Przypadek prosty jak drut: pod koniec okresu gwarancyjnego psuje się laptop z rodziny Eee - wszystko się zawiesza, na ekranie pojawiają się brązowe plamy. Nie jest to wina systemu operacyjnego, bo komputer wiesza się też np. podczas ładowania BIOSa. Wysyłam komputer do serwisu, korzystając z ostatnich dni gwarancji. Co robi ASUS? Czeka, aż okres gwarancyjny upłynie i odsyła mi laptopa w stanie, w jakim go wysłałem, jedynie wgrywając upgrade BIOSa. Podobno ich technik nie znalazł opisywanej przeze mnie usterki. Brawo! Fachowcy! Oznacz to tyle, że nie uruchamiali tego komputera. Dzwonię do serwisu ponownie z prośbą o wyjaśnienie. Uprzejmy pan (bez ironii) po rozmowie z przełożonym informuje mnie, że mogą przyjąć laptopa ponownie, jako nieodpłatną usługę pogwarancyjną. I na tym koniec. Kurier laptopa odebrał na początku lutego (7-go lutego został nadany numer serwisowy RMA). Jest koniec marca. Kiedy dzwonię, jedyne co słyszę to to, że czekają na części (płytę główną). Dziś pan w słuchawce powiedział, że dostawa wyznaczona jest na 1. kwietnia (święto), ale może ulec zmianie, więc równie dobrze mogę czekać pół roku.
1. Jak można czekać na płytę główną dwa miesiące?
2. Dlaczego nikt mnie nie poinformował, że tyle będę czekał?
3. Najważniejsze: dlaczego laptop nie został naprawiony za pierwszym razem???
Otóż dlatego, że teraz w świetle prawa ja nie mogę mieć żadnych pretensji, a ASUS może naprawę przeciągać w nieskończoność nie ponosząc konsekwencji. Gdyby laptop był na gwarancji, a naprawa przeciągałaby się więcej niż miesiąc, to wg polityki firmy musieliby zaproponować mi jakiś układ, wymienić sprzęt na nowy, albo coś w tym stylu. Teraz nie muszą nic. A ja jestem już półtora miesiąca bez komputera.
Nie ma to jak profesjonalne podejście do klienta. Na szczęście jestem adminem w firmie zatrudniającej 300 osób i przynajmniej raz w tygodniu ktoś do mnie przychodzi po radę, jaki sprzęt ma kupić na własny użytek. Cóż, firmy ASUS na pewno nikomu nie polecę.
Komentarze (4)
najlepsze