Największa kompromitacja w historii polskiej policji
Tytuł tego tekstu może się wydawać nieco, lub nawet bardzo, przesadzony, ale doskonale oddaje to, co wydarzyło się w 2008 roku. Właściwie, gdyby słówko „kompromitacja” zastąpić jeszcze mocniej brzmiącym „skandalem”, wciąż nie byłoby to dalekie od prawdy. Porozmawiajmy o akcji „Widelec 741”, którą najlepiej podsumowują chyba pewne słynne słowa Zbigniewa Lacha. Po prostu „policja się, kur.., skompromitowała tym wystąpieniem”.
Zarys sytuacji. W Warszawie mają odbyć się tamtejsze derby. Mecz w ramach (już nieistniejących) rozgrywek-nieudanego-wynalazku, jakim był Puchar Ekstraklasy, odbywa się na stadionie przy Konwiktorskiej. Dla niewtajemniczonych – to kibice Legii byli przyjezdnymi. A właściwie mieli nimi być.
Na drodze (dosłownie) stanęła im policja. Przemarsz kilkuset fanów Wojskowych przez miasto musiał być zabezpieczony – to rzecz oczywista – i tak też było. Obyło się bez większych incydentów, po drodze funkcjonariusze byli, dosłownie rzecz ujmując, bezrobotni. Ot, fani drużyny szli na istotny dla siebie mecz. Żadni kibole, po prostu ludzie, którzy chcieli obejrzeć to spotkanie, dopingując swoich ulubieńców. Doszli tak do stadionu Polonii. I tu zaczęły się jaja.
Atak
Widząc ten śródtytuł wielu z was pomyślało zapewne o tym, że kibole ostatecznie nie wytrzymali, prawda? Normalna rzecz, stereotypowe myślenie tak działa. Oczywiście, z początku tekstu można wywnioskować, że było inaczej. Jeśli tak zrobiliście, to gratulacje dla Was. Atakowali bowiem nie fani Legii, a… policja, która odgradzała kibiców od stadionu.
Oddajmy tu głos autorowi
książki „Fanatycy. Futbol na śmierć i życie”, niedawno wydanej, której lektura stała się przyczynkiem do napisania tego tekstu:
Wiele wskazuje na to, że [akcja] została zaplanowana wcześniej, tak by jak największą część aktywnych kibiców Legii wyeliminować z trybun przy Łazienkowskiej. Stołeczna policja była doskonale przygotowana do tego meczu, posiłki ściągnięto z innych miast
Zatrzymanie kibiców Legii we wrześniu 2008 roku
Naciągana teoria? Mogłoby się tak wydawać, ale przypuszczenia te potwierdzają m.in. adwokaci oskarżonych po tym zajściu kibiców –
„Nie ma wątpliwości, że operację zaplanowano dużo wcześniej, bo na miejscu były oddziały prewencji z różnych stron Polski, nie tylko z Warszawy” mówił mec. Norbert Lenkiewicz – czy Wiesław Johann, były sędzia Trybunału Stanu (obaj cytowani za serwisem niezalezna.pl):
„Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wszystko było znacznie wcześniej zaplanowane i przygotowane. Odpowiedzialnością za te wydarzenia powinno się przede wszystkim obciążyć osobę, która podejmowała decyzje i wydawała rozkazy”.
Policja „zawinęła” wtedy ponad 750 osób, choć do oficjalnej informacji podano liczbę 741 zatrzymanych. Nie zwracano uwagi na płeć, wiek (wiele osób było niepełnoletnich) czy zachowanie. Brano jak leci. Najlepiej świadczy o tym fakt, że oprócz kibiców na komisariat trafili też przypadkowi przechodnie oraz… niewidomi wychodzący z pobliskiej siedziby Polskiego Związku Niewidomych (sic!).
Brzmi niedorzecznie, wręcz śmiesznie? Spokojnie, dalej będzie jeszcze zabawniej.
Argumenty
Z kibiców zrobiono kozły ofiarne. Policja i wiele mediów ogłosiły wielki sukces funkcjonariuszy i rządu (akcja prawdopodobnie została zaplanowana „wyżej”, a na pewno decyzja o zatrzymaniu musiała tam paść). Wszyscy z początku wypowiadali się pewnie, rzecznik policji mówił o wzorcowej akcji, której zasadność potwierdzi zgromadzony materiał wideo. W miarę upływu czasu okazywało się, że materiał wideo wcale taki dobry nie jest, a to wina tego, że „policja nie otrzymała lepszego sprzętu”. Krótko mówiąc: na nagraniu nic nie widać.
