TL;DR - Zdecydowanie odradzam usługi budowlane p. Adama Lincera - takich partaczy to nawet w "Usterce" nie widzieli.
pokaż spoiler Zaznaczam na wstępie, że dokładny adres p. Adama L został usunięty na wszystkich obrazkach z tego względu, że w ogóle nie zamieszkuje pod tym adresem - to adres jego rodziców, jak się okazało.
Poszukiwania wykonawcy
Niestety ta osoba ogłasza się wciąż na portalach remontowych reklamując m.in. kilkunastoletnim doświadczeniem. Podczas gdy robotnicy chyba pierwszy raz w życiu kładli płytki. Ale od początku...
Kilka już lat temu miałem do położenia trochę glazury w moim nowym mieszkaniu. Wszystkie sprawdzone firmy/osoby dawały niestety pół roczny termin, a mnie średnio było płacić przez pół roku za mieszkanie, w którym nie mogę mieszkać. I dałem się namówić na poszukanie "fachowca" przez internet...
Początek był ok
Tak trafiłem na firmę "Mada" Adam Lincer. Na początku wszystko wyglądało spoko - gość przyjechał w umówionym terminie, podpisaliśmy umowę:
Co prawda bardzo naciskał na gotówkę, ale ja się uparłem jednak o przelew, który wykonałem podobnie jak i pierwszą ratę.
Zaczynały się komplikacje
Szło to im jak po grudzie... Dałem im rysunek (zwymiarowany!), jak mają wykonać pracę (dwa kolory kafelek i określony wzór chciałem uzyskać) - gdzie tam, musiałem na ścianie im pisać, co gdzie mają przykleić. Podobno dwa razy zrywali płytki. Ja oczywiście, wynajmując firmę, nie brałem pod uwagę tego, że będę siedział i patrzył się im na ręce, bo nie o to przecież chodzi (muszę w końcu zarobić też na nich). Robotnicy co chwilę, to inni byli...
Gdy już po dwukrotnym przedłużaniu terminu oddania nadszedł koniec prac, to chciałem odetchnąć z ulgą. Co ciekawe - na koniec właściciela firmy wcale nie było na miejscu, a pracownik został oddelegowany do odebrania reszty zapłaty. Wiem, że postąpiłem głupio, ale zmęczony po pracy nie miałem nawet ochoty na przyjrzenie się wynikowi, ani na dyskusje ze zwykłym wykonawcą. Poza tym, jakoś tak się nauczyłem, że z umowy obie strony powinny się wywiązywać, więc i wywiązałem się ze swojej części. Duży błąd!
Efekt prac
Kolejnego dnia zacząłem oglądać rezultaty. Jeszcze kilka początkowo dostrzeżonych błędów może bym darował. Ale jak zobaczyłem to, co pozostawili po sobie na balkonie (nie podlegał żadnym robotom i przez myśl mi nie przeszło, aby tam zaglądać!), przelało czarę. Oczywiście reklamacja, którą przytoczę teraz żeby nie zapychać - w formie obrazków), a która przedstawi wszystkie partactwa, jakich się dopuścili robotnicy firmy:
Reklamacja została wysłana za potwierdzeniem; to wróciło z podpisem odbiorcy.
Niestety odzewu żadnego. Żadnego telefonu (BTW - nie odbierał ode mnie), żadnego listu, ani żadnych pieniędzy.
Był to szczęśliwy okres, gdy w galeriach można było spotkać przedstawiciela Federacji Konsumentów. Miły młodszy pan pomógł w dalszym biegu sprawy. Po pierwsze, w imieniu Federacji, napisał list do p. Adama L. Oczywiście pozostał on bez odpowiedzi, dlatego pomógł także w skierowaniu sprawy na...
Drogę sądową
Wniesienie pozwu było tanie. Rozprawa została wyznaczona w miarę rozsądnym terminie (jeśli dobrze pamiętam coś ok 3-4 miesięcy). Oczywiście stawiłem się na rozprawę. Pozwany niestety nie.
Wszedłem na salę, gdzie siedziała pani sędzia oraz protokolantka (sceny jak z Sędzi Anny Wesołowskiej możecie włożyć między bajki). Zapytała mnie, którą ze stron jestem, wskazała miejsce i zapytała, czy pozwanego nie ma. W zasadzie nie zdążyłem jeszcze usiąść, kiedy powiedziała:
- No tak, mam tu, że nie odebrał wezwania do sądu, ale przeczytałam pozew i niech się pan nie martwi, wydam wyrok zaocznie. Proszę wyjść i za chwilę pana zawołam.
No więc po pół minuty od rozpoczęcia "rozprawy" opuściłem salę, po czym zostałem wezwany na ogłoszenie wyniku:
- W imieniu Rzeczpospolitej Polskiej, bla, bla bla... Oczywiście bez najmniejszych zastrzeżeń w całości mój wniosek został przyjęty.
Otrzymałem wyrok.
Jak tylko się uprawomocnił wystąpiłem o nadanie klauzuli wykonalności i skierowałem sprawę...
Do komornika
I tu następuje najciekawsza część. Bo wydawać by się mogło, że dopiąłem swego. Nic bardziej mylnego! Komornik najpierw nie potrafił się ze mną skontaktować, co strasznie wydłużyło sprawę. A potem stwierdził, że nic nie może zdziałać:
To, co dowiedziałem się jeszcze od komornika:
p. Adam L. jest poszukiwany przez policję celem doprowadzenia do sądu w Warszawie, toczy się przeciwko niemu kilkanaście innych egzekucji komorniczych i w zasadzie nic nie da się zrobić.
Czyli jak na razie to ja zacząłem ponosić coraz większe koszty, tymczasem p. Lincer dalej prowadzi swoją działalność i ma wy*** na wszystko. Pytałem komornika, czy w związku z takimi informacjami jest możliwe zorganizowanie jakieś prowokacji w celu dojścia do innych jego kont bankowych czy zatrzymania, skoro jest poszukiwany. "Komornik nie ma takich uprawnień".
Twarda windykacja
Sprawa wciąż nie jest zamknięta. Moja bezradność popchnęła mnie do skorzystania z usług windykatorów trudniących się w "trudnych sprawach". Nawet nie biorą drogo, bo 30%. Choć jak na razie spłynęły tylko jakieś grosze. Ale mam nadzieję, że wreszcie dopnę swego.
A wszystkich szukających wykonawcy robót wykończeniowych niech moja historia przestrzeże - uczcie się na moich błędach!
Komentarze (180)
najlepsze
Komentarz usunięty przez moderatora
P.H.U. Mada
Adam Lincer;
Partacz i złodziej.
No jasne, wystarczy odrobinę chęci i zaangażowania i fajnie można zrobić.
Wiem,
6:19
http://player.pl/programy-online/usterka-odcinki,928/odcinek-3,flizy,S02E03,14075.html
"tępe chuje!"( ͡° ͜ʖ ͡°)