CRISPR - edycja genów, pieniądze, patenty i przepychanki do Nobla
Mój dłuższy tekst na temat CRISPR, a przy okazji premiera zupełnie nowego miesięcznika! CRISPR to nie tylko genialna metoda edycji genomu, w tym ludzkiego, ale też spore zamieszanie w świecie prawnym, patentowym. Trwają procesy sądowe, ale też mało eleganckie przepychanki do Nobla. Polecam. :)
LukaszLamza z- #
- #
- #
- #
- #
- #
- 28
- Odpowiedz
Komentarze (28)
najlepsze
Wiesz... aż mam ochotę ci to zakopać. Nie dlatego że paywall czy tekst słaby - po prostu #!$%@? nie lubię bucowatości rodzaju, który zaprezentowałeś.
autor Łukasz Lamża
Rewolucyjna metoda edycji genomu CRISPR/Cas nie tylko budzi naukowe nadzieje i rodzi wątpliwości bioetyczne, ale również wywołuje wojny patentowe i przepychanki kandydatów do Nagrody Nobla.
W 1989 roku, tuż po ukończeniu obowiązkowego szkolenia wojskowego, 26-letni hiszpański mikrobiolog Francisco Mojica zatrudnił się na Uniwersytecie w Alicante. Jego praca polegała na badaniu jakości wody na atrakcyjnych turystycznie plażach regionu. Spędziwszy wiele tygodni w kurortach Costa Blanca, wzbogacił laboratorium mikrobiologiczne o obszerną bibliotekę próbek zawierających najprzeróżniejsze mikroorganizmy żyjące w piaskach Hiszpanii. Analizował słonolubne archebakterie z gatunku Haloferax mediterranei, a jego mało ekscytujące zadanie polegało na uzyskaniu ich sekwencji genetycznych. Choć dziś proces ten jest tani i niemal całkowicie zautomatyzowany, wówczas oznaczało to godziny benedyktyńskiej pracy w laboratorium.
Na początku 1993 roku we fragmencie genomu tego organizmu Mojica zauważył coś niezwykłego: powtarzające się w regularnych odstępach sekwencje DNA, niemal identyczne fragmenty kodu o długości około trzydziestu „liter” (zapis informacji w DNA dokonuje się za pomocą czterech nukleotydów, elementów składowych oznaczanych literami A, C, T i G). To tak, jak gdyby w wielu miejscach książki znaleźć to samo długie zdanie. Co ciekawe, fragmenty te miały charakter palindromów. Czytane od początku i od tyłu brzmiały identycznie, jak słowa „oko”, „sedes” czy zdanie „Łapał za kran, a kanarka złapał” mistrza polskich palindromów Józefa Godzica.
Mojica
Dla mnie samego przemiana światopoglądowa zbiegła się z tym, że zacząłem być twórcą, w tym prostym ekonomicznym sensie, że zarabiam na tym, co wytwarzam. Wciąż tworzę sporo za darmo, a mój blog i wszystko, co na niego wrzucam, jest na licencji Creative Commons. Ale to nie sprawia, że cały świat musi nagle zgodzić się na ten model "biznesowy". Tym bardziej wydawcy, którzy są często moimi chlebodawcami, i których ja dobrze rozumiem. Z ich punktu widzenia wymigiwanie się od płacenia za produkt jest po prostu cwaniactwem. Jeżeli ktoś publikuje coś za darmo - chwała mu i czytajcie wszyscy. Ale jeżeli na jakimś produkcie jest metka z ceną, to tę cenę po prostu zapłać jak facet, albo idź gdzieś indziej, ale nie żal się po internetach, że paywall.
I teraz - czemu uważam, że idzie zmiana. Zmiana jest przede wszystkim dlatego, że twórcy (a zwłaszcza ich wydawcy) zaczynają się powoli orientować, jak działa internet, i z każdym rokiem łatwiej jest płacić za treści. Bo tak, chodzi o to, żeby było łatwo, i ja to jako użytkownik rozumiem. Rzecz w tym, że dzisiaj jest już naprawdę łatwo komuś zapłacić te symboliczne parę groszy. Można za parę centów kupić jeden kawałek (zamiast całą płytę), można na Steamie za stówę tak się obłowić w fajne gry, że starczy zabawy na rok, a nawet gry AAA bywają znacząco przeceniane. Mikropłatności wchodzą pod strzechy. Crowdfunding już nie tyle się budzi, co przejada. Systemy typu Patronite się upowszechniają. Osoby umieszczające w necie swój kod za darmo często podają numer swojego portfela bitcoin - a nuż ktoś im kupi