OK, TO TERAZ KILKA SŁÓW OD CUKRZYKA (20 lat stażu, z czego połowa to lata szkolne):
Chłopak z artykułu to obibok, który kiepskie wyniki w nauce tłumaczy tym, że "pani na niego krzywo patrzy".
Jeśli jest naprawdę ciężkim przypadkiem, to sugestia ze strony szkoły jest jak najbadziej na miejscu: "mamie Bartka zasugerowano, że skoro dziecko musi jeść na lekcji, powinna rozważyć odizolowanie go od innych dzieci w klasie i starać się o indywidualny tok nauczania, by mógł - zamiast chodzić do szkoły - uczyć się w domu". To tyle odnośnie ciężkich przypadków.
pieprzenie, u mnie w klasie była dziewczyna chora na cukrzyce, wszyscy w klasie wiedzieli co jej jest, wiedzieli gdzie ma insulinę i jak jej uzywać, nauczyciele pozwalali jej wychodzić na lekcji żeby zrobiła sobie zastrzyk, gdy leżała w szpitalu nauczyciele nie stwarzali żadnych problemów z zaliczeniami.
normalna publiczna szkoła, żadna tam elitarna, dobra ale bez przesady...
wszystko zależy od dyrektora, wychowawcy, nauczycieli...
po prostu trzeba ich uświadomić jaka to choroba, a nie
myśle, że po prostu zabrakło poważnej rozmowy z nauczycielem i tyle (samo powiedzenie: on ma cukrzyce to może być za mało dla niektórych). Chyba każdy normalny by pozwolił podnieść cukier, gdyby tylko wiedział jakie mogą być skutki.
Inna sprawa, że zwykli uczniowie sobie za dużo pozwalają, bo są jak święte krowy. Nauczyciel już prawie uwagi nie może zwrócić, bo przychodzą mamuśki, które bronią synalków, jacy oni to mądrzy i fajni. A prawda
Nie trzeba tutaj nap*****lac na nauczycieli, tylko wszystko wyjasnic jasno- do konca. Dobrze gada. Na pewno by nie bylo problemu jakby sie powiedzialo nauczycielce: "Pani, suchejże Pani- jak ja se nie zjem, to umre, bo mam cukrzyce". Tak mniej wiecej...
Znam kilku cukrzyków i żaden z nich nie ma takich problemów.
1. Nie demonizujcie! Z nauczycielką porozmawiać, wytłumaczyć, jak nie zrozumie - op%%!!!$ić jak burą sukę ;)
2. Załatwić dziecku stopień niepełnosprawności - stopień lekki od ręki i bez problemu. Ignorantom (jak wspomniana anglistka) to zazwyczaj przemawia do wyobraźni.
3. Mam cukrzycę od 10 lat. W aktulanym oraz poprzednim miejscu pracy były osoby, które się nie zorientowały przez kilka miesięcy, a wcale się z tym specjalnie nie ukrywam.
1) O ile dobrze pamiętam na maturze dostępna była wałówka, a wyjść też można było - choćby do kibla
2) Co do egz. - raz rzeczywiście zdarzyło mi się wyjść z egz. po kilkunastu minutach bo zaczęły mi się ręce trząść niemiłosiernie oraz i tak przestałem już rozumieć co piszę. Potem miałem już nawyk sprawdzania poziomu cukru przed wejściem na salę egzaminacyjną.
Nie radzi se chupak z chorobą i tyle powinni się nim zając rodzice do czasu kiedy sam wsio opanuje bratowa chodziła za synem do szkoły właśnie w tym wieku. 10lat to może byc za mało aby decydowac jednym zastrzykiem praktycznie o życiu i śmierci.
W gim jak i tera w LO nigdy nie byłem ciężarem dla nikogo z mojego otoczenia(przynajmniej nie przez cukrzyce) Nie było problemów z szamaniem na lekcji. Ze strony
Znam rodzinę gdzie cukrzycę ma 6-letnia dziewczynka. Nosi pompę insulinową, jest prawie niezależna od osób trzecich, chodzi do przedszkola gdzie dyrektorką jest pani dietetyk z wykształcenia i tu właśnie powstaje problem.
Wszystkie możliwe argumenty pani dyr. były przeciwko przyjęciu dziecka, można sie posunąć do tego, że niewiele brakowało aby kobieta po studiach, która powinna znać chociaż częściowo zagadnienie cukrzycy nieomal stwierdziła że cukrzyca jest zakaźna.
Oby jak najwięcej osób miało pojęcie co to za choroba. Bo obecnie to wiedza na temat cujrzycy jest minimalna i przez to chorzy mają masę problemów.
Sam coś o tym wiem bo choruję od 2 lat. I jedynym plusem jest to, że zachorowałem będąc na studiach. W szkole podstawowej bądź liceum życie z cukrzycą byłoby o wiele trudniejsze.
I tak na koniec: co tej anglistce tak przeszkadza to jedzenie na lekcji?
Są takie cudowne instytucje jak: Kuratorium, RPD, RPU. Jeżeli to nie pomoże, to należy iść do dyrekcji i na samym początku spotkania, zawieszając wzrok gdzieś wysoko na suficie zadać sobie na głos pytanie: "Hmm, ciekawe czy dziennikarze z "Uwagi" TVN byliby zainteresowani zrobieniem programu na ten temat... Dziecko, choroba, cukrzyca, zagrożenie życia i zdrowia, niewiedza i niekompetencja ciała pedagogicznego, stosowanie dziwnych kryteriów oceniania... a Pan/Pani dyrektor jak myśli?"
