Wpis z mikrobloga

Witam Mirasków! Przed Wami kolejny wpis z Hitry! Nadal żyję i o dziwo! Dostałam nawet wolny dzień, wczoraj myślałam że wyściskam moją szefową. :D Wpis ten klepię w notatniku, potem może złapię internet w suszarni i mam nadzieję, że poślę go w świat.

Zaliczyliśmy kolejną przeprowadzkę, już trzecią, w obrębie jednego ośrodka rybackiego, nadal daleko od miejsca pracy. Jest też szansa, że na dniach przeniesiemy się w bardziej cywilizowane miejsce - pięknie tu, sporo domków, ale człowieka uświadczysz rzadziej niż sarnę lub inną zwierzynę, więc można powiedzieć, że gratka dla azylboners. ;) No, ale tracić godzinę dziennie na dojazdy przy takim grafiku jaki mamy w pracy, to zbyt wiele.

Drewniane domki zaraz nad zatoczką, pomyślałby kto, że warunki do dupy, nie? Klimatyzacja, satelita, wszystko wyremontowane, wypasiona łazieneczka... jedyny minus, że niestety router daleko. Mamy 5 minut piechotą do oceanu. Dzisiaj zaczynają się sztormy (dlatego jest szansa na mały zastój w Krabowni i złapanie trochę odpoczynku), obudziło mnie wycie wiatru, straszna ulewa, a kawę wypiłam patrząc na kotłującą się wodę w zatoce i bujające się kutry. :) Wichura tak straszna, że aż drzewa wygina, boję się że mnie porwie w cholerę razem z tą budą. Do tego zimno, rano mamy już mrozy, szczęscie że przywiozłam sobie ciepłą kurtkę i buty.

Ostatnio wieczorem paliłam papierosa przed domem, nagle zaczęło szeleścić coś w krzakach niedaleko i rozległ się dźwięk, jakby ktoś kilka razy dmuchnął w trąbkę. No, sarna to to nie była, Mirasy, ciśnienie mi się lekko podniosło i wolałam się ewakuować do domu. Jadąc rano lub wieczorem samochodem też trzeba mieć oczy dookoła głowy, zważywszy na częstą mgłę i to taką, jakiej w życiu wcześniej nie widziałam. Widoczność zerowa, no i standardowo, różne zwierzaki wypadające na ulice. Na razie mamy na koncie tylko przejechanego lisa. Mam nadzieję, że więcej ofiar nie będzie.

Przyjechaliśmy tu w 5 osób, wszyscy wcześniej pracowaliśmy w Kurczakowni, jednego chłopaka znałam dość dobrze, z dziewczyną troszkę pracowałam, pozostałe dwie osoby były mi obce. Niedługo minie miesiąc od kiedy razem wyjechaliśmy, praca w trudnych warunkach, krańcowe wykończenie i wspólne przeżycia i przygody zbliżyły nas do siebie i nawet internetów tak bardzo nie brakuje gdy ma się przy sobie zgraną, wesołą ekipę. :) Do sklepu nie jeździmy za często, bo nie ma czasu, ale też zawsze jest od kogo pożyczyć coś, czego ci aktualnie zabrakło, lub jakieś leki.

Niestety, jeden z nas nie dostał kolejnego kontraktu i jutro będzie wracał do Polski. Przykro, ale spodziewaliśmy się tego. Zadarcie z brygadzistą, Litwinem, i kuzynem szefowej - oczywiście Litwinki, bo cała firma jest przez nich zdominowana - raczej nigdy i dla nikogo nie skończyłoby się dobrze.

