że „lepsza organizacja niż 90% gal w USA”, a to że kibice zachwyceni, a to że wielki boks i ogólny sukces organizacyjny, najlepsza gala w Polsce. Chciałbym więc opowiedzieć, jak sprawa wygląda dla normalnego kibica na trybunach, a nie VIPa w pierwszym rzędzie na płycie, który ze swojego miejsca za kilka tysięcy opowiada autorytatywnie, czy gala jako całość została dobrze zorganizowana. Spoiler alert: nie, nie została.
Wraz z osobą towarzyszącą miałem nieprzyjemność bycia widzem tegoż widowiska w Częstochowie. Pozwólcie proszę, że – dla klarowności przekazu – podzielę dalszą część na punkty, w których zawrę kilka historii z mojego tylko najbliższego otoczenia z gali, które pozwolą wam utworzyć sobie w głowie obraz tego płonącego burdelu, który jest największym cyklem gal bokserskich w naszym kraju. Będę zawierał konkretne sektory, numery i lokalizacje – każde moje słowo jest do zweryfikowania przez ludzi, którzy siedzieli w pobliżu oraz monitoring.
- Wkrótce po rozpoczęciu gali, przy poręczy po lewej stronie od wejścia do mojego sektora (C7) ustawiło się wprost przed nami dwóch mężczyzn, zasłaniając całkowicie ring. W obliczu braku reakcji ochroniarza (numer kamizelki #65, niski wątły chłopak ledwo pełnoletni, co ciekawe – pełniący, podobnie jak wszyscy sektorowi „ochroniarze” na gali, jednocześnie funkcję „służby informacyjnej” i ochrony), który stał dosłownie dwa kroki od nich, poprosiłem ich uprzejmie o przesunięcie się – w odpowiedzi usłyszałem serię wyzwisk. Zwróciłem się zatem do owego „ochroniarza”, który przestraszony również poprosił o przesunięcie jednak w obliczu ich odmowy… całkowicie usunął się w cień. W efekcie, kilkunastokrotnie zostałem (na oczach ochroniarza!) zwyzywany od „kurew” i „pedałów pierdolonych” wielokrotnie grożąc mi pobiciem po zakończeniu gali („zobaczymy pedale pierdolony czy po gali będziemy ci nadal zasłaniać”, „ale dostaniesz wpierdol po gali”, „poczekaj tylko aż wyjdziemy i zbierzesz wpierdol” by wymienić tylko niektóre). Mężczyźni wracali w to miejsce wielokrotnie próbując mnie zastraszyć, a zachowanie „ochroniarza” pozostawało niezmiennie bierne – zwróciłem się do niego z prośbą o przywołanie innych ochroniarzy podkreślając, że w jego obecności grozi mi się pobiciem i obawiam się o bezpieczeństwo swoje i swojej osoby towarzyszącej oraz że mężczyźni łamią regulamin imprezy, w odpowiedzi na co usłyszałem jedynie odpowiedzi „no ja tu jestem ochroną” oraz (w odpowiedzi na prośbę o przywołanie innych) „ale ja nie mam krótkofalówki”. Mężczyźni ostentacyjnie ustawiali się wobec tego wprost przed nami, tyłem do ringu, byle tylko pokazać, że nic nie mogę z tym zrobić, do tego niezmiennie grożąc mi pobiciem – ani raz nikt nie starał mi się pomóc, oprócz wspomnianego "ochroniarza" nie było nikogo, do kogo mógłbym się z tym zwrócić, a od samego odpowiedzialnego za sektor kolegi numer 65 usłyszałem jedynie „ale czego pan ode mnie oczekuje?”. To, że po kilkudziesięciu minutach ich ciągłych przemarszów i prowokacji w moją stronę chociaż na moment udało się ich przegonić zawdzięczam tylko interwencji dwóch siedzących obok mnie bokserów (których wraz z całą ich ekipą serdecznie pozdrawiam jeśli to czytają i jeszcze raz dziękuję za pomoc, dożywotnio zbite piony :)), którzy przyszli mi z pomocą, kiedy jeden z jegomościów uderzył mnie barkiem i wygłaszał kolejne monologi o tym, jak duży „wpierdol zbiorę po gali”. Panowie przeliczyli, że nie jest już 1 vs. 2 tylko 3 vs. 2 i obyło się bez bójki.
