Dym z fajki komisarza, co chwila przesłaniał plakat, w który się wpatrywał. Znów miał przeczucie, że zbliża się niebezpieczeństwo. W porcie rzecznym, który znajdował się w centrum miasta, miały odbyć się coroczne zawody wędkarskie. Organizowane były już od stu pięćdziesięciu lat i każdy z mieszkańców mógł w nich wystartować. Nie było to jednak proste zadanie. Decyzją ojców założycieli, od dziesiątków lat, część skazanych przestępców, zanurzano w wodzie po szyję na wiele tygodni. Stawali się oni kąskiem dla drapieżnych ryb, licznie zamieszkujących basen portu. Przez lata wyrosły tu wspaniałe, znane w całym kraju okazy. Nawet dzisiaj, aby je złowić, potrzeba było szczególnego sposobu. Śmiałkowie używali własnych ciał, jako przynęty, a inni, stosowali do tego celu członków swoich rodzin. Największym wyzwaniem było złowienie legendarnego suma zwanego Hermanem. Bestia zyskała imię dzięki swojej pierwszej ofierze – Hermanowi, który nie będąc zupełnie trzeźwym, wybrał się na ryby w porcie. Sum wciągnął go pod wodę i poobgryzał wszystkie kończyny. Znawcy twierdzili, że ryba musiała mieć ponad dwa metry i zdolna już była do połknięcia człowieka w całości. Za jej pysk kolejni burmistrzowie wyznaczali sowite nagrody. Wciąż cierpliwie czekała ona na zwycięzcę. Od wielu lat każdy wędkarz, który zerwał żyłkę podczas holowania ryby, chwalił się, że „miał na haczyku Hermana”. Z tego powodu zawody wędkarskie cieszyły się olbrzymim zainteresowaniem wśród widzów i znikomym wśród wędkarzy.