Ja nadal walczę, kontrakt jest więc minimum kolejne dwa tygodnie przede mną, przygotowuję się dziś psychicznie... no i fizycznie, bo, nie ukrywajmy, kręgosłup wysiada, ręce opuchnięte i podrapane od skorup, a dupsko mi tak schudło, że po powrocie do cywilizacji będę musiała znowu udać się do Trondheim na zakupy ciuchowe. Nieraz chce się jebnąć te kraby w cholerę, siąść w kącie i płakać ze zmęczenia, ale na szczęście poznałam wiele świetnych osób, i staramy się wspierać wzajemnie. Powiem szczerze - gdyby przyjechała tu z Polski, nie mając wcześniej do czynienia z pracą przy produkcji i nie będąc przyzwyczajoną do roboty fizycznej, nie dałabym rady.

Aktualny stan: +20k koron z haczykiem na rękę w ciągu 3 tygodni. Kwota już po odjęciu mieszkania (850 koron x3) i wyżywienia w pracy. To ostatnie to ciekawa kwestia, płacimy 40 koron dziennie, a jesz i pijesz ile chcesz, karmią nas bardzo dobrze.

Śniadanie - ciepły chleb - kilka rodzajów, wędlina, ser, kilka sałatek do wyboru, śledziki bądź tuńczyk, czasem jajecznica/jajka na twardo.

Obiad - do wyboru ziemniaki lub ryż, mięso, czasem pieczony łosoś, raz nawet była lasagne. Do tego sałatki i sosy.

Podwieczorek - najczęściej ciasto, bądź pokrojone owoce.

Jeśli zostajemy w pracy dłużej niż do 19:00 nalezy nam się też kolacja - tu już najczęsciej jakiś fastfood, mini kebab, hot dogi, tortille, hamburgery.

Poza tym dwa rodzaje soków, mleko, kawa, herbata bez ograniczeń. Na stołówce wi fi bez hasła, dwa komputery, plazma na ścianie z telewizją satelitarną i palarnia na tarasie z pięknym widokiem na morze i góry. :) A, mamy też do dyspozycji siłownię, ale chyba nikt nie ma siły z niej korzystać. :P

Kupiłam sobie też wygłuszające słuchawki z radiem, jedyne 130 koron. Możemy słuchać w pracy muzyki, bo na hali jest tak głośno że jeśli ktoś czegoś od ciebie chce, i tak będziecie porozumiewać się na migi. :D Droższe są te z wejściem do mp3, ale ja odtwarzacz mam tylko w telefonie, a tego nie chcę zabierać na halę, bo łatwo zamoczyć. W norweskim radiu leci bardzo fajna muzyka - pełen przekrój, od jakichś dubstepów (raz nie wiedziałam, czy muszę lepiej złapać stację radiową, bo mi fale uciekają, czy to taka muzyka :P) poprzez hity z lat 90tych, dance i techno, aż do rapu, rocka, punku, a i nawet metal się trafi. Dla każdego coś dobrego, można też podłapać trochę norweskiego, zaczynam powoli rozumieć z kontekstu niektóre wiadomości z kraju i ze świata! :D

Jeśli będziecie chcieli, gdy będę miała chwilkę czasu naskrobię ciut ciut o procesie przetwórstwa krabów w jednej z większych, jeśli nie największej firmie tego typu w Norwegii, a może i w Europie. Jak to wygląda w praktyce - nie wiem czy temat Krabowni wyda się komuś interesujący, dlatego pytam.

Z góry przepraszam wszystkie osoby piszące do mnie PW z pytaniami, postaram się odpowiedzieć na nie gdy będę miała czas i stały dostęp do internetu, wybaczcie.

Pozdrawiam wszystkich i trzymajcie za mnie kciuki!

#norweskidziennikindeed
  • 6
Doceniam wkład ale

porozdzielam na akapity


Witam Mirasków! Przed Wami kolejny wpis z Hitry! Nadal żyję i o dziwo! Dostałam nawet wolny dzień, wczoraj myślałam że wyściskam moją szefową. :D Wpis ten klepię w notatniku, potem może złapię internet w suszarni i mam nadzieję, że poślę go w świat.

Zaliczyliśmy kolejną przeprowadzkę, już trzecią, w obrębie jednego ośrodka rybackiego, nadal daleko od miejsca pracy. Jest też szansa, że na dniach przeniesiemy się