Rok po tej akcji na stronie legionisci.com ukazał się
artykuł, podsumowujący to, co do tamtej pory się stało. Podkreślmy: rok później. Wiecie, ile osób usłyszało już wtedy zarzuty? Ile było postawionych w stan oskarżenia? Jeśli ktoś z was postawił na zero to brawo, wygrał okazję do wybuchnięcia śmiechem. Bo to prawidłowa odpowiedź. Wzorcowa akcja z zebranym znakomitym materiałem zamieniła się w kompromitację, po której nie można było nawet postawić zarzutów.
Ostatecznie i tak to zrobiono. No bo czemu by nie? Usłyszało je 688 osób, procesy toczyły się w grupkach, po 10-20 osób, niektóre przeniesiono do innych sądów, spoza Warszawy, w celu ich przyspieszenia. Wyszło to tak genialnie, że do dziś część spraw nie jest zakończona.
Okładka cytowanej tu książki "Fanatycy..."
Wracając do samej akcji – najprawdopodobniej w stronę stadionu Polonii poleciało kilka rac. Maksymalnie cztery. To jedyne, co fani Legii zrobili wtedy nieprawidłowo. Policja, po ich zatrzymaniu, mówiła o „próbie sforsowania bramy stadionu”. Ten dowód żelaznej logiki najlepiej obala autor „Fanatyków…”, więc raz jeszcze oddajmy mu głos: „
Jak można szturmować bramy stadionu, jeżeli zostało się zatrzymanym? Do dziś tego absurdu nie wytłumaczono, podobnie jak kilku innych. Na nagraniach mających być dowodami w sprawie widać spokojny przemarsz kibiców, którego policja nie zamierzała przerywać. Otoczono ich dopiero niedaleko stadionu".
Jednak szczytem był zgromadzony materiał dowodowy. A ściślej rzecz ujmując, jedyny groźny przedmiot, znaleziony przy kibicach – widelec, który się w nim znalazł. Podobno plastikowy. I tu zgadzam się z policją – jestem przekonany, że to straszna b--ń, która, gdy znajdzie się w niewłaściwych rękach, może być użyta do strasznych czynów. Co jeśli ktoś zechce jeść nią chińszczyznę, zamiast, jak wypada, użyć pałeczek? Nie do pomyślenia!
Nie mogę tylko zrozumieć, czemu, gdy już rozpoczęto postępowania, ta b--ń ostatecznej zagłady… nie znalazła się wśród przedstawionych dowodów.
Bicie
Żarty na bok. Przejdźmy do prawdziwych poszkodowanych. A tymi są w tej sprawie kibice. Nie z powodu samego zatrzymania, nawet nie ze względu na oskarżenia wobec nich, choć niektórzy otrzymali zakaz stadionowy, którego długo nie mogli się pozbyć, a inni regularnie musieli meldować się na komisariacie. Najgorzej było w godzinach tuż po zgarnięciu ich spod stadionu.
Po tym wszystkim, znakomity materiał o tych wydarzeniach zrobiła
Polska The Times. Oddajmy głos osobom, które zdecydowały się wypowiedzieć dla dziennikarzy. One ujmą to najlepiej.
Kamil, lat 23, student:
Siedzieliśmy tam skuci, bez picia. (...) Kazali nam się rozbierać do naga, położyć na podłodze twarzą do ziemi i wyciągnąć ręce. Nałożyli kajdanki i wtedy się zaczęło... Najpierw zaczęli mnie kopać. Potem poczułem, jak jeden staje mi na plecach, a potem przeskakuje na chłopaków leżących obok. Po nim robili to pozostali. Jeden z policjantów mówił, że mamy wybór: jak się przyznamy i podpiszemy, to za chwilę będziemy mogli wyjść do domu
Agnieszka, lat 20, studentka:
Na początku było spokojnie, ale jak jakaś grupka zaczęła śpiewać, to policjanci wpadli na nas. Dostałam pałką, a kilku policjantów dosłownie przebiegło po mnie. "Na ziemię, k---y!" - krzyczeli. Potem pamiętam tylko gaz i pieczenie oczu
Policjantka z Warszawy:
Sama nie wiedziałam, jak się zachować. Komendant powiedział, że przywożą kiboli po zamieszkach, a do mnie na przesłuchania trafiły jakieś spokojne dzieci. Nie potrafiłam zmusić ich do podpisania tych oświadczeń. Ale zarzuty i tak prokurator kazał postawić
Możemy do tego wszystkiego dodać takie „uzasadnione” działania policyjne, jak: bicie po jądrach, nakaz siadania na postawionej na sztorc pałce policyjnej czy trzymanie zatrzymanych bez picia i jedzenia. „Dobrowolne” przyznanie się do winy podpisało wtedy 200 osób. 400 kolejnych szybko skierowało się do prawników i skonstruowało pozew przeciwko policjantom.