Jestem cukrzykiem od ponad 20 lat... Wiem więc, że jeśli są duże wahania cukru to jest to wina albo źle dobranej dawki insuliny, albo złego sposobu odżywiania... Ani w szanownej podstawówce, ani w liceum, nie miałem problemu ze zjedzeniem czegoś wtedy gdy była na to pora... Teraz pracuję w dużym hipermarkecie, na magazynie... Kontroluję się, glukometr mam stale przy sobie, cukry mam w miarę stabilne... Cukrzyca to nie wyrok, to tylko trochę
Cukrzycę wykryli u mnie w 1993 roku (miałem wtedy 11 lat) w szkole pojawiły się problemy spowodowane dużą przerwą w obecności z powodu pobytu w szpitalu. Po powrocie miałem zaległości, które nadrobiłem dopiero w wakacje, ale zdać mi się udało :) Do roku 1997 insulinę brałem strzykawkami, dopiero wtedy weszły o wiele wygodniejsze "peny".
W szkole wszystko zależy od nauczycieli, ja miałem szczęście, że moi nauczyciele mimo tego, że surowi, rozumieli czym
Komentarze (87)
najlepsze
- posłać dziecko do prywatnej szkoły. Ale, nie każdego na to będzie stać, jak i nie zawsze będzie taka możliwość.
- wytoczyć sprawę zarówno szkole, jak i nauczycielom.
Trzecie rozwiązanie... po prostu przyjść do szkoły i nakłaść do łbów wiedzę o cukrzycy tym tępakom, którzy nie potrafią problemu ogarnąć.
Chłopak z artykułu to obibok, który kiepskie wyniki w nauce tłumaczy tym, że "pani na niego krzywo patrzy".
Jeśli jest naprawdę ciężkim przypadkiem, to sugestia ze strony szkoły jest jak najbadziej na miejscu: "mamie Bartka zasugerowano, że skoro dziecko musi jeść na lekcji, powinna rozważyć odizolowanie go od innych dzieci w klasie i starać się o indywidualny tok nauczania, by mógł - zamiast chodzić do szkoły - uczyć się w domu". To tyle odnośnie ciężkich przypadków.
Jeśli
normalna publiczna szkoła, żadna tam elitarna, dobra ale bez przesady...
wszystko zależy od dyrektora, wychowawcy, nauczycieli...
po prostu trzeba ich uświadomić jaka to choroba, a nie
Inna sprawa, że zwykli uczniowie sobie za dużo pozwalają, bo są jak święte krowy. Nauczyciel już prawie uwagi nie może zwrócić, bo przychodzą mamuśki, które bronią synalków, jacy oni to mądrzy i fajni. A prawda
Znam kilku cukrzyków i żaden z nich nie ma takich problemów.
2. Załatwić dziecku stopień niepełnosprawności - stopień lekki od ręki i bez problemu. Ignorantom (jak wspomniana anglistka) to zazwyczaj przemawia do wyobraźni.
3. Mam cukrzycę od 10 lat. W aktulanym oraz poprzednim miejscu pracy były osoby, które się nie zorientowały przez kilka miesięcy, a wcale się z tym specjalnie nie ukrywam.
W
1) O ile dobrze pamiętam na maturze dostępna była wałówka, a wyjść też można było - choćby do kibla
2) Co do egz. - raz rzeczywiście zdarzyło mi się wyjść z egz. po kilkunastu minutach bo zaczęły mi się ręce trząść niemiłosiernie oraz i tak przestałem już rozumieć co piszę. Potem miałem już nawyk sprawdzania poziomu cukru przed wejściem na salę egzaminacyjną.
W gim jak i tera w LO nigdy nie byłem ciężarem dla nikogo z mojego otoczenia(przynajmniej nie przez cukrzyce) Nie było problemów z szamaniem na lekcji. Ze strony
Znam rodzinę gdzie cukrzycę ma 6-letnia dziewczynka. Nosi pompę insulinową, jest prawie niezależna od osób trzecich, chodzi do przedszkola gdzie dyrektorką jest pani dietetyk z wykształcenia i tu właśnie powstaje problem.
Wszystkie możliwe argumenty pani dyr. były przeciwko przyjęciu dziecka, można sie posunąć do tego, że niewiele brakowało aby kobieta po studiach, która powinna znać chociaż częściowo zagadnienie cukrzycy nieomal stwierdziła że cukrzyca jest zakaźna.
Ludzie,
Oby jak najwięcej osób miało pojęcie co to za choroba. Bo obecnie to wiedza na temat cujrzycy jest minimalna i przez to chorzy mają masę problemów.
Sam coś o tym wiem bo choruję od 2 lat. I jedynym plusem jest to, że zachorowałem będąc na studiach. W szkole podstawowej bądź liceum życie z cukrzycą byłoby o wiele trudniejsze.
I tak na koniec: co tej anglistce tak przeszkadza to jedzenie na lekcji?
W szkole wszystko zależy od nauczycieli, ja miałem szczęście, że moi nauczyciele mimo tego, że surowi, rozumieli czym