- Kilkanaście minut po powyższych wydarzeniach, w trakcie walki Ewy Brodnickiej, w moim sektorze (C7) rozpoczęła się krwawa bijatyka, z udziałem nikogo innego jak dwóch mężczyzn opisywanych w punkcie pierwszym. Udział brało w niej łącznie kilkanaście osób i rozgrywała się w okolicach rzędu czwartego, gdzie owi mężczyźni mieli swoje miejsca siedzące – tym razem umiejętności arytmetyczne już trochę panów zawiodły (obstawiam, że nie wzięli pod uwagę entropii), bo trafili na kogoś o krótszym zapalniku niż ja, będącego na gali z całą ekipą i skończyło się na butach, łokciach i pięściach na ich głowach oraz dobrych kilku ciosach w twarz jednej z ich partnerek. Mimo, że bijatyka trwała dobrych kilka minut, nikt z ochrony się nie pojawił i walka rozpoczęła się, rozegrała i zakończyła w swoim rytmie (tzn. kiedy panowie już słaniając się na nogach opuścili sektor). Rozróba była tak brutalna i duża, że w kierunku jej zamiast ringu patrzyli nie tylko wszyscy ludzie z sektora, ale też sektor VIPowski na płycie od strony wyjścia dla zawodników, w którym to ludzie wstawali z krzeseł i patrzyli na to, co się tam wyprawia. Przez cały ten czas nie pojawił się nikt z ochrony, bo – jak już wspominałem w punkcie pierwszym – ochrony brak. Dopiero kiedy synowie ulicy już pośpiewali pieśń swego ludu i udali się każdy w swoją stronę, zjawiło się dwóch panów w kamizelkach „służba porządkowa”; tyle tylko, że porządek już sam się - w swym atawistycznym odruchu - zaprowadził. Po kolejnych kilkunastu minutach weszło nawet aż dwóch policjantów – nie tylko dobrych 20 minut po fakcie, ale też nie tym wejściem, przy którym miała miejsce bójka, bo jak widać nie było nikogo z obsługi, kto doprowadziłby ich tam, gdzie sytuacja się wydarzyła. Podparli się więc pod boki, rozejrzeli i zniknęli w tunelu.
- Kilkanaście minut od poprzedniej historii – kolejna sytuacja w moim sektorze. W rzędach 1-4, bezpośrednio pod wejściem na sektor, kolejny błyskotliwy jegomość postanowił uświetnić galę swoim występem, toteż zaczął skakać ludziom przed oczami, ustawiać im się bezpośrednio przed twarzami, pluć na nich, grozić im – a jakże – „wpierdolem”, czy krzyczeć im prosto do ucha. Jeden z widzów z tegoż sektora udał się do wspominanego już w punkcie 1. niezawodnego „ochroniarza” #65, który poczłapał do rozjuszonego mężczyzny. Treści ich rozmowy oczywiście słyszeć się nie dało, ale z daleka było widać, kto tu komu zwracał uwagę na zachowanie. Jakby tego było mało, na koniec ochroniarz… wskazał agresywnemu pacjentowi mężczyznę, który zgłosił się do niego o pomoc jako kozła ofiarnego, któremu jego zachowania przeszkadzało i, co oczywiste, ulotnił się. Minęło więc tylko kilka sekund i agresywny facet zaczął już wykrzykiwać w stosunku do widza, który zgłosił się wcześniej do ochroniarza. Czy ktoś przyszedł uspokoić agresora? Nie, bo skąd niby ten ktoś miałby się wziąć. Mężczyzna skakał więc w najlepsze ludziom przed twarzami i podchodził do jakiejś przypadkowej kobiety krzycząc jej do ucha jeszcze przez kilkanaście minut i – ponownie – sektor musiał wziąć w sprawy swoje ręce. Z różnych miejsc sektora zaczęło wstawać kilku gości, którym już znudziło się jego pajacowanie i, kiedy już dochodzili do niego, przyszła z odsieczą wspomniana wyżej „służba porządkowa”, która z trudem wyprowadziła skaczącego mistrza ceremonii. Przypomnę – od momentu jego pierwszych agresywnych zachowań do przypełznięcia (bo trudno to nazwać interwencją) tejże służby minęło kilkadziesiąt minut. Czy ktokolwiek zareagowałby, gdyby nie to, że ludzie ponownie już szli sami wymierzyć sprawiedliwość i sekundy dzieliły tę sytuację od kolejnej bójki podobnej tej w punkcie drugim? Cytując klasyka – „nie wiem, choć się domyślam”.