Pomnik widelca, jaki ustawili kilka miesięcy po tej akcji kibice Legii (później rozebrany)
Dowodów na winę kibiców do dziś nie ma. Dowodów na winę policjantów jest aż nadto. Farsa, skandal, kompromitacja – nikt nie powinien bać się używać takich słów, gdy mowa o tamtej akcji. Kibice Legii kilka miesięcy po tym wydarzeniu zorganizowali happening niedaleko miejsce zatrzymania. Dziewięć lat po tych wydarzeniach można odnieść wrażenie, że takowy wciąż trwa – na salach sądowych.
Konflikt
Gdy kurz po tych wydarzeniach nieco opadł, szybko powiązano je z trwającym konfliktem na linii ITI (wówczas właściciel Legii) – fanatycy Wojskowych. Koncern medialny chciał bowiem w Warszawie stworzyć klub nowoczesny, jego ambicje sięgały Europy, Ligi Mistrzów, wyrośnięcia ponad Ekstraklasę. Ale bez najbardziej zaangażowanych fanów, bez Żylety, na której zasiadywali, bez rac, opraw i kar za nie.
W "Fanatykach...” opisane jest to tak:
Ludzie zarządzający Legią z ramienia ITI zachowywali się, jakby pojawili się na stadionie po raz pierwszy w życiu. (…) Klub stanowczo zaczął zwalczać pirotechnikę i wszelkie przejawy kibolskiego spontanu. Posypały się pierwsze zakazy, głównie dla osób aktywnie działających na Żylecie – dla prowadzącego doping, dla ultrasów. Na stadion wprowadzono ochronę mającą pilnować, by każdy siedział tam, gdzie powinien. Ponadto pojawił się pomysł, co gorsza, później zrealizowany, by zmienić klubowy herb! Tak, uznano, że historyczny herb jest do zmiany i na koszulkach pojawiła się słynna już „trumienka” z białą eLką w środku. „Nowe logo dla nikogo” – tak brzmiała reakcja kibiców na tę kpinę z klubowej tradycji. Legioniści wytoczyli najcięższe działa: był bojkot, nie prowadzono dopingu, rozpoczęła się wojna informacyjna na wszystkich możliwych płaszczyznach
Mariusz Walter na stadionie Legii
Ale, chwila, co z „Widelcem”?, zapytacie. Słusznie. Po pierwsze, konflikt ten był wtedy już mocno zaogniony, więc aresztowanie i zakazy stadionowe dla fanatyków Legii były bardzo na rękę ówczesnym władzom. Po drugie, Mariusz Walter (prezes ITI) i Grzegorz Schetyna (ówczesny minister spraw wewnętrznych i administracji, najprawdopodobniej on podjął decyzję o aresztowaniach) są przyjaciółmi, ich bliskie stosunki niejednokrotnie podkreślano. Po trzecie, na temat od razu rzuciły się zarządzane przez Waltera media, prowadząc swoistą „kampanię” przeciwko kibicom. TVN24 swoją relację z tych wydarzeń opatrywał… archiwalnymi nagraniami z burd na stadionach. Bo, jak już ustaliliśmy, tu nie było ani burd, ani nagrań. A coś trzeba było pokazać.
Oczywiście, nie sposób stwierdzić, czy coś takiego faktycznie było na rzeczy. Choć ostatnio niektórzy politycy zaczęli domagać się wyjaśnień w tamtej sprawie, więc może prawda wreszcie ujrzy światło dzienne. Tak powinno się stać. Choćby ze względu na te 741 osób, które wówczas zatrzymano.
Komentarze (8)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora
Komentarz usunięty przez moderatora