@CzarnyOwiec: komu się nie opłącają? -kupującemu, a to mało istotny szczegół.
Ważne, ze producent zarobi (najpierw na samym aucie a potem na częściach do silnika, bo to turbina padnie, to zmienne fazy, to pierścinie nie wytrzymają i kasa leci)
Nie opłaca się dziś robić rzeczy prostych i niezawodnych, bo jaki będzie zarobek dla koncernu, jak każdy pierwszy lepszy mechanik będzie w stanie naprawic (bez koniecznosci, o zgrozo, serwisu), a i
@nunu85: Trochę się nie zgodzę bo jako były posiadacz pojazdu z silnikiem wankla wiem że oficjalne serwisy to mogą buty czyścić niektórym nieautoryzowanym które trochę mniej mamony pobierały.
Ale ogólnie się zgodzę że stopień skomplikowania nie idzie w parze z efektami czyli niskim spalaniem oraz tanim serwisem.
@pcstud: To w moim 15 letni aucie nie ma wibracji czy hałasu wewnątrz jak stroję na światłach, a ty wspominasz o czymś takim w topowej limuzynie na rynku?
@tomix: Z cyklu nie znam się to się wypowiem: Pewnie jak napięcie akumulatora spada poniżej jakiejś wartości to start/stop się wyłącza aż akumulator się naładuje :)
Sytuacja z rynkiem nowych samochodów (zarówno jeśli chodzi o ekologię jak i zbędne gadżeciarstwo) wygląda mnie więcej tak:
Kiedyś samochody były coraz lepsze. Ok. 10-12 lat temu postęp zatrzymał się. Obecnie są już tylko coraz bardziej skomplikowane.
Mam tezę, że samochody z lat powiedzmy 1995-2004 są szczytowym osiągnięciem: jeździ się nimi znakomicie, bez żadnych wyrzeczeń, są bezobsługowe, a zarazem wciąż proste i trwałe. Kiedyś kupowało się nowy samochód, bo był przestronniejszy, miał większy bagażnik i mniej palił, a elementy wyposażenia miały jakiś realny sens dla kierowcy, tzn. czuł korzyść korzystania z nich – np. radio, wspomaganie kierownicy, centralny zamek z pilotem.
superelektronicznych gadżetów jak hamowanie awaryjne, skoro pewnie przydadzą mi się one raz albo nigdy?
To akurat argument z d--y, bo tak samo można powiedzieć o pasach bezpieczeństwa lub o poduszkach powietrznych - mogą się przydać raz, dwa, trzy razy albo wcale.
@chaberr: to nie tak... kolega zapewne mial tzw. runflaty, czyli opony na ktorych mozna jechac (wolniej) i bez powietrza- taki wygodniejszy odpowiednik dojazdowki
akurat całoroczne światła to kapitalny pomysł, patrząc z mojej, rowerzysty, strony. jadąc rowerem po mieście, gdzie samochody są gęsto poparkowane, jednym rzutem oka w lusterka można określić czy pojazd z tyłu porusza się w naszym kierunku, czy stoi na pasie, bo kierowca skoczył po fajki do sklepu. a skupianie wzroku na trzęsącym sie, rowerowym lusterku nie jest takie proste jak w samochodzie.
@pablo397: Nawet ze strony kierowcy czy pieszego, samochód bez włączonych świateł jest NIEWIDOCZNY. Rozumiem, ze jazda ze światłami przez całą dobę przyzwyczaiła nas do tego, ale czasami nie od razu potrafię zauważyć samochód bez włączonych świateł. Ostatnio wyjeżdżałem samochodem, zwyczajnie skręcam w prawo i widzę, że z naprzeciwka jedzie samochód. Myślę "skąd on się tam wziął?" Okazało się, że miał wyłączone światła, drzewa ograniczały widoczność, więc zwyczajnie go nie zauważyłem.
@pablo397: Piszę to samo przy każdej okazji, ale wykopowi eksperci tego nie rozumieją. Zawsze polecają mi jazdę autobusem i oddanie prawa jazdy. Oni są tak zajebiści, że w ułamku sekundy oceniają, czy pojazd jest w ruchu czy nie. Zawsze, w każdych warunkach.
Tak samo niepotrzebne jak wiele innych systemów np czujnik deszczu (jakbym był jakims idiota i nie potrafił ocenic czy pada czy nie), system wspomagania ruszania pod góre, asystent parkowania, elektryczny ręczny itp. Jak ktos nie potarfi takich podstawa to nie powinien wsiadac do auta bo tylko stwarza zagrozenie na drodze.
Nie lubie tego systemu ale przecież zawsze jest możliwość wyłaczenia. Poza tym wymusiło to zwiększenie pojemności akumuatorów, ulepszenia rozruszników i przede wszystkim zmiany konstrukcyjne w turbinach (nie ma problemu z brakiem smarowania przy wyłaczeniu gorącego silnika). Tak więc ja wolę mieć ten system... i z niego nie korzystać. Na ekonomie jazdy to ma wpływ minimalny (działa tylko w bardzo określonych warunkach).