Ochrona na gali nie istniała. Wspominane przeze mnie już wyżej dualistyczne funkcje służby informacyjnej i ochrony w jednej osobie piastowały albo dziewczyny, albo niewyrośnięci chłopcy (obie te grupy w wieku ~18 lat), którym trudno byłoby wzbudzić jakikolwiek respekt u opisywanej przeze mnie wyżej patoli. Innej ochrony, do której można było się zwrócić nie było. Na promenadzie – nikogo, nawet wspomnianych w poprzednim zdaniu młodzieńców. Na trybunach – tylko oni (po jednym/jednej na wejście sektorowe), niewyposażeni w jakiekolwiek urządzenia komunikacyjne pozwalające na wezwanie pomocy. Jeśli więc ktoś groził ci pobiciem no to przykro mi, chłopie – musisz z tym żyć, bo nie ma ci kto pomóc.
I to są tylko problemy największego kalibru, do których mógłbym dopisywać wiele innych, które – choć absolutnie niedopuszczalne – bledną w obliczu tego, co opisywałem powyżej, jak choćby to, że nikt nie panował nad organizacją ludzi w sektorze więc na schodach i przy feralnych barierkach z biegiem gali stworzył się właściwie nowy sektor, bo ludzie pojawiali się znikąd i siadali na stopniach bądź tłoczyli się w przejściach, tworząc dla próbujących przejść z niższych rzędów do wyjścia tor przeszkód. Droga ewakuacyjna? A co to takiego?
Tak wygląda to epokowe wydarzenie organizacyjne polskiego boksu oczami normalnego kibica, który od lat interesuje się pięściarstwem i przyjechał na galę, żeby zobaczyć na żywo sportowe widowisko, a nie nurzać się w patologii przy nieobecności służb, które mogłyby zadbać o bezpieczeństwo. Kibica, który zapłacił za przejazdy i bilety, żeby móc uczestniczyć w święcie sportu mając zapewnione bezpieczeństwo, którego zapewnienie jest obowiązkiem spoczywającym na każdym organizatorze imprez masowych. Wreszcie kibica, który, gdyby chciał poczuć dreszczyk emocji związany z ryzykiem dostania w mordę, poszedłby do jakiejś speluny we własnym mieście zamiast dojeżdżać do Częstochowy. Niestety po tym, co mnie tam spotkało, podobnie jak orwellowskie folwarczne zwierzęta, patrzę na rzeczone speluny i na galę, w której uczestniczyłem – i nie jestem w stanie zauważyć różnicy.
Dodatkowo, pozwólcie, że odniosę się od razu do kilku typów komentarzy, które jestem przekonany, że się pojawią więc odpowiem zbiorczo od razu:
- „Gdyby do mnie wyskoczyli z takim tekstem jak w punkcie 1. to poskładałbym ich obu lewą ręką, jednocześnie prawą wiążąc krawat!”
To wspaniale, że tak byś zareagował, ale ja jechałem boks oglądać, a nie uprawiać. W wykonaniu profesjonalistów, na zasadach markiza Queensberry, a nie w wykonaniu patusów na zasadach mordobicia pod remizą. I nie po to jechałem na galę boksu, żeby po mieć od pierwszych minut w perspektywie, że jej większość spędzę na komisariacie składając zeznania (wersja optymistyczna), albo na pogotowiu z brakami w uzębieniu (wersja pesymistyczna).
- „Pojechałeś na boks, a nie do opery, nie gwiazdorz”
Nie zauważyłem przy kupowaniu biletów na to wydarzenie adnotacji „Uwaga, istnieje wysoka szansa pobicia, uczestniczysz na własną odpowiedzialność!” więc nie rozumiem dlaczego ja miałbym mieć inne oczekiwania, a organizator inne obowiązki niż w przypadku jakiejkolwiek innej imprezy masowej.
- „Patologia zdarza się wszędzie, źle trafiłeś”
Oczywiście, że się zdarza, ale nie umniejsza to odpowiedzialności ciążącej na organizatorze w celu jej neutralizacji. Jeśli ktoś organizuje galę boksu, a nie mistrzostwa powiatu w szachach, to jest oczywistym, że przyciąga publikę często o skłonnościach niewspółgrających z bezpieczeństwem imprez masowych – jest więc jego obowiązkiem tak tę imprezę zabezpieczyć i zadbać o taką ochronę, żeby nie stanowiło to problemu dla normalnych kibiców.
