Prawdopośrodkizm - problem zjawiska
Kilka słów o bolączce medialno-dziennikarskiej. Najłatwiej stwierdzić, że prawda leży po środku i że obie strony mają swoje równoważne argumenty. Jednak nie zawsze tak jest.
mateusz-wielgosz-777 z- #
- #
- #
- #
- #
- 14
- Odpowiedz
Komentarze (14)
najlepsze
Jednak odnosząc się do meritum (o ile da się coś takiego w tym tekście znaleźć) to odnoszę nieodparte wrażenie, że nieco wyolbrzymiasz i przesadnie interpretujesz luźne, niemówiące praktycznie nic sensownego zdanie brzmiące "Prawda leży pośrodku". Bo nie dosyć, że to zdanie nie ma zbytniej wartości logicznej, to nie stosuje się go prawie w ogóle jeśli chodzi o jakąś prawdę ściśle rozumianą, chociażby w sensie naukowym. "Prawda leży pośrodku" to wyrażenie używane przede wszystkim w języku potocznym i tu jest pies pogrzebany. No bo kiedy najczęściej jest to zdanie używane? Widzimy, że jakaś osoba, która zazwyczaj tryskała energią chodzi przygnębiona, mamy więc jakieś przesłanki do twierdzenia, że coś się w jej życiu stało, lecz strasznie ciężko nam określić co. Oczywiście bardzo często w takich przypadkach pojawiają się różnorakie na ten temat plotki, a to jedni mówią, że straciła kogoś bliskiego, inni że ma problemy finansowe, a jeszcze inni, że straciła prawdę. I to właśnie W TAKIEJ SYTUACJI najczęściej używamy stwierdzenia, zresztą strasznie potocznego, że pewnie każda z plotek ma w sobie trochę prawdy. Nie możemy tego zweryfikować, ale przyjmujemy już, że jak plotki jakieś są, to nawet jeśli są wyolbrzymione mają jakąś podstawę, z których zostały wytworzone. Nie mniej, nie więcej, przekładanie tego na język naukowy strasznie rzadko się zdarza (chyba, że jestem w jakimś błędzie) i nikt normalny chyba tego nie robi, zupełnie jej nie dotyczy.
Nie rozumiem zbytnio aluzji do gender, chciałeś ją bronić, czy jak? Wiesz, ja nie bardzo się na tym znam, więc nie chcę się kategorycznie wypowiadać, jednak trzeba pamiętać, że gender ma całkiem niezłą podbudówkę filozoficzną w postaci pokaźnej części post-modernizmu, co może dawać jej miano nauki niewiarygodnej czy heteronomicznej. Oczywiście nie w takim stopniu jak średniowieczna scholastyka, jednak fakt, że częściowo wyewoluowała ona z feminizmu może budzić kontrowersję, czy rzeczywiście celem tej nauki jest "dociekanie prawdy", i czy korzysta ona z jakiejś jasno określonej metodologii? Spór o to jaki jest status gender nadal trwa i nadal obie strony sporu jakoś nie mogą dać się przekonać, zwłaszcza, że naprawdę strasznie ciężko określić, ile procent zachowania płci wynika z jakiś biologicznych uwarunkowań jak fizjologia i ewolucja, a ile rzeczywiście to ta "kulturowa nadbudówka", którą bada gender. To trochę tak jak z freudowską psychoanalizą, która posługiwała się raczej kartką i ołówkiem niż ściśle określoną metodologią. Nie zrozum mnie źle, nie chcę rozstrzygać, na ile gender ma wartość naukową i wnosi coś nowego do naukowego świata, chcę tylko powiedzieć, że przytaczanie jej jako w pełni wiarygodnej nauki (chyba, że źle odczytałem intencje) samego Ciebie stawia w świetle człowieka niewiarygodnego.
No