Jak Państwo Polskie skutecznie zabija we mnie patriotyzm
Zawsze byłem patriotą. Żaden kraj nie jest bez wad, ale ja nigdy nie patrzyłem na przywary mojego kraju i pomijałem je. Kochałem mój kraj. Traf chciał, że pewnego razu znalazłem miłość mojego życia i ożeniłem się z nią. Chciałem by również pokochała moją ojczyznę w takim stopniu jak ja, ale polskie prawo i urzędy skutecznie zniszczyły to, co udało mi się zaszczepić w niej przed przyjazdem do Polski... Zaczęło się tak: jakieś trzy lata temu poznałem moją żonę w Wietnamie. Wróciłem do kraju, studiowałem, po roku wróciłem do niej, żyłem z nią przez 10 miesięcy w Wietnamie i wzięliśmy ślub cywilny, który niestety nie zdążyliśmy ulokować w ambasadzie RP. Żona miała już wyrobioną wizę, więc musieliśmy jechać do Polski. Sam proces wyrabiania wizy jest pracochłonny i bolesny: Trzeba mieć imienne zaproszenie z Urzędu Wojewódzkiego, lecz żeby zapraszająca je osoba mogła nam je przysłać to jej dochody muszą spełniać pewne minimum, a na to minimum mogą sobie jedynie pozwolić osoby średniozamożne lub bogate. To kryterium spełnia jedynie moja mama. Ojciec nie pracuje, jest inwalidą bez nogi. Matka pracuje jako radca prawny, ale nie na własną rękę z kancelarią bo w urzędzie publicznym, przez co ma o wiele niższe zarobki od większości radców prawnych. By wyrobić zaproszenie, wysłać i je otrzymać w Wietnamie (jeśli osoba wysyłająca spełnia wymogi finansowe) trzeba poświęcić minimum 1,5 - 2 miesięcy. Następnie dochodzi kwestia zaświadczeń z Wietnamu, które składa się razem ze wnioskiem wizowym w ambasadzie. Trzeba udowodnić "silne więzi" z Wietnamem, a więc zaświadczenie o pracy petenta(też nie może to być kiepska praca, żadna dorywcza, śmieciówka, a normalna umowa o pracę z dobrym wynagrodzeniem) lub zaświadczenie o byciu studentem, posiadaniu na własność nieruchomości (właścicielem musi być petent, nie może być ojciec, matka, rodzeństwo)...Kolejnym wymogiem jest posiadanie ubezpieczenia, są to koszty minimum kilkuset złotych (400 - 500 zł), ubezpieczenie musi pokrywać ewentualne wydatki medyczne na minimum 30 tys Euro. Gdyby moja żona nie jechała ze mną a sama starałaby się o wizę, to nigdy by do Polski nie przyjechała... W Wietnamie ludzie zarabiają miesięcznie przeciętnie od 2,5 mln do 6 mln dongów, to jest od 500 do 1200 złotych... Ona miała pracę za 4 mln dongów miesięcznie i uważała ją za "dobrą" pracę... Ja pracowałem ucząc angielskiego (obcokrajowcy mają 6-8krotnie wyższe zarobki). By wyrobić wizę trzeba udać się osobiście do ambasady polskiej w Hanoi, ta odległa jest od jej domu w Sajgonie o jakieś 1200 km. Mieliśmy szczęście, że miała krewnych na północy, inaczej mielibyśmy jeszcze ciężej... Sam jej paszport musieliśmy wyrobić przed złożeniem wizy w jej rodzinnej miejscowości na północy (urzędy wietnamskie na południu nie chciały, takie prawo...), więc przygotowania do wyjazdu na północ, wyrabianie paszportu... to też zajęło nam kilka miesięcy. Na wszystkie formalności związane z wyrobem wizy straciliśmy pół roku, ja musiałem szukać nowych pracodawców na Północy(na szczęście znalazłem). Z innych ciekawostek - przy wyrabianiu wizy smaczku dodaje fakt, że bycie małżonkiem obywatela RP zwalnia jedynie z opłaty za wizę i nic nie ułatwia całego procesu wyrabiania wizy...Co jest chore. Co więcej - przed wylotem do Polski na lotnisku zrobili nam jaja - powiedzieli, że z jej typem wizy musi mieć wykupione bilety powrotne... A nie ma wizy turystycznej, tylko na odwiedziny...Więc nie mogą jej puścić do Polski bo prawo polskie nie zezwala. Gdybym nie miał przy sobie 1000 dolarów, to nie przyleciałaby do Polski. Musiałem wydać 750 dolarów na bilety powrotne dla żony do Wietnamu ...
Ciąg dalszy naszego losu już w Polsce - gdy chcieliśmy ulokować akt małżeństwa w Polsce - powiedzieli nam że musimy mieć jego legalizację, tłumaczenie przysięgłe nie wystarczy... Musieliśmy wysłać wniosek do Wietnamu o legalizacje naszego aktu małżeństwa oraz jej aktu urodzenia... Doszły do nas po 2 tygodniach, przetłumaczyliśmy i poszliśmy do 2 urzędów - by zalegalizować jej pobyt czasowy w Polsce (bo kończy się jej ważność wizy) oraz dokonać ulokowania z uzupełnionymi dokumentami... Oczywiście znowu problemy... Czekamy na to, by powiedzieli nam co można zrobić, ale nie wiem czy przyjmą prawny ważnie dokument w prawej Polsce...Od tego zależy, czy będzie mogła żyć ze mną w Polsce. Wygląda to tak jakby państwo polskie chciało nas za wszelką siłę rozdzielić... Jeśli będzie źle - pisze list do Prezydenta RP - jeśli nic to nie da - w przyszłości zrzekam się obywatelstwa RP. I możecie mnie wsadzić do kicia.
Z poważaniem. Patriota i frustrat przeżywający kryzys zaufania do państwa polskiego.
Komentarze (31)
najlepsze
Narzekasz na polskich urzędników że Wietnam ma 1200km i że musiałeś nowych pracodawców znaleźć i że ciężko było paszport dostać.
A jak sam piszesz, NIE ZDĄŻYLIŚCIE umiejscowić ślubu w polskiej ambasadzie.
Trudno, sam jesteś sobie winny, trzeba był się bardziej na miejscu starać.
W ambasadzie urzędnicy mają do czynienia z dokumentami z wietnamu, więc trudności nie mają.
W Polsce urzędnicy mają do czynienia z aktami cywilnymi z 200 państw
papuga - adwokat albo tu chyba bardziej, jakiś radca prawny.
W praktyce wniosek może być rozpatrywany wieczność.