- „Jeżdżę na sporty walki od 1410 roku i po prostu tak już jest, jak się nie podoba to nie jeźdź
Nie mam nic do powiedzenia, jesteś dokładnie typem człowieka, który w powyższych opowieściach był postacią pierwszoplanową.
- „Organizator zadbał po prostu o imprezy towarzyszące”/„To były po prostu walki undercard”
Można sobie żartować z całej sytuacji, ale to, co działo się na gali było absolutnie niedopuszczalne i nie ma co udawać, że skoro akurat mnie ostatecznie nic się nie stało to wszystko jest w porządku i powinno rozejść się po kościach. Organizator dopuścił się obrzydliwych uchybień, które mogły kosztować (lub kosztowały - nie wiem jak wyglądała sytuacja w pozostałych, kilkunastu przecież, sektorach) kibiców ich zdrowie i zamiast szumnie zapowiadanej popularyzacji i sprowadzenia wielkiego boksu do Polski, doprowadził raczej do sytuacji, w której żaden zdrowy psychicznie człowiek nie wybierze się więcej na gale bokserskie, jeśli czekać go mają takie "atrakcje".
Jako ciekawostkę na sam koniec dodam, że oczywiście będę występował do organizatora o pełny zwrot kosztów naszych biletów, bo złamał tyle punktów własnego regulaminu jeśli chodzi o organizację tego „widowiska”, że można by z tego zrobić drugi regulamin. Samo zdobycie regulaminu to jednak już zadanie karkołomne, bo oczywiście nikt go publicznie nie udostępnia i trzeba rozsyłać wiadomości na ślepo do podmiotów powiązanych z imprezą, licząc, że być może ktoś się w końcu przyzna, że faktycznie była jakaś gala. Po wielokrotnych kontaktach z MB Promotions, Polsatem Sport, eBiletem oraz sekretariatem Hali Sportowej w Częstochowie, udało mi się w końcu (od eBiletu) otrzymać prowizoryczną karykaturę regulaminu, w której nadal nie ma podstawowych informacji jak to, kto był właściwie organizatorem tego przedsięwzięcia oraz jak przebiega proces reklamacyjny – tak więc reklamację wysłać będę musiał chyba listem w butelce wrzuconym do Bałtyku. I na rozluźnienie, parę dowcipów z powyższego regulaminu:
- „II. Wszystkie osoby przybywające na imprezę masową zobowiązuje się do zajmowania miejsc zgodnie z przydzielonymi miejscami w poszczególnych sektorach lub miejsc na płycie przed ringiem.”
- „III. Zachowanie się osób przebywających na imprezie masowej w Hali Sportowej przy ulicy
Żużlowej w Częstochowie :
Każda
osoba przebywająca w hali musi zachowywać się w taki sposób aby nie
zagrażać życiu i zdrowiu innych uczestników imprezy. (…)
3. Wszystkie wejścia i wyjścia oraz drogi ewakuacyjne muszą być oznaczone i utrzymane w stanie wolnym.
”
- „ V. Służba porządkowa uprawniona jest do : (…)
2. Podejmowanie
czynności w celu ochrony mienia przed zniszczeniem oraz zapewnienie
bezpieczeństwa życia i zdrowia uczestników imprezy. (...)
6.Wydawania poleceń porządkowych osobom zakłócającym porządek publiczny lub zachowującym się niezgodnie z regulaminem imprezy masowej, a w przypadku nie wykonania tych poleceń – wezwania ich do opuszczenia imprezy masowej.
7.Stosowania siły fizycznej w postaci chwytów obezwładniających oraz podobnych technik obrony w przypadku zagrożenia dóbr powierzonych ochronie lub odparcia ataku na członka służby porządkowej lub inną osobę na zasadach określonych w art.38 Ustawy z dnia 22 sierpnia 1997 roku o ochronie osób i mienia.
8.Ujęcia, w celu niezwłocznego przekazania Policji, osób stwarzających bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia ludzkiego, a także chronionego mienia.”
Komentarze (183)
najlepsze
Faktem jest, że czas reakcji ochrony na zdarzenie to była jakaś kpina i mam podobne odczucia.
#
Zgadzam się w 100% że 'widowisko' takiej rangi powinno spełniać jakieś standardy, a nie obsada z biedronki na bramie....
@januszboy: raczej na dużych galach MMA bójki się nie zdarzają. Zatem wszystko kwestią opłacalności ochrony, która potrafi odpowiednio spacyfikować rozrabiaków (np. dogadując się z nimi wcześniej, że walki surowo zakazane).