Podejrzewam, że w przypadku Hondy decyzja mogła mieć uzasadnienie ekonomiczne.
IMO to bardzo dobra rzecz i niech to zostawią. Nieraz jest niebo zachmurzone, deszcz i słabo widać samochody. A wiemy, że jakby ustanowili prawo "zapalaj światła przy zachmurzonym niebie" powstałoby pełno nieścisłości.
@genatroce: hmm stosowała to wiekszość, akurat doskonale pamiętam te czasy.Termin niedostatecznej widoczności nie powinien budzić wątpliwości... jest to oczywiście mgła (jakakolwiek), deszcz czy śnieg w ciągu dnia (i oczywiście noc). Zreszta... wciąż to prawo po części funkcjonuje, bo przy dobrej widoczności wolno używać swiatel do jazdy dziennej, a w przypadku niedostatecznej widoczności mijania, a tu juz są problemy, bo każdy ma na to wywalone i jedzie na LEDowych paskach w
@jacekfreeman: było - i ile osób to stosowało? Mniej niż obecnie jeździ cały czas na światłach. Łatwiej o nawyk zapalania zawsze świateł, niż zapalania ich tylko przy niedostatecznej widoczności. Tak samo jak zapinanie pasów. Poza tym "niedostateczna widoczność" jest przez każdego inaczej interpretowana ;)
Nie znam się na technicznych aspektach tej sprawy ale jeździłem kilkanaście razy autem(panamera) wyposażonym w ten system z tym że był on pewnie bardziej zaawansowany technologicznie bo gdy staliśmy na światłach i wciskałeś gaz auto ruszało po prostu BŁYSKAWICZNIE , gdyby nie brak wibracji silnika mógłbyś powiedzieć że cały czas był włączony , tak więc raczej nie było mowy o żadnym tworzeniu się zatorów poprzez wolne ruszanie albo niebezpieczeństwu z powodu nie
Komentarze (166)
najlepsze
Ważne, ze producent zarobi (najpierw na samym aucie a potem na częściach do silnika, bo to turbina padnie, to zmienne fazy, to pierścinie nie wytrzymają i kasa leci)
Nie opłaca się dziś robić rzeczy prostych i niezawodnych, bo jaki będzie zarobek dla koncernu, jak każdy pierwszy lepszy mechanik będzie w stanie naprawic (bez koniecznosci, o zgrozo, serwisu), a i
Ale ogólnie się zgodzę że stopień skomplikowania nie idzie w parze z efektami czyli niskim spalaniem oraz tanim serwisem.
Mam tezę, że samochody z lat powiedzmy 1995-2004 są szczytowym osiągnięciem: jeździ się nimi znakomicie, bez żadnych wyrzeczeń, są bezobsługowe, a zarazem wciąż proste i trwałe. Kiedyś kupowało się nowy samochód, bo był przestronniejszy, miał większy bagażnik i mniej palił, a elementy wyposażenia miały jakiś realny sens dla kierowcy, tzn. czuł korzyść korzystania z nich – np. radio, wspomaganie kierownicy, centralny zamek z pilotem.
Obecnie
To akurat argument z d--y, bo tak samo można powiedzieć o pasach bezpieczeństwa lub o poduszkach powietrznych - mogą się przydać raz, dwa, trzy razy albo wcale.
@Sepang: To co on uważa za postęp? Silniki są coraz mocniejsze, spalanie coraz mniejsze, samochody coraz bezpieczniejsze. To nie jest postęp?
Zwykły ból d--y związany ze zmianami, podejrzewam, że te 12 lat temu ludzie mówili dokładnie tak samo.
Co do start-stop, to akurat mam podobne zdanie - debilizm. Wyłączam go zaraz jak wsiadam do auta.
Ale jazda w dzień na światłach to akurat dobry przepis - nie dla ekologii, ale dla bezpieczeństwa.
Tak samo niepotrzebne jak wiele innych systemów np czujnik deszczu (jakbym był jakims idiota i nie potrafił ocenic czy pada czy nie), system wspomagania ruszania pod góre, asystent parkowania, elektryczny ręczny itp. Jak ktos nie potarfi takich podstawa to nie powinien wsiadac do auta bo tylko stwarza zagrozenie na drodze.
Podejrzewam, że w przypadku Hondy decyzja mogła mieć uzasadnienie ekonomiczne.
Na pewno?
Ale jesteś
IMO to bardzo dobra rzecz i niech to zostawią. Nieraz jest niebo zachmurzone, deszcz i słabo widać samochody. A wiemy, że jakby ustanowili prawo "zapalaj światła przy zachmurzonym niebie" powstałoby pełno nieścisłości.